Michał Białoński: Oto co zabiło szanse Michniewicza. Pora na złoty środek

Piłka nożna
Michał Białoński: Oto co zabiło szanse Michniewicza. Pora na złoty środek
fot. Cyfrasport

Czesław Michniewicz został pierwszym w XXI wieku i jednym z pierwszych w historii polskiej piłki selekcjonerem, który stracił pracę nie za wyniki sportowe. Gałąź, na której siedział w PZPN-ie, podciął własnoręcznie niezręcznym, by nie rzec nieprzyzwoitym zachowaniem podczas dwóch kolacji reprezentacji i to odbiło mu się czkawką – pisze dziennikarz Interii Michał Białoński.

Selekcjoner Michniewicz od początku nie miał łatwego zadania. W barażu wymyślił jednak mądrą taktykę, na dodatek uśmiechnęło się do niego szczęście – Grzegorz Krychowiak w prosty sposób wywalczył rzut karny – i tak udało nam się przejść Szwedów, z którymi w meczu o stawkę nie wygrał nikt od czasów Kazimierza Górskiego na MŚ 1974 r.


Już wtedy, w marcu, dostaliśmy sygnał, że nawet w takich sytuacjach, po ważnych zwycięstwach, Czesław Michniewicz popełnia koszmarne błędy. 30 marca, po godz. 1 w nocy, prosto z kolacji, na której drużyna fetowała awans na MŚ, udzielił wywiadu telewizji internetowej, w trakcie którego wylał wiadro pomyj na kilku Bogu ducha winnych dziennikarzy. Hamulców moralnych zabrakło także żurnalistom w studiu, by zamiast śmiać się od ucha do ucha, przerwać ten żenujący spektakl.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kto nowym selekcjonerem? "Nie chcemy powtórzyć tego, jaka była kadencja Paulo Sousy"


Druga feralna dla Michniewicza kolacja miała miejsce już w Katarze, po porażce z Argentyną 0-2. Porażce, która dała nam pierwszy po 36 lat awans do 1/8 finału MŚ. Wedle zeznań menedżera i rzecznika PZPN-u Jakuba Kwiatkowskiego, zeznań, o jakie poprosił zarząd, selekcjoner Michniewicz o godz. 2:30 zwołał kapitana Roberta Lewandowskiego i radę drużyny, by porozmawiać o sposobie podziału spodziewanej premii 45 mln zł od premiera.


Co możesz robić przed trzecią nad ranem? Ratować czyjeś zdrowie, życie, albo po prostu spać, ale na pewno nie rozmawiać o pieniądzach. Tym bardziej, że miałeś w perspektywie walkę o awans do ćwierćfinału MŚ! To właśnie ten cel powinien wywołać alarm: „Wszystkie ręce na pokład, jak sprawić sensację?!”, a nie przyziemna rozmowa o podziale kasy, premii, którą zarówno Michniewicz, jak i Lewandowski nazwali wirtualną.


Selekcjoner zasłaniał się argumentem, że o tej feralnej g. 2:30 drużyna dopiero kończyła kolację, ale to tym gorzej dla niego. Tym bardziej drużyna powinna się skoncentrować na regeneracji, bo każda godzina przed czwartym meczem na turnieju mogła mieć znaczenie.


Fatalna otoczka, jaka powstała wokół kadry, po tym jak światło dnia ujrzały szczegóły sporu o premie, spowodowała, że dla oczyszczenia atmosfery PZPN po prostu musiał zmienić selekcjonera.


PZPN musi uporządkować kilka fundamentalnych spraw


Natomiast zanim zatrudni nowego, powinien postawić na nogach kilka fundamentalnych spraw. Jak chociażby tę, że szefem polskiej piłki jest prezes PZPN-u i w razie czego to on, a nie trener, aranżuje wszelkie spotkania reprezentacji z prezydentem czy premierem. Także prezes związku, zarząd, decyduje o podziale premii dla drużyny.


Bez PR-owych samobójów


Z drugiej strony komunikacyjnie i PR-owo związek nie może sobie strzelać takich samobójów, jakich świadkami byliśmy podczas pierwszej konferencji selekcjonera Michniewicza, czy później, podczas MŚ w Katarze, pojawiały się sprzeczne informacje na temat klauzuli w kontrakcie selekcjonera – czy przedłuża się on automatycznie po wyjściu z grupy, czy nie.

 

Trzech selekcjonerów w dwa lata


W styczniu 2021 r. Zbigniew Boniek, po sugestiach kilku czołowych piłkarzy, zwolnił Jerzego Brzęczka. Rok temu Paulo Sousa uciekł sam, płacąc PZPN-owi odszkodowanie, bo wolał pracować za wyższe apanaże we Flamengo Rio de Janeiro. Teraz Michniewicza nie dał związkowi realnej szansy na prolongowanie z nim współpracy. W ciągu dwóch lat będziemy mieć trzeciego selekcjonera. O żadnym spośród ostatniego tercetu nie możemy powiedzieć, że kontynuował pracę poprzednika, by w ten sposób dołożyć cegiełkę do rozwoju kadry.


Brzęczek oparł styl na defensywie, nie przeszkadzało mu, że nasze pole karne jest oblężone, bo liczył na kontry i tak awansował na ME. Sousa przewrócił wszystko do góry nogami – wypchnął drużynę do wysokiego pressingu, by Robert Lewandowski był częściej przy piłce w polu karnym rywala, mając tam wsparcie. Graliśmy odważniej, lepiej wyglądaliśmy na tle silnych rywali jak Anglia, ale przegraliśmy nie tylko ze Szwecją, ale też niżej notowanymi Węgrami i Słowacją, bo obrona była rozregulowania.


Z kolei Michniewicz parkował autokar przegubowy we własnym polu karnym, na czym ucierpiała ofensywa. Lewandowski miał wrażenie, że grał na pozycji numer „osiem”, Zieliński musiał biegać za bocznym obrońcą w okolicach naszego pola karnego. Pora na fachowca, który potrafi ożywić ofensywę bez podziurawienia obrony. „Lewy” i „Zielek” są przekonani, że jest możliwe znalezienie złotego środka. Wynalezienie fachowca, który zastosuje ów środek, spoczywa już na głowie prezesa Cezarego Kuleszy i jego najbliższych doradców.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie