Mocna diagnoza klęski Fernando Santosa i PZPN! Jacek Gmoch: To spowodowało upadek motywacji

Piłka nożna
Mocna diagnoza klęski Fernando Santosa i PZPN! Jacek Gmoch: To spowodowało upadek motywacji
fot. Cyfrasport
Fernando Santos

Boję się, że te wszystkie rzeczy, które się ostatnio działy w kadrze i wokół niej, w jakimś sensie miał wpływ na upadek motywacji. Znowu wracamy do koncepcji z polskim trenerem. Obowiązuje hasło "reset". Proszę pamiętać, że najsłabszą jest motywacja pieniężna. Ona działa bardzo krótko. Dlatego bardzo istotna jest idea. Motywacje, nazwijmy to, duchowe, powinny być na najwyższym poziomie. W oparciu o nie musimy zbudować zespół - powiedział nam trener Jacek Gmoch.

Michał Białoński, Polsat Sport: Mleko się rozlało. Nawet autorytet Fernando Santosa nie pomógł, Albania dała nam lekcję agresywnego futbolu, z pełną determinacją. PZPN najpewniej negocjuje rozstanie z Portugalczykiem, który nie radził sobie z naszą kadrą.

 

ZOBACZ TAKŻE: Spadnie głowa Fernando Santosa? Antoni Piechniczek zaskakuje! "Ja bym go nie zwalniał"

 

Jacek Gmoch, selekcjoner reprezentacji Polski na MŚ 1978 r.: Rzeczywiście, teraz już można powiedzieć o pewnych sprawach. W tak kryzysowych sytuacjach ważna jest zawsze motywacja. Ją powinien wyzwolić trener, ale Fernandowi Santosowi ciężko było to zrobić, z powodu kłopotów komunikacyjnych z drużyną. Faktem jest, że portugalski jest jednym z najpopularniejszych języków świata, ale nasi piłkarze tego języka nie znają i trudno mieć o to do nich pretensje. Bez tej dobrej komunikacji naprawdę trudno jest prowadzić zespół. Nawet charyzmatyczny trener musi używać języka szatni, by przekonać piłkarzy do swych koncepcji.

 

Już w mojej książce wspomniałem, że najważniejsze jest przygotowanie do meczu – nastawienie i motywacja. One są domeną charyzmatycznego trenera. Bariera językowa jest olbrzymim problemem.

 

Trzeba się też zastanowić, co stanowi motywację dla naszych zawodników. Na ogół mówią o hymnie, orzełku, o Polsce, ale czy tak jest rzeczywiście?

 

Uważa pan, że te wartości nie są już tak znaczące jak dawniej?

 

Zastanawiam się, czy piłkarze w nie wierzą. Na pewno trzeba umieć trafić do głów zawodników. Co powiedział trener Liverpooli Rafael Benitez piłkarzom, gdy w finale Ligi Mistrzów 2005 r. przegrywał do przerwy 0:3? „Macie strzelić bramkę w ciągu pierwszych 15 minut drugiej połowy”. I to było jedno zdanie, ale właściwe. Trafiło do każdego. Już nie będę przypominał Wembley 1973 r. i naszej odprawy po pierwszej połowie, gdy trzeba było przypomnieć piłkarzom, z czym wychodziliśmy, z jaką strategią.

 

Dlaczego z panem Kazimierzem Górskim musieliście to powtórzyć?

 

Bo w pierwszej połowie zdarzyły się momenty, gdy 10 naszych zawodników dało się wepchnąć w pole karne, byli tam wszyscy i "Tomek" (Jan Tomaszewski – przyp. red.) w bramce. Przez to cała taktyka, przygotowywana miesiącami, po prostu padła i trzeba ją było odświeżyć i to nam się udało. Piłkarze uwierzyli i zaczęli grać to, cośmy przygotowali. Czasem jedno słowo jest wytrychem. Ale by ono zadziałało, trzeba bardzo dobrze znać psychikę każdego piłkarza i mam nadzieję, że w kadrze Fernando Santosa jest psycholog.

 

Nie ma. Jako ostatni psychologa w sztabie trzymał Jerzy Brzęczek i między innymi z uwagi na zbyt wielką rolę, jaką odgrywał ów fachowiec, selekcjoner został zwolniony.

 

Być może Fernando Santos uważa, że to on pełnił również rolę psychologa.

 

Co według pana jest jeszcze bolączką współczesnej reprezentacji?

 

Na pewno w tej drużynie są podziały, aczkolwiek nie zapominajmy, że w kadrze za czasów Adama Nawałki one również występowały, ale ówczesny selekcjoner potrafił sobie z tym poradzić. Dzięki temu na boisku nie było widać tych podziałów. Te wszystkie problemy, które wybuchły podczas ostatnich MŚ, nadal pokutują.

 

Kolejna sprawa - po tej drużynie nie widać, że każdy odgrywa swoją rolę i cały zespół wie, jaki jest target, do którego każdy dąży i daje zespołowi to, co ma najlepszego, na tym polu, które do obróbki powierzył mu trener.

 

Rozumiem też, że w momencie wyboru następcy Czesława Michniewicza każdy z kandydatów przedstawił swoją koncepcję, i to nie ustnie, tylko pisemnie.

 

Nie sądzę, aby Fernando Santos przedstawiał jakąś koncepcję na piśmie. To PZPN się po niego zgłosił, podobnie jak równolegle - po Paula Bento i Vladimira Petkovicia. To nie był konkurs na trenera, w którym kandydaci składają swe oferty na piśmie.

 

Jeśli nie zostanie w PZPN-ie taka koncepcja po Santosie, to wielka szkoda. Ja nie neguję warsztatu trenera Santosa, bo znam go bardzo dobrze, pracowaliśmy razem w Grecji, dzięki czemu wiele wiem o jego pracy i odnoszę się do niego zawsze z szacunkiem. Natomiast u nas szwankują mu sprawy motywacyjne, koncepcyjne i komunikacja. Nie jestem w środku, ale nawet na zewnątrz widać, że wiele spraw kuleje.

 

Na przykład?

 

Wykorzystywanie Roberta Lewandowskiego do próby wstrząśnięcia zespołem. Ja nie wiem, czy to jest akceptowalne, czy głośny wywiad kapitana rzeczywiście pomógł.

 

W odbiorze kapitana przez szatnię raczej zaszkodził.

 

Nie dostrzegam w tym złej woli. To było sięgnięcie po żelazne rezerwy, po tym jak Robert Lewandowski był krytykowany po porażce z Mołdawią, gdy pojawiały się głosy, że rola kapitana polega na czym innym. Być może to zobligowało go, aby uderzyć w młodszych kolegów w wywiadzie. Ja nie chciałbym polemizować, ale uważam, że zespół zawsze buduje trener – jego koncepcja i charyzma są niepodważalne.

 

Wiem, że wielkie gwiazdy zawsze przeceniają swoją rolę. Jeden ze znanych nam ludzi mawia: „Co tam trener. Nasz zespół mógł prowadzić magazynier, bo taka była paka”. W moim pojęciu to jest bardzo złe, to przecież dezawuowanie nauczyciela! W jego rolę wkraczają teraz wujek Wikipeda, czy Google i ciocia Siri. To wszystko powoduje, że bardzo niscy intelektualnie ludzie przebijają się w różnych sferach życia, powstają pseudoautorytety, które zbudowały swą pozycję na liczbie kliknięć i niewiele sobą prezentują. Natomiast pomniejsza się rolę najważniejszego człowieka w rozwoju każdego z nas – nauczyciela. A trener jest również nauczycielem. W reprezentacji trener nie uczy, jak strzelać na bramkę. On musi zbudować zespół, tymczasem w naszej reprezentacji cały czas nie ma tego zespołu.

 

Trener jest nie tylko nauczycielem, ale również menedżerem. W dobrym zarządzaniu pomaga szczególnie socjologia. W tym zarządzaniu chodzi o to, żeby od ludzi wyciągnąć jak najwięcej, ale tworząc zespoły, bo to one są elementem sukcesu. Jednostka niewiele zdziała, tylko w pomysłach liberałów wybija się „ja, człowiek”. Tymczasem jeśli się chce dojść w życiu do czegoś, to trzeba współdziałać z innymi. Przechodząc do naszej reprezentacji, to zostało zachwiane. Nie ma tego zespołu. I znowu wracamy do problemów komunikacji i motywacji.

 

To głaz do ogródka Fernando Santosa.

 

Ale poprzedni Portugalczyk – Paulo Sousa, miał też ten sam problem – odmłodzić zespół. Kryzys zaczął się już od MŚ w Rosji. Adam Nawałka również miał odmłodzić zespół. Potem przyszli inni polscy trenerzy Brzęczek i Michniewicz i każdy miał odmłodzić zespół. Tymczasem ta koncepcja odmładzania padła całkowicie. Tak samo w tym momencie.

 

Ale też u Santosa zawiodło rozpoznanie możliwości piłkarzy, a przede wszystkim zaniechanie wprowadzania świeżej krwi. U Jerzego Brzęczka zadebiutowało 13 piłkarzy, u Paula Sousy – 12, u Czesława Michniewicza – sześciu, a u Santosa – zero. Symbolem jego pracy jest fakt, że na ostatnim zgrupowaniu po raz pierwszy za swej kadencji dał zagrać 33-letniemu Grzegorzowi Krychowiakowi, 35-letniemu Kamilowi Grosickiemu i 31-letniemu Pawłowi Wszołkowi.

 

Z pokorą trzeba podchodzić do tych spraw i wszyscy popełniają błędy, ale tylko wielcy potrafią się do tych błędów przyznawać. W tej sytuacji rzeczywiście jest ważne, jak ten powrót do przeszłości odebrał zespół. Na pewno to mogło osłabić morale.

 

I wiarę w trenera?

 

Tak.

 

Dni Fernando Santosa zdają się być policzone. Co dalej?

 

Znowu wracamy do koncepcji z polskim trenerem. Obowiązuje hasło „reset”. Ok, ja nie mówię, że nie, tylko proszę pamiętać, jakie motywacje mają nasi kadrowicze, ci z najwyższej półki. Wydaje mi się, że najsłabszą jest motywacja pieniężna. Ona działa bardzo krótko. Dlatego bardzo istotna jest idea. Motywacje, nazwijmy to, duchowe, powinny być na najwyższym poziomie.

 

Czyli wyższe wartości?

 

Absolutnie tak! Trzeba je kultywować, a boję się, że te wszystkie rzeczy, które się ostatnio działy w kadrze i wokół niej, one w jakimś sensie miał wpływ na upadek motywacji.

 

Czyli myśli pan o tym wszystkim, co się działo wokół kadry, na czele ze skazanym za korupcję Mirosławem Stasiakiem w delegacji PZPN-u na mecz z Mołdawią?

 

Dokładnie o tym mówię. Najważniejszą rzeczą charyzmatycznego trenera jest koncepcja i wiara w zespół, później przeniesienie jej na realizację celu. Ludzi trzeba przekonać i nad nimi zapanować, żeby ten wózek ciągnęli w tę samą stronę, razem z trenerem. Żeby uwierzyli, że ten cel jest do zrealizowania. I znowu wracamy do faktu, że my nie mamy zespołu. Trzeba go zbudować.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie