Marian Kmita: I po co nam te Igrzyska Europejskie?

Inne
Marian Kmita: I po co nam te Igrzyska Europejskie?
fot. Cyfrasport

Dobiega końca największa od czasu Euro 2012 impreza sportowa organizowana w Polsce. Jedni mówią, że kompletnie nikomu niepotrzebna. Inni zupełnie odwrotnie - że to kolejny organizacyjny i sportowy sukces Polski. Prawda, jak to zwykle bywa, znowu zdaje się być po środku.

Bez dwóch zdań myli się ten, kto twierdzi, że ta prawie dwutygodniowa impreza rozgrywana w południowej Polsce aż w 26 lokalizacjach to jakaś kara Europejskiego Komitetu Olimpijskiego i zbędny wydatek Państwa Polskiego. Tak nie jest i nigdy nie będzie. Każda międzynarodowa impreza sportowa rozgrywana w Polsce w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu to nie tylko zaszczyt, ale i dobry interes, choć korzystny bilans przedsięwzięcia nieraz rozkłada się na lata. Wiedzą o tym nie tylko włodarze polskiej piłki nożnej po Euro 2012 czy siatkówki po MŚ 2014 i 2022, ale i innych związków sportowych też.

 

ZOBACZ TAKŻE: Gdzie oglądać Wimbledon 2023?

 

Zupełnie inną sprawą jest, na ile organizatorzy takiej imprezy są w stanie skutecznie zachęcić Polaków do osobistego w niej udziału. I tu, jeśli chodzi o Igrzyska Europejskie 2023, mamy rzeczywiście przykład totalnej nieudolności. Puste trybuny na zawodach lekkoatletycznych na Stadionie Śląskim i skoczniach narciarskich to zjawisko trudne do wytłumaczenia, zwłaszcza że organizatorzy mogli czerpać np. z trudnych doświadczeń wrocławian po World Games 2017 roku.

 

I chociaż na trybunach było pusto lub prawie pusto, to już przed telewizorem nie było tak źle. Oczywiście - spakowanie całego przekazu z Igrzysk do jedynego kanału sportowego, jaki posiada TVP, było uciążliwe dla sympatyka tych zawodów. Nie dawało to możliwości żadnego wyboru, ale z drugiej strony dobre i to, co poszło na wizji, bo takie kajaki, szermierka, łuki czy zawody w boksie tajskim nigdy wcześniej nie miały takiej widowni. Widowni czasami na poziomie 150 - 200 tysięcy widzów. Od czasu do czasu zawody z IE - np. w lekkiej atletyce i skokach narciarskich - gościły w TVP 1, dobijając nawet w ostatnim dniu startów na Stadionie Śląskim do 1 miliona widzów. To wynik bardzo przyzwoity, wprost zaprzeczający tezie, jakby Polacy o Igrzyskach nie wiedzieli albo je zignorowali i z tego powodu nie pofatygowali się na trybuny.

 

Co się zatem stało? A to już pytanie do spółki organizującej Igrzyska, odpowiedzialnej za promocję, sprzedaż i darmową dystrybucję biletów.


Puste trybuny na Małopolskich Igrzyskach to zjawisko zaskakujące, bo przecież sportowo nasi reprezentanci - no może poza skoczkami - wypadli znakomicie. Jakby na to nie patrzeć, te prawie czterdzieści (na piątkowy wieczór) medali nie spadło nam z nieba, tylko trzeba było je - czasami w bardzo twardej walce z rywalami - zwyczajnie wywalczyć. I choć przed Igrzyskami liczyliśmy na nasze kajaki, lekkoatletów, szermierzy, strzelców i sporty walki, to medale w wspinaczce sportowej, koszykówce 3x3, siedmioosobowym rugby kobiet czy teqballu nie były już tak oczywiste.

 

Zatem sportowo stawiamy przy Igrzyskach zdecydowanie plus i skwapliwie podglądamy np. takich Włochów, jak oni to robią, że potrafią znokautować wszystkich rywali w generalnej klasyfikacji, dotyczącej liczby i jakości zdobytych medali. Podglądamy, bo wierzymy, że dość odważne wypowiedzi naszego ministra od sportu Kamila Bortniczuka, że Igrzyska Europejskie to ledwie wprawka do naszych starań o "prawdziwe" Igrzyska Olimpijskie, to nie tylko propagandowa, przedwyborcza zagrywka. Mam taką nadzieję, że minister Bortniczuk mówi poważnie i jego polityczni koledzy też myślą podobnie, bo szkoda by było doświadczeń z IE nie wykorzystać do jeszcze ambitniejszego projektu.

 

Oczywiście żeby udźwignąć takie przedsięwzięcie, poza przychylnością MKOL-u, trzeba jeszcze mieć bardzo sprawny aparat wykonawczy do realizacji ambitnego planu. A tu - mówiąc eufemistycznie - mamy olbrzymie rezerwy. Trzeba nie tylko zaangażowania Państwa, ale i klarownego podziału ról pomiędzy rządowymi ministerstwami, i to nie tylko tym od sportu, samorządem regionu i nominalnego miasta organizatora a Polskim Komitetem Olimpijskim, który w tej układance nie może być niemym statystą, tak jak było do tej pory. Wzory można czerpać np. ze wspomnianych wyżej włoskich rozwiązań, które dają szybkie i rewelacyjne rezultaty. Tam włoski komitet olimpijski CONI jest osią całego sportowego systemu, dzieląc nie tylko wszystkie pieniądze, ale i biorąc odpowiedzialność za końcowy efekt projektu.

 

Tak więc gdybyśmy mieli posumować te nasze polskie Igrzyska Europejskie, to wbrew nagonce niektórych mediów na koniec okazały się one być nie tylko znaczącym sukcesem sportowym, ale i bezcennym doświadczeniem organizacyjnym w skali całego kraju. A docenimy je jeszcze bardziej, jeśli w perspektywie następnej dekady złożymy w MKOl-u aplikację i otrzymamy prawo do organizacji Igrzysk Olimpijskich. Wtedy - w tej perspektywie - wydatek miliarda złotych na kończące się IE Małopolska 2023 nie będzie już tak kłuł wszystkich w oczy jak dzisiaj, a Polska na tym zwyczajnie skorzysta. Skorzysta na pewno i to w każdym wymiarze.

Marian Kmita/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie