Płakał po Jerzym Brzęczku. I on ma teraz wyciągnąć Wisłę Kraków z dołka?

Piłka nożna
Płakał po Jerzym Brzęczku. I on ma teraz wyciągnąć Wisłę Kraków z dołka?
fot. PAP
Płakał po Jerzym Brzęczku. I on ma teraz wyciągnąć Wisłę Kraków z dołka?

- Cenię Radosława Sobolewskiego, ale mam wątpliwości, czy on wyciągnie Wisłę Kraków z dołka – mówi Antoni Bugajski z Przeglądu Sportowego. – Kto jak nie on. Był blisko, wie, co trzeba poprawić. Poza tym ma duży kredyt zaufania u kibiców – mówi Marek Motyka, zawodnik Wisły w latach 1978-1989.

Jerzy Brzęczek złożył dymisję i nie jest już trenerem Wisły Kraków. Jego następcą został Radosław Sobolewski, asystent Brzęczka.To on ma powalczyć z drużyną o awans do PKO BP Ekstraklasy. Jak się uda, to zostanie na dłużej.

Zobacz także: Kulisy odejścia Jerzego Brzęczka z Wisły Kraków. Wymowna reakcja Jakuba Błaszczykowskiego


Drugi trener zwykle jest rozwiązaniem na chwilę


Antoni Bugajski, dziennikarz Przeglądu Sportowego, nie ma przekonania, że Sobolewski wyciągnie Wisłę z dołka. – I to pomimo tego, że ma charakter i jest wojownikiem – rozpoczyna Bugajski. – Moja zasadnicza wątpliwość dotyczy tego, że on był sztabie Brzęczka. Chodzi o wiarygodność człowieka, który blisko współpracował ze szkoleniowcem, który odszedł. Razem z nim firmował słabe ostatnio wyniki, a teraz ma przekonać zawodników, że to wyłącznie były trener był problemem. Dziwiłem się, kiedy Sobolewski zgodził się na rolę asystenta Brzęczka. Teraz też się dziwię, bo drugi trener jest zwykle rozwiązaniem na chwilę, a nie do końca sezonu.


Marek Motyka, który w Wiśle Kraków rozegrał ponad 300 spotkań, nie widzi problemu w tym, że Sobolewski był w sztabie Brzęczka. – Pracowali razem, ale przecież on ma inne spojrzenie i teraz ta jego filozofia weźmie górę. Sobolewski widział niemoc drużyny, ma swoje przemyślenia odnośnie przyczyn, więc pewnie wie, co trzeba zmienić, żeby działacze i kibice byli zadowoleni – analizuje Motyka.


Atutem Sobolewskiego jest warsztat


Były piłkarz Wisły słusznie zwraca uwagę na niewątpliwy atut Sobolewskiego, jakim jest jego warsztat. Pracując samodzielnie w Wiśle Płock, pokazał, że na wiele go stać. Wyciągnął ten zespół z tarapatów, potrafił wygrać z Legią Warszawa, był nawet z Wisłą na fotelu lidera. W tym sensie można zrozumieć zdziwienie redaktora Bugajskiego, bo też dla kogoś takiego, jak Sobolewski praca asystenta po epizodzie płockim była raczej krokiem wstecz.


Inna sprawa, że gdyby tej oferty nie przyjął, to być może dziś nie mówilibyśmy o Sobolewskim, samodzielnym trenerze zespołu „Białej Gwiazdy”. A sądząc po reakcjach Sobolewskiego, ten klub był i jest dla niego ważny. Gdy kończył w nim karierę zawodniczą, to ryczał jak bóbr. Po odejściu Brzęczka znowu płakał, co różnie można odbierać. Choćby tak, że Sobolewski nie do końca się z tym godzi, że nie widzi winy trenera i wbrew temu, co mówi Motyka, nie zauważa żadnych błędów Brzęczka.


Brzęczek wykonał już część czarnej roboty


Tak swoją drogą, to nasi rozmówcy też nie uważają, że Brzęczek popełnił błąd, że był problemem Wisły. – Już w kadrze nie był akceptowany przez część mediów, a teraz problem wrócił. Od początku wypominano Brzęczkowi, że pracuje w Wiśle, bo jest wujkiem właściciela Błaszczykowskiego. Gdy zaczęła się seria, to oskarżenia o nepotyzm wróciły. Te opinie nakręcały kibiców, którzy coraz głośniej zaczęli się domagać zmiany – zauważa Bugajski.


- Brzęczek miał pecha, bo słabsze wyniki są efektem transformacji, której oczekiwano. Trener stopniowo zaczął wymieniać zawodzących obcokrajowców na młodych Polaków. To się jednak zaczęło odbijać na jakości, bo Polacy nie zawsze grali na wysokim C. Kierunek był jednak dobry, bo cudzoziemcy w Wiśle przestali stanowić wartość dodaną, nie byli klasę lepsi od naszych – komentuje Motyka.


Nasi eksperci uważają, że dołek Wisły w pierwszej lidze musiał przyjść prędzej lub później. Nikt jednak nie przypuszczał, że na Brzęczka spadnie aż tak wielki hejt, że jedynym rozwiązaniem będzie zmiana, która pod wieloma względami nie ma wielkiego sensu. – Pod względem szkoleniowym lepiej było rozstać się z Brzęczkiem zaraz po spadku z Ekstraklasy, a nie teraz, kiedy stał się nie tylko trenerem, ale i osobą odpowiedzialną za skauting i kreowanie polityki kadrowej.


Kibice nie będą na niego gwizdać


Wróćmy jednak do Sobolewskiego i jego szans na wyciągnięcie Wisły z dołka. O tym, z jakimi problemami się zmierzy i co utrudni mu zadanie, już napisaliśmy. Czas jednak na pozytywy akurat tej nominacji. – On jest lubiany – stwierdza Motyka. – Danie mu szansy, to postawienie na wiślacką tożsamość – dodaje Bugajski. – Kibice na pewno dadzą mu kredyt zaufania, bo choć nie jest czarodziejem, to jest dobrze postrzegany – uzupełnia Motyka.


Zatem nominacja Sobolewskiego kończy hejt i daje drużynie spokój. Klub kupił sobie czas, a drużyna może się skupić na przekonywaniu nowego trenera, że stary się mylił, że oni mogą grać lepiej, ale potrzebują innej miotły i innego podejścia.


W klubie też się cieszą, bo jest tanią opcją


Dla udziałowców i działaczy Wisły postawienie na Sobolewskiego, to także duża oszczędność. Brzęczek wziął na siebie rolę szefa skautów, de facto dyrektora sportowego, żeby klub mógł wydawać mniej kasy. Brzęczek zwolnił się sam, więc Wisła nie straci wielkiej kasy na odprawę. Na Sobolewskiego też nie wyda, nie wiadomo jakiej kasy, bo on już jest na liście płac.


Swoją drogą Wisła nominacją dla Sobolewskiego nieco schłodziła atmosferę wokół klubu i jego aspiracji. To też może nowemu trenerowi pomóc. – Gdyby wzięto Jana Urbana, to byłby to sygnał, że gramy o awans i nie ma już miejsca na margines błędu. Sobolewski to sygnał, że już wiemy, że akcja z szybkim powrotem może się nie udać. W klubie wiedzą, że kibice szybciej przełkną porażkę z Sobolewskim, jako trenerem, niż gdyby to był ktoś inny – przekonuje Bugajski.


I nie jest skazany na porażkę


Motyka uważa jednak, że Sobolewski nie jest skazany na porażkę. - Kluczowa dla losów Wisły i Sobolewskiego będzie jesień. Jeśli przetrwa ją bez większych strat, to zimą będzie można spokojnie uzupełnić braki i zaatakować Ekstraklasę. Już wygrana w najbliższej kolejce z ŁKS-em może poprawić humory, a ja bym nie wykluczał takiego rozwiązania, bo tak jak Wisła nieoczekiwanie wpadła w dołek po niezłym początku, tak równie zaskakująco może z niego wyjść – kwituje ekspert.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie