Mocne słowa Laty po wyborze zagranicznego trenera

Piłka nożna

Grzegorz Lato był gorącym przeciwnikiem zatrudniania zagranicznego trenera do pracy z reprezentacją Polski. Jak zareagował na Fernando Santosa? – Był najlepszą z trzech zagranicznych opcji. Liczę, że nie da sobie w kaszę dmuchać i zrobi w tej kadrze porządek – mówi nam Lato.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Chciał pan polskiego trenera dla kadry, a jest zagraniczny. Co pan powie na Fernando Santosa?

 

Grzegorz Lato, były prezes PZPN i król strzelców mundialu 1974: Powiem, że to najlepsza z trzech opcji, które leżały na stole. Santos, to trener z doświadczeniem. Osiem lat pracował z reprezentacją Portugalii, cztery lata z kadrą Grecji. Do tego ma w CV pracę w dużych, dobrych klubach. No i miał sukcesy. Jak patrzę na jego dorobek, to myślę, że ten człowiek nie da sobie w kaszę dmuchać. W końcu będzie w tej naszej reprezentacji porządek. Wreszcie będzie tak, że jak zawodnicy mają być dziesiątego, to będą dziesiątego, a nie dwunastego, bo reklamę trzeba nagrać.

Zobacz także: Kulisy wizyty Fernando Santosa w siedzibie Telewizji Polsat

 

A spodobało się panu, jak Santos mówił, że od teraz jest Polakiem.

 

Tak, a jeszcze bardziej spodobało mi się to, co powiedział o przeprowadzce do Polski. To jest świetny ruch. Gdyby miał siedzieć w Portugalii, to nie miałoby to wielkiego sensu. Będąc na miejscu, będzie miał wszystko pod kontrolą. Będzie mógł zobaczyć mecz na żywo, będzie miał kontakt z osobami ze związku, z piłkarzami.

 

Tylko czy oglądanie słabej polskiej ligi cokolwiek mu da?

 

Nie możemy drugą dekadę jechać na tych samych nazwiskach. Trzeba jeździć nawet na mecze słabej ligi polskiej i próbować coś znaleźć. Pamiętam, jak trener Kazimierz Górski po złotym medalu na igrzyskach olimpijskich wymienił całkiem sporą grupę zawodników, bo taka była naturalna kolej rzeczy. Zresztą my przez ten brak szukania nowych twarzy przez selekcjonerów płacimy tym, że nie mamy alternatywy dla zawodników, którzy siedzą na ławce w zagranicznych klubach.

 

Santos chyba jednak za bardzo nie musi szukać. Przecież powiedział, że nie będzie nikomu zaglądał w metrykę.

 

On nie chce robić rewolucji, bo nie ma na to czasu. Jakby usłyszał: masz cztery lata, zbuduj nam zespół, to co innego. On jednak szykuje drużynę na 24 marca, na mecz z Czechami w Pradze. Kilka dni później gramy u siebie z Albanią. Nie ma co szaleć, bo jak wygramy oba te mecze, to załatwiamy sobie awans z pierwszego miejsca.

 

Widzę, że ten Santos to nic a nic pana nie boli, choć wcześniej mówił pan, że trener kadry musi być Polak.

 

Ja mówiłem jedno, a prezes PZPN już jakiś czas temu zapowiedział obcokrajowca, więc zdążyłem przywyknąć. Santos, jak powiedziałem, to dla mnie najlepsza z tych opcji, które były. Żeby jednak nie było, to ja mam mieszane uczucia i one są związane z gościnnymi występami Sousy, rodaka Santosa. Nie może być przecież tak, że gość przychodzi, udaje wielkiego fachowca, a potem zrywa kontrakt, bo ktoś mu daje dwa dolary więcej.

 

Z Santosem chyba tak nie będzie. Ma zarabiać miliony.

 

Jak PZPN na to stać, to dobrze. Swoją drogą, to ceny mocno poszły w górę. Pamiętam, że Leo Beenhakker, pierwszy zagraniczny trener miał 70 tysięcy euro miesięcznie, a tu jest bodaj trzy razy tyle.

 

W przeliczeniu na złotówki 12 milionów.

 

Nikt jednak nie będzie na to patrzył, jak będzie wynik. Inna sprawa, że jak sobie pomyślę, jakie grosze zarabiał nasz wybitny trener, pan Kazimierz Górski, to nie wiem, co o tym myśleć. Pamiętam, jak jeszcze w latach 90-tych Henryk Apostel mówił, że przecież on nie będzie pracował z kadrą za 500 dolarów. Teraz jednak jest na bogato, no i czasy się zmieniły.

 

A jak się panu podoba to, że Portugalczyk ma objąć nadzorem cały pion szkolenia w związku?

 

Myślę, że to się skończy tak, że on popatrzy i podpowie pewne rozwiązania, ale nie będzie się wtrącał. Powie swoje, wskaże kierunki, a reszta będzie zależała od trenerów pracujących z drużynami młodzieżowymi.

 

To może być trochę za mało, bo my mamy ze szkoleniem duży problem.

 

Moim zdaniem on jednak nie wynika z tego, że coś źle robimy.

 

To z czego?

 

Z tego, że jak pojawi się talent, to rodzice nagle dostrzegają szansę na szybkie zarobienie milionów euro na zachodzie, za chwilę pojawia się też jakiś agent, młody wyjeżdża i jest koniec. Bo taki zawodnik, zanim wyjedzie, to powinien pograć trochę w polskiej lidze, nabrać doświadczenia, przygotować się. Ja cały czas uważam, że takim idealnym przykładem na poparcie mojej tezy jest Kapustka. U Nawałki grał, aż miło było popatrzeć. Jednak wyjechał i na zachodzie zginął, przepadł. Wrócił do Polski już jako inny zawodnik.

 

Ryzyko zawodowe.

 

Warto to jednak ograniczyć. Jak na zachodzie mają Anglika, Niemca i Polaka, to Anglik i Niemiec prędzej się przebije niż Polak. My chcąc zrobić karierę, musimy mieć wyrobioną markę, być dwa razy lepsi i cały czas walczyć o swoje. Przerabiałem to na swojej skórze. Jak przychodziłem do Lokeren, to trener nie mógł uwierzyć, że będzie grał u niego Lato, król strzelców mundialu. Nie było jednak zmiłuj się. Jak w sobotę strzelałem bramkę, to w niedzielę klepali mnie po plecach, a od poniedziałku musiałem walczyć o skład na następne spotkanie. Byłem jednak na to gotowy, bo długo grałem w polskiej lidze i zaliczyłem wiele meczów w kadrze.

 

Wróćmy do Santosa. Będzie pasował Lewandowskiemu? Pytam, bo wielu ekspertów zadaje takie pytanie, sugerując wielki wpływ naszego najlepszego piłkarza na to, co dzieje się w kadrze.

 

Jest taka stara zasada, że kapitanem kadry jest trener. Jest też druga zasada, że trener ma zawsze rację. Dlatego powiem brutalnie: morda w kubeł i nie ma dla mnie znaczenia, czy uwagi zgłasza Lewandowski, czy inny zawodnik. Piłkarz wychodzi na boisko i ma grać, a nie marudzić, mówić, że mu nie pasuje trener lub taktyka. Santos na ostatnim mundialu pokazał, że u niego nie ma ludzi nietykalnych. Posadził na ławie Ronaldo? Posadził. I jeszcze dobrze na tym wyszedł. Bo piłkarz, niezależnie od tego, jak się nazywa, jest od tego, żeby udowodnić, że należy mu się miejsce w składzie i na tym powinien się skupić.

 

Pan już wspomniał o tym, że Santos będzie miał polskich asystentów. Nie byłoby jednak lepiej, gdyby zamiast Piszczka i Kaczmarka byli to Urban i Probierz, a więc ci, którzy już teraz byli wymieniani w gronie kandydatów do prowadzenia kadry. Przypomnę tylko, że Adam Nawałka wypłynął u Beenhakkera.

 

Tu bym się nie czepiał. Sousa nie miał żadnego Polaka w sztabie i to był największy błąd Zbyszka Bońka. Teraz jest dwóch i dobrze. Piszczek i Kaczmarek też mają potencjał. Kto wie, może w końcu doczekamy modelu, gdzie po odejściu jednego trenera kadrę przejmuje jego dotychczasowy asystent. Niemcom się to sprawdzało.

 

Myśli pan, że po zmianie trenera kadra będzie grała lepiej niż na mundialu w Katarze?

 

Trener nie gra. Ma wpływ na taktykę, dobór składu, odpowiednie wykorzystanie potencjału zawodników, ale na boisko wychodzą piłkarze. Ja oczywiście mam nadzieję na poprawę, bo nie chciałbym oglądać więcej takich meczów, jak ten z Argentyną.

 

Ja też nie.

 

Powiem panu, że za moich piłkarskich czasów też się zdarzało, że trener nie trafił z taktyką, ale jak była inteligentna drużyna, to potrafiła to granie zmienić tak, że nagle zyskiwała przewagę nad rywalem. Tak się działo, bo my byliśmy jak jeden organizm. Jeden drugiemu pomagał. Były gwiazdy, ale nikt nie zadzierał nosa, bo liczył się zespół. Santos o tym mówił. Podkreślał, jak ważne będzie to, żebyśmy byli „my”, nie „ja”. Nie ma co, musimy poczekać do 24 marca i wtedy się okaże, co to wszystko nam dało. Ja trzymam kciuki z nadzieją na sukces.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie