W szatni Ruchu źle działo się już od miesiąca

Piłka nożna
W szatni Ruchu źle działo się już od miesiąca
fot. Cyfrasport
W szatni Ruchu źle działo się już od miesiąca

Ruch Chorzów zmienił trenera. Wydaje się jednak, że ta roszada niewiele pomoże. Problemem Ruchu nie był Jarosław Skrobacz, ale brak góry pieniędzy w kasie i asystent, który od miesiąca ciągnął wózek w drugą stronę. I jeszcze został za to nagrodzony.

W Ruchu mamy przesilenie, bo sukces sportowy wyprzedził organizacyjny. Trzy awanse w trzy lata to było dla biednego klubu o wiele za dużo. I żeby było jasne, to nie krytykuję działaczy, bo w Chorzowie zawsze było trudno o dużego sponsora i wielkie pieniądze. A ten obecny zarząd płaci nie tylko bieżące rachunki, ale i też stare zobowiązania.

Kupowali tych, na których było ich stać

Misja Ekstraklasa z góry była skazana na niepowodzenie. Wystarczy spojrzeć na budżety. Ruch z 13 milionami jest trzeci od końca. Jeśli jednak dodamy, że część tych pieniędzy idzie na zaległości, to staje się jasne, że nawet Warta Poznań (12 milionów) i Puszcza Niepołomice (10,5) są w lepszej sytuacji od Niebieskich.

 

ZOBACZ TAKŻE: Cenne zwycięstwo grającej w osłabieniu Stali Mielec


Były trener Jarosław Skrobacz przyznał w wywiadzie, którego mi udzielił, że Ruchu po awansie nie było stać na żadnego zawodnika z tej pierwszej, najważniejszej listy życzeń. Ruch nie brał tych, których chciał, ale tych, na których było go stać. Przez pierwszą ligę można się było prześlizgnąć, a nawet ją wygrać nadrabiając entuzjazmem, solidnością, dobrą organizacją gry i piłkarską ambicją. W Ekstraklasie trzeba już jednak odrobiny jakości, a tej Ruchowi brakuje. Bo zakupy, które zrobił, były czymś w rodzaju długofalowej inwestycji, a na pewno nie rozwiązywały obecnych problemów. Piłkarze sprowadzeni w letnim okienku odpalą za pół roku, rok, a może później. Na teraz potrzeba jednak gwiazd i zawodników otrzaskanych na najwyższym poziomie. Nie można ich było jednak kupić jeśli nie było pieniędzy nawet na wyróżniających się pierwszoligowców.

Trener Skrobacz nie zasłużył na takie traktowanie

Wobec tych faktów dziwi to, co Ruch zrobił ze szkoleniowcem. Skrobacz nie przestał nagle być dobrym trenerem. Po prostu nie dostał do ręki argumentów, które pozwoliłyby mu skutecznie rywalizować z innymi. Na dokładkę stracił robotę wtedy, gdy najgorsze już za Ruchem. Tych najtrudniejszych rywali chorzowianie mają za sobą, teraz będą grać z tymi, którzy teoretycznie są w ich zasięgu.


Działacze Ruchu mając w pamięci, to co zrobili w oknie transferowym, powinni mieć więcej cierpliwości. Powinni zaczekać do zimy, wspólnie z trenerem dokonać korekty i dalej walczyć. Jakoś Puszcza Niepołomice nie pozbywa się Tomasza Tułacza, mając w pamięci to, że jest on architektem tego wszystkiego, co w Puszczy najlepsze. Skrobacz też dał Ruchowi wynik ponad stan, wprowadził klub z powrotem na salony, ale finalnie tego nie uszanowano.

Jeśli już, to trzeba było wywrócić stolik do góry nogami

Na dokładkę misję prowadzenia zespołu powierzono asystentowi Skrobacza, co w istocie jest całkowicie pozbawione sensu. Bo cóż innego może zaoferować Ruchowi Jan Woś? Zwłaszcza jeśli założymy, że panowie szli ręka w rękę. Woś samą swoją obecnością w sztabie legitymizował wszystkie decyzje i wybory Skrobacza.


Jeśli Ruch chciał coś zmienić, to mógł wziąć kogoś z zewnątrz. Zrobić zmianę na zasadzie wywrócenia stolika do góry nogami. Nie ma pieniędzy, nie ma szans na wielkie zmiany w kadrze, więc chociaż weźmy trenera, który inaczej spojrzy na zawodników, wydobędzie z nich coś ekstra. Trudno mi sobie wyobrazić, że zrobi to Woś, który w sztabie Skrobacza był "Atmosfericem". Był od tego, żeby przekonać zawodników, by dali z siebie 110 procent. Jak to wyglądało, to wszyscy widzieliśmy.

Od miesiąca szatnia była rozdarta

Jest jeszcze jedno, co przeszkadza mi w pozytywnym odbiorze tego wyboru. Otóż od kilku tygodni docierały do mnie informacje z tzw. szeroko pojętego środowiska piłkarskiego, że Woś rozmawia z ludźmi i mówi rzeczy, które jasno wskazują, że zaraz przejmie posadę pierwszego trenera Ruchu. I chyba coś było na rzeczy, skoro na odchodne Skrobacz wbił mu szpilkę. Traktował go, jak zaufanego człowieka. Kompletnie nie spodziewał się, że Woś okaże się "Brutusem".


A swoją drogą, to jeśli od pewnego czasu jedna z osób w sztabie ciągnęła wózek w przeciwną stronę (niby był na tak, ale w istocie na nie), to nie mogło się dobrze skończyć. Wygląda na to, że działacze Ruchu już miesiąc temu powinni byli przeciąć sprawę. Zwolnić Skrobacza, zamiast brnąć w narrację, że należy mu się szansa i mecz na Śląskim, bądź też dokonać rewolucji w sztabie i zorganizować go tak, żeby nie było rozdźwięków.


Czytam wywiad prezesa Ruchu Seweryna Siemianowskiego, który mówi, że Woś wykazał determinację i pokazał plan. To wystarczyło do zastąpienia Skrobacza. Teraz jednak Woś musi zmienić całą drużynę, a przynajmniej jedenastu ludzi, którzy w meczach z Radomiakiem i Koroną wywalczą 6 punktów, bo w innym razie zimą nie będzie czego ratować.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie