Marek Magiera: Ostatni tydzień "Szampona"

Siatkówka

Stara historia. Przegrałem zakład i musiałem się napić. Jaki to był smak? Nie pamiętam. Ale taki trochę mydlany. W każdym razie nieciekawy.

Takimi słowami Mariusz Wlazły opisał sytuację, kiedy to w środowisku siatkarskim stał się "Szmponem". Opowiedział o tym w ostatnim magazynie 7 Strefa. Tam też odpowiedział na szereg pytań dotyczących jego pięknej ligowej i reprezentacyjnej kariery, która po 20 latach dobiega końca. Dzisiaj wieczorem siatkarz rozegra ostatni mecz w roli gospodarza w Gdańsku. O 20:30 jego Trefl zagra pierwszy mecz w rywalizacji do dwóch zwycięstw z Projektem Warszawa o 5 miejsce. W piątek natomiast, w Warszawie na Torwarze, rozegra ostatni mecz w karierze.

 

ZOBACZ TAKŻE: Mariusz Wlazły zostaje w Treflu Gdańsk! Wiadomo, co będzie robił po zakończeniu kariery

 

Kto nie widział ostatniej 7 Strefy może żałować. To był program pięknych wspomnień i wzruszeń związanych z kimś absolutnie wyjątkowym. O Wlazłym jako siatkarzu kibice wiedzą wszystko. Dzięki piątkowemu programowi fani mogli też poznać Mariusza – oprócz "Szampona" zwanego też "Super Mariem" – jako człowieka. Ojca i męża, pasjonata fotografii i podróży, normalnego faceta, który dba o każdy szczegół swojego życia dokładnie planującego swoje kolejne kroki na dwóch ścieżkach – prywatnej i zawodowej.

 

Podsumowując karierę Wlazłego wypadałoby w tym miejscu przytoczyć liczby jakie wykręcił w swoim profilu statystycznym oraz przypomnieć wszystkie wygrane trofea. Ale czy to ma w ogóle sens? Może wystarczy powiedzieć, że wygrał wszystko co mógł wygrać i na stałe zapisał się w historii naszych ligowych rozgrywek. Zapisał się jako absolutny MVP – siatkarz numer jeden w historii naszej zawodowej ligi. I tutaj kropka, bo nawet nie ma co na ten temat dyskutować.

 

Na koniec jedna historia związana z Mariuszem, której byłem naocznym świadkiem. W 2014 roku, kiedy Wlazły po dłuższej przerwie wrócił do reprezentacji Polski przed jednym z meczów Ligi Światowej w katowickim Spodku spotkał się na kawie w hotelu ze swoim przyjacielem Kamilem Stochem, opromienionym wtedy dwukrotnym złotem olimpijskim. Kamil wcześniej był na meczu i ubrany był w strój jaki na mecze ubierają zwykli kibice. Miał czerwoną koszulkę z napisem "Polska" na plecach i orzełkiem na piersi. Obaj panowie siedzieli sobie wygodnie w fotelach w hotelowym lobby, kiedy podchodzili do nich kibice i prosili o wspólne zdjęcie. Ale co ciekawe nie prosili o zdjęcie z obydwoma sportowcami, tylko o zdjęcie z Mariuszem Wlazłym. Kamil Stoch był proszony, aby te zdjęci zrobić, co zresztą z uśmiechem na twarzy robił. Po którejś fotce do jednej z kibicek Mariusz powiedział, żeby zaczekała, bo teraz on zrobi jej zdjęcie "z tym panem". W odpowiedzi usłyszał, że nie trzeba, bo ona zdjęć z kibicami ma dużo. Swoją drogą ciekawe, czy taki numer przeszedłby z Adamem Małyszem?

 

Mariusz. Dzięki za wspaniałe chwile. Dzięki za emocje. Dzięki za te wszystkie mecze. Dzięki za te 20 lat. Dzięki za to, że zawsze dbałeś o to, aby była jakość, a nie żeby jakoś to było. Dzięki za Twój profesjonalizm i za to, że w relacjach z mediami nigdy nie oszukiwałeś i zawsze byłeś sobą. Miło było maszerować razem z Tobą ramię w ramię z mikrofonem w ręku przez te 20 lat. I nie zmieniaj się, bo przede wszystkim jesteś super gościem.

Marek Magiera/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie