Zmiana ról w Hiszpanii. Triumfy Realu nadały mu niemal religijną mistykę, która wcześniej kojarzyła się z Barceloną

Piłka nożna
Zmiana ról w Hiszpanii. Triumfy Realu nadały mu niemal religijną mistykę, która wcześniej kojarzyła się z Barceloną
fot. PAP
Zmian ról w Hiszpanii. Triumfy Realu nadały mu niemal religijną mistykę, która wcześniej kojarzyła się z Barceloną

El Clasico o niczym nie przesądziło. Do zakończenia sezonu w Hiszpanii jeszcze szmat czasu. Barca ma ledwie trzy punkty straty do Realu. Teoretycznie wszystko może się zdarzyć. Jedno jest jednak pewne. Xaviemu bliżej do bardzo przeciętnego trenera, jakich w Hiszpanii mnóstwo, niż do genialnego Pepa Guardioli, którego miał być wersją 2.0

W momencie, kiedy Karim Benzema ładował gola na 3:0 (ostatecznie bramka nie została uznana, był spalony), trener Barcelony Xavi był zagrożony zniszczeniem przez KO. Ciąg zdarzeń, gol kontaktowy czy kontrowersja z udziałem Roberta Lewandowskiego, który miał być faulowany w polu karnym, a sędzia nie dyktując jedenastki pomylił się (zdania na ten temat są podzielone), sprawiły, że „projekt” został w miarę uratowany. Fani Barcy wciąż mają podstawy, aby się łudzić.

 

Zobacz także: Dwie rysy na barcelońskim zwierciadle

 

Xavi na razie pozostanie pod obserwacją. Ale wciąż jest mocno „podejrzany”. Bo jego Barca w żadnym wypadku nie jest wielka. I co z tego, że do meczu z Realem straciła ledwie jednego gola i była pierwsza w La Liga? Grała jednak albo ze słabeuszami, albo z przeciętniakami. W Lidze Mistrzów jest lepsza w grupie tylko od Viktorii Pilzno. Kiedy przychodzi jej grać z kimś mocniejszym, czar ulatuje. Gołym okiem widać dysproporcje pomiędzy młodymi utalentowanymi graczami wykreowanymi w Barcelonie jak Gavi, Ansu Fati, Pedri, Erik Garcia, Balde, nowymi: mimo wszystko także z RL9, Raphinhą, Kessim, Kounde, Christensenem czy Marcosem Alonso, a „starymi”: Pique, Sergim Roberto, Jordim Albą czy Busquetsem. Ci ostatni coraz częściej nie wytrzymują tempa. I jakbyśmy nie zaklinali rzeczywistości, nie są już w stanie tworzyć wielkich widowisk.

 

A Xavi nie potrafi tego wyważyć, w poważnych starciach nie tyle, że jest bezradny, ale dokonuje po prostu złych wyborów. Owszem, miał kłopoty kadrowe w defensywie, ale jak można było wystawić wolnego Sergiego Roberto na szybszego od wiatru Viniciusa? Przecież tu się aż prosiło o katastrofę. A podobnych błędów było przynajmniej kilka. I trener nie popełnia ich po raz pierwszy.

 

„Nie zasłużyliśmy na porażkę” – tyle z grubsza miał do powiedzenia po słabym meczu z Realem.

 

W odczuciu madryckich mediów, to tłumaczenie Katalończyka dyskwalifikuje go z roli trenera z najwyższej półki. Przecież to przejaw skrajnej naiwności. Mówił to z miną zaskoczonego rozżalonego licealisty, jakby nie wiedział, że w futbolu, jak i w zasługi nie gwarantują absolutnie niczego.

 

Złośliwie można zapytać: a czy Gavi lub Ansu Fati, którzy w roli rezerwowych weszli na boisko i ożywili na moment Barcę, nie zasługiwali na grę w pierwszym składzie?

 

Niestety, ewidentnie dzieje się coś czego można było się spodziewać przed sezonem. Po nieudanym poprzednim. Padało wówczas pytanie, czy rzeczywiście była gwiazda Dumy Katalonii może się spisywać równie dobrze jak kiedyś na boisku, także jako trener. Dziś jesteśmy coraz bliżej odpowiedzi.

 

Abstrahując od kwestii wieku czy też czysto wizualnych, przecież przy słynnym Carlo Ancelottim sterującym Realem, Xavi wyglądał jak uczniak.

 

I na koniec brawurowa puenta felietonisty „Asa” Igora Paskuala, który spojrzał na „El Clasico” mniej detalicznie. Choć nie brak tu złośliwości, nie sposób powiedzieć, że nie trafił w sedno.

 

- Problem z „byciem czymś więcej niż klubem” polega na tym, że bardzo trudno jest żyć zgodnie ze swoimi zasadami. W Barcelonie zaczęli kiedyś zaczęli reklamując szczytny UNICEF, a skończyli pokazując nazwę kraju Katar na koszulce.

 

Jednak bycie królem Europy, jak w przypadku Realu, jest dużo łatwiejsze. W teorii Barcelona reprezentuje to, co niematerialne, ucieleśnia wartość estetyczną jako koncepcję etyczną. Madryt za to jest przyziemny, twardo stąpa po glebie. I cieszy się czternastoma Pucharami Europy w gablocie - zamiast marzyć o nich.

 

W obecnym świecie te proste podziały nie są już jednak tak oczywiste. Wszystko się pomieszało. Przecież, żeby Barca mogła wciąż marzyć i dążyć do swojego ideału, trzeba było uruchomić słynne dźwignie, posłużyć się nie do końca przejrzystymi machinacjami finansowymi. Podczas gdy te „ziemskie” triumfy Realu nadały mu niemal religijną mistykę, która wcześniej kojarzyła się z Barcą…

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie