Bożydar Iwanow: Szymon lubi show. Polska drużyna wreszcie "ze stylem" na koniec mistrzostw świata

Bożydar Iwanow: Szymon lubi show. Polska drużyna wreszcie "ze stylem" na koniec mistrzostw świata
fot. PAP
Bożydar Iwanow: Szymon lubi show. Polska drużyna wreszcie "ze stylem" na koniec mistrzostw świata

Wielkie wydarzenia sportowe różnie wpływają na ich uczestników. Nawet na tych największych. Może pojawić się podenerwowanie, stres, różne odcienie tremy związane z wielką odpowiedzialnością, jaka znajduje się na barkach przede wszystkim właśnie tych najlepszych, od których zależy najwięcej. Z zaciekawieniem przyglądamy się twarzom i mowie ciała trenerów, próbując odgadnąć ich stan ducha. Bawimy się w psychologów, analizując dogłębnie coraz bardziej wścibskie telewizyjne zbliżenia.

Gdy składam w jedną całość wielki mecz i osobę Szymona Marciniaka, nie widzę żadnego niepokoju czy usztywnienia. Przeciwnie, spotykając go przed spotkaniami „podwyższonego ryzyka” i o dużym ciężarze gatunkowym w Champions League – typu Atletico Madryt – Liverpool, Real – Chelsea czy Barcelona – Inter Mediolan, w jego oku zawsze widziałem charakterystyczny błysk. Radość, ekscytację i przypływ przyjemnej adrenaliny, która pobudza koncentrację i mobilizuje, bez pojawienia się poczucia małego paraliżu, który przecież może ujawnić się tuż przed dużym wydarzeniem czy ważnym egzaminem, który nas czeka.

 

ZOBACZ TAKŻE: Szymon Marciniak zabrał głos przed finałem mistrzostw świata

 

U Marciniaka jest przeciwnie, wygląda wtedy, jak dzieciak wchodzący do największego sklepu z zabawkami, gdzie wszystko jest do jego dyspozycji. Cieszy się obecnością kompletu publiczności, najlepszych piłkarzy obok siebie, osobowości trenerskich na obu ławkach i milionów przed telewizorami. Szymon lubi show. Show lubi Szymona. I nie jest to przesadna pewność siebie. Ale właściwe podejście do wyzwania ze świadomością, że jest się do wszystkiego pod każdym względem znakomicie przygotowanym. I ma się ze sobą sprawdzony zestaw ludzi, do których ma się pełne zaufanie i zawsze można na nich polegać.

 

Sukces Marciniaka to także zasługa Pawła Sokolnickiego, Tomasza Listkiewicza, Tomasza Kwiatkowskiego, jak i latającego z nim często na mecze w Lidze Mistrzów w roli arbitra technicznego Tomasza Musiała oraz pełniącego też wraz z "Kwiatkiem" funkcję sędziego VAR Bartosza Frankowskiego. To team zupełnie innych osobowości, ale działających, jak automat naczyń połączonych. Ten system, złożony z różnych charakterów i temperamentów, jest znakomicie zgrany i ułożony. Flegma „Liścia”, zrównoważenie z pogodą ducha „Sokoła”, energia „Kwiatka” ze zdecydowaniem oraz stanowczością arcymistrza stapiają się w perfekcyjną całość. Ale król jest jeden. Jest nim Marciniak.


Choć tak, jak w drużynach, które jutro zobaczymy w finale, najwięcej uwagi zwracać będziemy na dwóch panów „M”, Messiego oraz Mbappe, to żaden z nich, bez swojego teamu nie będzie w stanie zrealizować celu. To dobrze, że najważniejszy mecz turnieju obsadzony jest nie tylko dwoma największymi osobowościami piłkarskimi mundialu, ale i tą sędziowską. To wielki honor i duma, że w niedzielę po południu mamy komu kibicować. Kto by przypuszczał, że dopiero w ostatnim akcie mistrzostw świata, polska drużyna może wreszcie zaprezentować odwagę, jakość i styl? Ekipie Michniewicza nie do końca się to udało. Czas na dyskretne show zespołu Marciniaka. Dyskretne, bo przecież sędziowie podobno są najlepsi, gdy ich nie widać…

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie