Jakub Błaszczykowski powiedział "pas”. Grzegorz Lato wbił mu szpilkę

Piłka nożna
Jakub Błaszczykowski powiedział "pas”. Grzegorz Lato wbił mu szpilkę
Grzegorz Lato (po lewej) i Jakub Błaszczykowski

- U nas jest jeden problem – nasi młodzi piłkarze wyjeżdżają na Zachód i bardzo często giną. Powinni zostać w kraju jeszcze z rok, dwa, wzmocnić się fizycznie. Ale wina leży też po stronie rodziców. Zdolny, młody chłopak, gdy zaczyna się łapać w pierwszym zespole, to rodzice myślą, że trzeba go pakować już za granicę. Bo przyjeżdżają menadżerowie i obiecują cuda, liczą miliony euro, jakie zarobią – powiedział nam król strzelców MŚ 1974 r. Grzegorz Lato.

Michał Białoński, Polsat Sport: W ostatnią sobotę karierę zakończył Jakub Błaszczykowski. Został wybrany do „Jedenastki Stulecia PZPN-u”, obok pana, jako prawoskrzydłowy. Rozegrał 105 meczów w reprezentacji, walnie przyczynił się do uratowania Wisły Kraków. W pewnym sensie wasze kariery są podobne – on wcześnie stracił matkę, pan – ojca.

 

Grzegorz Lato wytknął najważniejszy błąd Fernando Santosa. Oto brutalna prawda!

 

Grzegorz Lato, król strzelców MŚ 1974 r.: Nie ma podobnych, a tym bardziej dwóch jednakowych karier. Ja bardzo szanuję Kubę, choć miałem z nim mały zatarg.

 

O bilety dla piłkarzy podczas Euro 2012.

 

Później się okazało, ile dostał biletów (śmiech). Kuba skończył karierę, cześć, do widzenia! Rozegrał w kadrze o pięć meczów więcej ode mnie. Mam tylko pytanie: „Co włożył do gabloty?”

 

W jego okresie reprezentacja nie zdobyła żadnego trofeum, a jej największy sukces to ćwierćfinał Euro 2016.

 

Dziękuję. A u mnie, co tam jest?

 

Złoto i srebro igrzysk olimpijskich i dwa medale MŚ.

 

Nie dołożyłby pan jeszcze coś?

 

Tytuł króla strzelców MŚ 1974 r.

 

I piąte miejsce MŚ 1978 r. Nieduża różnica. Współczesna reprezentacja jako taki wynik miała na ME we Francji. Po rzutach karny pokonaliśmy Szwajcarię, ale w ten sam sposób ulegliśmy Portugalii. Przy czym pamiętajmy, że po zwiększeniu liczby uczestników, na ME gra niemal połowa państw. Na MŚ w 1974 r. występowało tylko 16 zespołów, na turnieju w Hiszpanii w 1982 r. rozszerzono liczbę uczestników do 24 drużyn. A teraz się planuje, że na kolejnych MŚ będzie 48 drużyn.

 

To już jest zatwierdzone. Na turnieju rozgrywanym USA, Meksyku i Kanadzie będzie 12 grup po cztery zespoły każda.

 

Finanse o wszystkim decydują, telewizje płacą, im więcej jest krajów zaangażowanych, tym większe zarobki. Pogoń za pieniędzmi zmienia piłkę. Za moich czasów na ME grały cztery drużyny, a później osiem, a teraz jest ich 24. A i tak mamy kłopoty z awansem przez porażki z Czechami i Mołdawią. Gdy trafiliśmy do takiej grupy, wszyscy mówili: „Awans mamy w kieszeni, pytanie tylko czy z pierwszego czy drugiego miejsca”.

 

Może w okresie zmiany pokoleniowej niepotrzebnie PZPN na siłę postawił na selekcjonera obcokrajowca, którego język angielski jest słaby, a przez to kontakt z piłkarzami mocno ograniczony?

 

Ja już dawno swoje zdanie ogłosiłem – jestem za polskimi selekcjonerami. Nie wciskajcie mi kitu, że zagraniczny trener osiągnął z naszą reprezentacją dobre wyniki. Wiadomo, jakie miał Leo Beenhakker.

 

Uzyskał jednak historyczny awans na ME.

 

Ale później mu nie poszło na turnieju, ani w eliminacjach do MŚ. Nie zbawił nas też Paulo Sousa, który uciekł do Brazylii. Teraz mamy następnego Portugalczyka, powiem panu. Fernando Santos to jest fachowiec, elegancko. Jak się ma dobrych zawodników, to się gra. Jest jednak jedno „ale” - nie ma wyników.

 

Bliscy nam kulturowo i piłkarsko Czesi nigdy nie powierzyli reprezentacji obcokrajowcowi.

 

No widzi pan. Ale to pytanie nie pod ten adres. Ja też bym stawiał zawsze na polskich trenerów i zdania nie zmieniam. Największe sukcesy mieli Polacy: Kazimierz Górski – złoty medal IO i trzecie miejsce na świecie, do tego srebrny medal IO. Jacek Gmoch – piąte miejsce na MŚ w Argentynie. Antek Piechniczek – trzecie miejsce na świecie podczas turnieju w Hiszpanii. Powtórzył sukces Kazia Górskiego. Awansował też na MŚ w Meksyku, tam wyszli z grupy i odpadli dopiero z Brazylią. Tyle! I później jest już przepaść, powiem panu.

 

Czy Stal Mielec poradzi sobie z utrzymaniem w Ekstraklasie. Ostatnio przegrała z beniaminkiem – Puszczą Niepołomice.

 

Trzymam kciuki, żeby moja Stal i tym razem sobie poradziła. Puszcza już wcześniej strzeliła parę bramek, choć grała na wyjeździe. Nie rozumiem tej zmiany terminarza, bo wcześniej zawsze beniaminek zaczynał mecz u siebie.

 

Tym razem beniaminkowie sami poprosili o rozpoczęcie na wyjazdach, ŁKS np. zmieniał murawę. Jak panu podoba się moda na przekładanie meczów, którą w tym sezonie rozpoczęła Legia, zmieniając termin meczu z Cracovią?

 

Postąpiła tak nie tylko Legia, ale także Pogoń, Lech. Chcą zyskać czas na lepsze przygotowanie do meczów o Ligę Konferencji, by awansować do fazy grupowej. Ja jestem za tym, żeby im pomóc. Jak chcą przełożyć, to należy im to zrobić, byle jak najwięcej zespołów przedostało się do grupy. W przestrzeganiu terminarza nie możemy być bardziej papiescy od papieża.

 

Czy Raków przebije się do Ligi Mistrzów? Po wyeliminowaniu Karabachu Agdam pokonał u siebie Aris Limassol 2-1, ale rewanż na Cyprze będzie bardzo trudny.

 

Trzymam kciuki za powodzenie mistrzów Polski. Powiem panu, że ten Karabach, to azerską ma tylko nazwę, a grają w nim zawodnicy z całego świata. Mają kasę, to ściągają dobrych piłkarzy. Tym bardziej chwała Rakowowi, że sobie poradził.

 

U nas jest jeden problem – nasi młodzi piłkarze wyjeżdżają na Zachód i bardzo często giną, powiem panu. Powinni zostać w kraju jeszcze z rok, dwa, wzmocnić się fizycznie. Ale wina leży też po stronie rodziców. Zdolny, młody chłopak, gdy zaczyna się łapać w pierwszym zespole, to rodzice myślą, że trzeba go pakować już za granicę. Bo przyjeżdżają menadżerowie i obiecują cuda, liczą miliony euro, jakie zarobią. A później się okazuje, że to nie tędy droga! Wie pan, żeby Polak zagrał w pierwszym składzie w Bundeslidze, to musi być wybitnie lepszy od Niemca.

 

Jak 21-letni Jakub Kamiński, który się przebił do składu Wolfsburga.

 

Sam grałem w klubach zagranicznych, więc zdaję sobie sprawę z tego, jak tam jest. Tam jest inna kwestia: wyrobił pan sobie nazwisko poprzez grę w reprezentacji i to pomaga, ale dzisiaj pana klepią po plecach, bo pan strzelił dwie bramki i wygraliśmy mecz, ale od poniedziałku zaczyna się od nowa walka o miejsce w składzie. Młode wilki, jak w Belgii, tylko czekały, żeby mi się noga poślizgnęła. W każdym meczu musiałem udowadniać, że jestem poza ich zasięgiem. Jeden dobry mecz i osiadanie na laurach – taka taktyka nie przejdzie.

Jestem kibicem reprezentacji Polski na dobre i na złe, ale teraz jest z nią źle.

 

Co według pana szwankuje?

 

Problem tkwi w mentalności piłkarzy, którzy grają za granicą. Część gra, a część wchodzi z ławki, inni się z niej nie podnoszą. Powiem panu krótko - za naszych czasów nie było szans, by ktoś, kto nie grał w podstawowej jedenastce w klubie, dostał powołanie.

 

Ja miałem taki przypadek, że przyszedłem do Lokeren jako ostatni w okienku transferowym i przypadł mi ostatni wolny numer – 22. Pańscy starsi koledzy po fachu wyrokowali: „Lato siedzi na ławce, bo ma numer 22”. U nas się wówczas utarło, że grające numery to od jeden do 11. Dopiero jeden z nich, bodajże Stefan Szczepłek, zadzwonił do Włodka Lubańskiego i Włodek mu wyjaśnił: „Chłopie! Gra w podstawowym składzie i ma już dziewięć strzelonych bramek, a numeru nie zmieni, dopóki będzie grał w Lokeren” (śmiech).

 

Fakt, że trafił pan do Lokeren, gdzie był już Włodzimierz Lubański bardzo pomógł w adaptacji w obcym kraju?

 

Na pewno tak. Włodek bardzo mi pomógł, język znał perfekcyjnie. Właściciel klubu poprosił Włodka, żeby ze mną pogadał, czy nie przejdę do Lokeren. Zgodziłem się. Napad, jaki miało Lokeren, to każdy klub na świecie chciałby mieć.

 

Trzej panowie L?

 

Tak. Lubański, Lato i Preben Elkjaer Larsen. To była ekipa, o Jezus! Oprócz nas grało w Lokeren jeszcze trzech reprezentantów Belgii, reprezentant Islandii Arnor Gudjohnsen, reprezentujący Czechosłowację Słowak Karol Dobias. Skład mieliśmy mocny, klub był świetny. Bardzo miło wspominam dwa lata spędzone w Belgii. Teraz mam nadzieję, że Legia, Lech, Raków i Pogoń Szczecin poradzą sobie i wejdą do rozgrywek grupowych europejskich pucharów.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie