Drgnęło. Na anegdotę z keczupem jest jednak jeszcze za wcześnie

Piłka nożna
Drgnęło. Na anegdotę z keczupem jest jednak jeszcze za wcześnie
fot. PAP
Drgnęło. Na anegdotę z keczupem jest jednak jeszcze za wcześnie

Wysoka skuteczność polskich piłkarzy występujących zagranicą podczas środowego i czwartkowego wieczoru jest jak muśnięcie ciepłego powietrza, którego tak brakuje nam podczas ostatnich siarczystych mrozów.

Kiedy gdziekolwiek i wszystko jedno, w jakich rozgrywkach na boisko wychodzi Robert Lewandowski, pierwsze pytanie, które usłyszysz od kogoś, kto akurat nie ogląda jego spotkania, brzmi: "strzelił coś?". Siódmego i jedenastego stycznia, po dwóch tegorocznych jego pucharowych występach, odpowiedź brzmi: "tak, strzelił". I nie powinno być to w najbliższych tygodniach żadnym zaskoczeniem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Od zera do bohatera. Hiszpańska prasa znów docenia Lewandowskiego

 

Dyspozycja "RL9" nie poszła jeszcze drastycznie w górę, ale na pewno coś drgnęło. Ale historii z keczupem nie ma jeszcze co przytaczać. Bo choć w pięciu kończących rok meczach Robert naciskał i nic "nie wylatywało", to teraz trudno powiedzieć, by "do talerza" wpadało już wszystko, co uderzy.

 

Piłka jeszcze nie zawsze słucha kapitana reprezentacji Polski, ale ta szorstka z nią przyjaźń, którą w trwogą obserwowaliśmy późną jesienią, zaczyna znów nabierać rumieńców. Zachowanie przy golu na 1:0 w półfinale Superpucharu Hiszpanii przeciw Osasunie było klasycznym dla niego pod bramką przeciwnika. Wszystko zrobił tak, jak należy. Przyjęcie, ustawienie, finisz. Dwóch wcześniejszych okazji co prawda nie wykorzystał, lecz sposób jego poruszania się, wychodzenia na pozycję, znajdowanie właściwej przestrzeni czy nawet wyjście w górę do "główki" – mimo niecelnego strzału – oraz agresja w atakowaniu bramkarza przeciwnika, gdy wędrowała doń piłka – zwiastowały postęp w jego grze.

 

Choć wiadomo, że głębsza weryfikacja nastąpi na tle Rudigera, Nacho i Tchoumaniego w niedzielę podczas finału z Realem Madryt. A potem aż w sześciu ligowych spotkaniach do wyjazdu do Neapolu na pierwszy mecz 1/8 finału Champions League. Dokładnie miesiąc przez barażem z Estonią na PGE Narodowym.


Do kluczowej dla całej najbliższej przyszłości polskiej piłki reprezentacyjnej potyczki z Walią - bądź - Finlandią pozostało jeszcze ponad siedemdziesiąt dni. Pewnie, że ekscytuje nas szum wokół Sebastiana Szymańskiego i otwieramy szeroko buzię, patrząc na hat-trick Arkadiusza Milka w barwach Juventusu, tym bardziej że z gola "Arkadiuszo" cieszył się ostatnio w połowie października.

 

Dobrze, że coś pozytywnie zmieniło się u Lewandowskiego. Nasza głęboka wiara, że jeśli nasz piłkarz przyjedzie w świetnej formie na kadrę, bo coś "wpadnie" mu w weekend czy dwa weekendy przed zgrupowaniem w lidze, to automatycznie przełoży się na wynik Biało-Czerwonych jest tylko myśleniem życzeniowym. Przyglądajmy się, analizujmy, rozkładajmy na czynniki pierwsze. Pamiętając jednocześnie, że to wydarzyło się w minionym roku, to nie tylko "zasługa" tego, że drużynę przez wiele miesięcy prowadził Fernando Santos… Michał Probierz ze swoim sztabem na krótkim zgrupowaniu w marcu też nie zostanie zaopatrzony w magiczne i cudowne instrumenty. To piłkarze, kiedy pojawią się w stolicy, w końcu muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Wakacje w czerwcu? Chyba nikt tego nie chce.

 

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie