Michał Białoński: Fernando Santos poniósł klęskę, ale Kulesza przegrał razem z nim

Piłka nożna

Gdy prezes PZPN-u Cezary Kulesza postawił na Fernando Santosa, wszyscy zachłysnęliśmy się tym wyborem. Każdy miał przed oczyma mistrzostwo Europy 2016, czyli główny skalp Portugalczyka. Zabrakło jednak głębszej analizy, która by pokazała, że to znacznie gorszy wybór dla naszej drużyny niż jego rodak Paulo Sousa. Chaos w powołaniach, bałagan na boisku, brak wiary piłkarzy, do których trener nie potrafi dotrzeć - to przyczyniło się do porażki z Albanią, przez co oddalamy się od ME.

Porażki Santosa powodują, że nie tylko oddala nam się Euro 2024, ale też zaczynamy nurkować  w rankingu FIFA. Po Czesławie Michniewiczu Portugalczyk przejął Polskę na 22. miejscu, teraz jesteśmy już na 26., a po porażce w Tiranie grozi nam spadek nawet na 29. lokatę.

 

ZOBACZ TAKŻE: Hajto ostro o Lewandowskim! "Upokarzające. Wiem, dlaczego młodzi nie chodzą do niego z pytaniami"

 

W październiku 2021 r. Polska wygrała w Tiranie z Albanią 1-0, pod wodzą Paulo Sousy. Nie minęły dwa lata i Fernando Santos przegrywa zasłużenie 0-2 na tym samym stadionie.

Główne grzechy Fernando Santosa

Co się zatem stało z drużyną, która jeszcze w grudniu ubiegłego roku grała w 1/8 finału MŚ?

Fernando Santos na początku eliminacji do ME został w blokach, a z nim reprezentacja, przez porażki z Czechami w Pradze i Mołdawią w Kiszyniowie. To spowodowało u selekcjonera panikę i powrót do doświadczonych piłkarzy Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego. Okazuje się jednak, że nie da się Wisły nawrócić kijem. Nawet stare wygi nie uchroniły nas od kolejnej wstydliwej porażki, tym razem z Albanią. Natomiast sam fakt, że Santos zmienił swój plan zmiany warty musiał zaburzyć w zespole wiarę w selekcjonera.

 

U Fernando Santosa nic się nie klei ani w powołaniach, ani na boisku. Najlepszym przykładem jest nie tylko Grzegorz Krychowiak, który z marcowo-czerwcowego niebytu w kadrze dostał powołanie i od razu urósł do roli lidera drugiej linii. I w działaniach defensywnych na ogół dawał radę, choć większość będzie mu wypominać dwa nieudane strzały z dystansu z Tirany i łatwo łapane żółte kartki w obu meczach.

 

Drugim przykładem jest Paweł Wszołek, w sprawie którego selekcjoner najpierw kłócił się z dziennikarzami, tłumacząc przed wrześniowym zgrupowaniem, że legionista nie jest mu potrzebny. Po czym Fernando Santos awaryjnie powołał Pawła i wstawił go w drugiej połowie meczu z Wyspami Owczymi. Okazało się, że Wszołek wniósł ożywienie, po czym powędrował na ławkę w meczu z Albanią, a przeżywający szczyt formy jego kolega klubowy Bartosz Slisz znalazł się na trybunach.

Odcięte skrzydła reprezentacji Polski

Z jednej strony nie jest winą Santosa, że przestaliśmy stwarzać zagrożenie na skrzydłach i nawet w meczu z Wyspami Owczymi baliśmy się pojedynków w bocznych sektorach. Jakub Kamiński i Michał Skóraś są dziś w gorszej formie, po tym jak stracili miejsce w podstawowych składach swoich klubów. Na wiosnę obaj grali regularnie. Z drugiej jednak strony to Santos w Tiranie posłała na boki duety, które nigdy dotąd ze sobą nie współpracowały, więc trudno było mówić o jakichkolwiek automatyzmach. Na prawej flance zagrażać mieli dwaj nominalni obrońcy Bartosz Bereszyński z Matty’ym Cashem, a na lewej – Jakub Kiwior z Kamińskim. Na dobrą sprawę jedynym zagrożeniem ze skrzydeł, były dalekie wrzuty z autu Casha.

 

Nie kleiła się gra na skrzydłach, ale nie lepiej było z próbami pressingu, jakie nasi piłkarze stosowali w Tiranie. Były chaotyczne i spóźnione. Albańczycy bez trudu z tym sobie radzili.

Drużynie Santosa brakuje determinacji

Poza starciem Niemcami, właściwie w każdym meczu pod wodzą Fernando Santosa rywale wyglądają na bardziej zdeterminowanych. I to jest również clou problemu. Nie zmienią tego zdjęcia w mediach społecznościowych ze wspólnej kolacji, na której każdy jest uśmiechnięty, ani barwne opowieści o wspaniałej atmosferze. Portugalczyk nie jest w stanie wydobyć drzemiących w psychice z rezerw przez kłopoty komunikacyjne i styl pracy. Santos nigdy nie lubił częstych, wręcz stałych kontaktów z piłkarzami. Tymczasem nasza szatnia właśnie do takich była przyzwyczajona. Czy to za czasów Adama Nawałki, Czesława Michniewicza, czy nawet Paulo Sousy, którego angielski był o niebo lepszy niż Fernando Santosa, co umożliwiało bezpośrednią komunikację.

 

Pracując w Grecji trener Santos opanował Grekę do tego stopnia, że mógł swobodnie porozumiewać się z piłkarzami, nawet w cztery oczy.

U Santosa kuleje rozpoznanie potencjału piłkarzy

Rozpoznanie umiejętności i możliwości piłkarzy to spory problem Santosa. Na półlewego stopera selekcjoner uparcie forsuje Jana Bednarka, który w niedzielę dał się ograć jak junior, przez co szybko zarobił żółtą kartkę, a później doznał kontuzji. Za Bednarka Santos posłał prawonożnego Mateusza Wieteskę, który w końcowej fazie meczu starał się brać udział w akcjach ofensywnych, ale ma spory udział przy straconej drugiej bramce. Tymczasem Paweł Dawidowicz, którego atutem jest lewa noga, który jest liderem i kapitanem Hellas Verona, mógł temu wszystkiemu tylko bezsilnie przyglądać się z ławki.

Fernando Santos to autorski projekt Cezarego Kuleszy. Ryba psuje się od głowy

Pamiętajmy jednak, że ryba psuje się od głowy. Dziś gromy lecą na Santosa, ale Portugalczyk i sposób jego pracy w Polsce to autorski pomysł prezesa PZPN-u Cezarego Kuleszy. Pamiętajmy, że w odwodzie szef polskiej piłki miał innego Portugalczyka – Paula Bento i Szwajcara Vladimira Petkovicia. Gremialnie temu wyborowi w styczniu przyklasnęliśmy, choć Portugalczycy odetchnęli, gdy pozbyli się Fernando Santosa, mieli poczucie, że w dusznym pokoju ktoś wreszcie otworzył okno.

 

Obowiązkiem PZPN-u było sprawdzenie, czy 68-letni trener nie staje się powoli wypalony zawodowo, czy jego styl pracy, bez dobrej komunikacji z zespołem jest najlepszym wyborem na zastąpienie Czesława Michniewicza, który swą codzienną pracą bawił piłkarzy i jednocześnie uczył, potrafił do nich dotrzeć.

Spotkania Kuleszy z Satnosem powinny być codziennością, ale są wielkim wydarzeniem

Kuleje komunikacja na linii Santos – zespół, ale ta na linii Cezary Kulesza – Fernando Santos leży całkowicie na łopatkach. Obaj panowie pracują w jednym biurze, kilkanaście metrów od siebie, ale ich rozmowy wcale nie są codziennością. Ich spotkania są tak rzadkie, że aż nagłaśniają je media, niczym wizyty ważnych głów państw. Zresztą podobnie było za kadencji Paula Sousy, który miał świetny kontakt ze Zbigniewem Bońkiem i Markiem Koźmińskim, ale po zmianie za sterami związku ów kontakt się urwał. Zamiast codziennych rozmów z szefem, Sousa dostawał doniesienia w mediach, od zaprzyjaźnionych z Kuleszą dziennikarzy, mówiące o tym, że zostanie wezwany na dywanik. Widząc ów brak zaufania, naprędce salwował się ucieczką do Brazylii.

Kulesza dał się ograć do zera ws. polskich asystentów

Kulesza płaci Santosowi sowicie, czyniąc z niego najlepiej opłacanego selekcjonera w historii naszej piłki, ale nie potrafił wyegzekwować obecności w sztabie dwóch polskich asystentów. A proponował na to stanowisko Łukasza Piszczka i Tomasza Kaczmarka.

 

Kulesza, z sekretarzem generalnym Łukaszem Wachowskim i samym Santosem, naopowiadali nam w styczniu, że Portugalczyk zapuści korzenie w Warszawie i będzie wpływał na poprawę szkolenia w naszym kraju. – Do portugalskiej kadry wprowadziłem wielu młodych. Wiek nie jest jednak najważniejszym kryterium, tylko jakość ogólna, techniczna, taktyczna i psychologiczna – opowiadał Fernando Santos, po czym na długie miesiące wyjeżdżał do swej ojczyzny. Udało się go ściągnąć na mecz o Superpuchar Polski, ale już nie na rywalizację naszych klubów w europejskich pucharach czy na rozpoczęcie rozgrywek Ekstraklasy. Selekcjoner dotarł dopiero na mecz Legii z Austrią Wiedeń i na czwartą kolejkę ligową.

 

Choć w przeddzień starcia z Albanią Santos zastosował stary chwyt jego rodaka Jose Mourinho i wziął całą krytykę na siebie, na niewiele to się zdało. Jego kompromitacją jest wyliczanie, że w ciągu ośmiu miesięcy przeprowadził tylko dziesięć treningów z reprezentacją Polski. Kto jak kto, ale on, który w roli selekcjonera Grecji, Portugalii i Polski występował aż 164 razy musi wiedzieć, że lwią część pracy wykonujesz przed zgrupowaniem. Na nim spijasz tylko śmietankę, o ile nie prześpisz okresu między zgrupowaniami. Mocno nadgniłe owoce pracy Fernando Santosa pokazują, że nie podejmuje skutecznych działań w strategicznych okresach i zmiana generacyjna w naszej kadrze, ani liczba oglądanych zapisów meczów w ogóle Portugalczyka nie bronią. Z przyjściem takiego nazwiska miał być efekt nowej miotły, nowa energią, tymczasem więcej jej można znaleźć czasem w domu spokojnej starości niż w grze kadry pod wodzą Fernando Santosa.

 

Wszystko na to wskazuje, że największy wkład Santosa do polskiej piłki sprowadzi się do przywrócenia wiary i szacunku dla rodzimych trenerów. Jeśli zachowujemy jeszcze szanse na awans na ME, to dzięki pozycji w Dywizji A Ligi Narodów, jaką zawdzięczamy Jerzemu Brzęczkowi i Czesławowi Michniewiczowi. Sęk w tym, że na obu selekcjonerów większość kibiców wybrzydzała. Obowiązywała teza, że marnują potencjał. "Trzeba wreszcie szarpnąć się na sprawdzonego zagranicznego trenera, który ustawi zespół" – pojawiały się głosy. Dziś teza brzmi inaczej: możliwości zespołu były mocno przeszacowane.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie