Zacięte eliminacje Polaków! Biało-Czerwoni mogą być z siebie zadowoleni
Piątek był pierwszym dniem rywalizacji w mistrzostwach świata w short tracku. Cała międzynarodowa czołówka zjawiła się w legendarnej hali Ahoy w Rotterdamie. W tym towarzystwie Biało-Czerwoni poradzili sobie całkiem dobrze, awansując do kolejnych rund na poszczególnych dystansach.
Zaczęło się od eliminacji na 1500 m kobiet. W trudnym, taktycznym wyścigu Gabriela Topolska musiała uznać wyższość rywalek, zajmując 4. miejsce. Szansy na awans poszuka jeszcze w sobotnim repasażu. Chwilę po niej na lodowisku pojawiła się Kamila Stormowska. Gdańszczanka od startu do mety kontrolowała sytuację, długo prowadziła. Ostatecznie dała się wyprzedzić tylko Corinne Stoddard i bez problemu awansowała dalej. Uważniejsi kibice mogą pamiętać Amerykankę z igrzysk olimpijskich w Pekinie, kiedy to startując w eliminacjach na 500 m przewróciła się i... złamała nos.
ZOBACZ TAKŻE: Michał Niewiński przed startem w MŚ: Jesteśmy w światowej czołówce
Po paniach do rywalizacji na 1500 metrów przystąpili panowie. Jak to często w short tracku bywa, o poszczególnych miejscach decydowały tysięczne części sekundy. Tym razem na niekorzyść Polaków, bo zarówno Felix Pigeon jak i Diane Sellier na tym etapie nie poradzili sobie z rywalami.. To jednak urodzeni sprinterzy i z optymizmem mogli patrzeć na dalszą część zawodów.
Zresztą, kilkadziesiąt minut później Sellier udanie przebrnął preeliminacje na 500 m. Podobnie jak Łukasz Kuczyński i Michał Niewiński. Na tym dystansie w eliminacjach, wracająca po kontuzji Nikola Mazur wzięła udział w pasjonującym wyścigu. Od startu jak strzała wyskoczyła do przodu Holenderka Selma Poutsma. Mistrzyni olimpijska w sztafecie dotarła do mety niezagrożona, a za jej plecami Mazur walczyła z Jelizawietą Sidorko. Doświadczenie Polki dało znać o sobie. Nie dała się wyprzedzić rywalce, a Ukrainka w akcie desperacji upadła tuż za metą. Bardzo mądrze pojechała Topolska, trzymając się trzykrotnej medalistki olimpijskiej, Kexin Fan i finiszując jako druga. A występ Stormowskiej to prawdziwy popis. Szybki start, pierwsze miejsce już na wirażu i pełna kontrola do końca dystansu. Do ćwierćfinału na 500 m awansował więc komplet Polek.
Nieco gorzej poszło naszym rodakom. Już w pierwszej serii eliminacyjnej Kuczyński popełnił minimalny falstart i został zdyskwalifikowany. Chwilę później tę stratę powetował polskiej drużynie Sellier, który pojechał bardzo mądrze i na ostatnim wirażu wyprzedził Koreańczyka Gun Woo Kima, wygrywając swoją serię. A na deser mieliśmy delektować się występem Niewińskiego, trzeciego zawodnika "pięćsetki" w finałowych zawodach PŚ w Gdańsku przed miesiącem. Pochodzący z niewielkiej miejscowości Suraż nad Narwią łyżwiarz "zaspał" na starcie. Jechał w końcowej części stawki, ale na ostatnim okrążeniu musiał zaatakować. Robił to po wewnętrznej z czwartego miejsca, podcinając Łotysza i przewracając Holendra. Sędziowie orzekli dyskwalifikację młodego Polaka.
W Rotterdamie biało-czerwoni walczą o kolejny medal MŚ, na który nasza reprezentacja czeka od 2018 roku i startu w Montrealu, gdzie jedyny dotychczas krążek tej imprezy dla polskiej ekipy zdobyła Natalia Maliszewska. Ambicje są spore, tym bardziej, że długi sezon - pełen udanych startów w Pucharach Świata - daje się we znaki i dobrze byłoby zakończyć go miłym, międzynarodowym akcentem.
Niewiński odpoczął po dyskwalifikacji i w wyścigu preliminaryjnym na 1000 metrów zachował się jak stary wyjadacz... Długo podążał tuż za plecami ulubieńca miejscowej publiczności, Friso Emonsa, by "na kresce" wyprzedzić go o błysk płozy, a konkretnie o jedną setną sekundy! Na tym samym dystansie dobry wyścig zaliczył też drugi w innej serii Felix Pigeon.
Dokładnie w dniu swoich 23 urodzin Gabriela Topolska zaliczyła w Rotterdamie bardzo intensywne popołudnie. Po startach na 1500 i 500 m ścigała się jeszcze na 1000 m. W końcówce zabrakło jej sił, by walczyć o czołową dwójkę. Spadła nawet na czwarte miejsce. Ale przed nią była jeszcze sztafeta. Niestety, jak się później okazało, nieudana. I właśnie to popsuło jej trochę urodzinowy humor na koniec dnia. - Zdarza się. Mamy jedną młoda zawodniczkę, druga wraca po kontuzji. W każdym razie dałyśmy z siebie wszystko - powiedziała. - A jeśli chodzi o moje indywidualne starty, trochę szkoda tych repasaży. Ale muszę przyznać, że jeżdżę na większych prędkościach. Widać, że w moich biegach coś się dzieje i staram się wyprzedzać rywalki. Cieszę się szczególnie z 500 metrów.
Do czołowej dwójki na 1000 m w swojej serii eliminacyjnej nie zakwalifikowała się też trzecia z czwartego wyścigu Nikola Mazur, a Kamila Stormowska po raz kolejny wykazała się sprytem i dużą precyzja, przeciskając się między rywalkami. Na metę wpadła tuż za czterokrotną medalistką olimpijską, Kim Boutin. Kanadyjka jeszcze niedawno toczyła zacięte boje z naszą Natalią Maliszewską. Stormowska jest pozytywniej nastawiona przed kolejnymi startami. - Myślę, że w gazie będę jutro i w niedzielę. Na to stawiam. Piątek to dzień eliminacji, a chodzi przecież o to, by przejść do następnej rundy. Jeździ mi się tu dobrze na każdym dystansie.
W rywalizacji panów na 1000 m zarówno Pigeon jak i Niewiński przeszli rundę eliminacyjną, awansując dalej z trzecich miejsc.
Wielkie emocje towarzyszyły rywalizacji sztafet. Najpierw w drużynach mieszanych Mazur, Stormowska, Kuczyński i Sellier zajęli trzecie miejsce w wyścigu ćwierćfinałowym - za Chińczykami i Amerykanami. Awansowali do czołowej ósemki dzięki osiągniętemu czasowi. W sztafecie kobiet w biało-czerwonych barwach wystartowały: Anna Falkowska, Nikola Mazur, Kamila Stormowska i Gabriela Topolska. Trzecie miejsce, ale czas, który nie dał awansu do półfinału.
W męskiej drużynie biało-czerwoną czwórkę utworzyli: Diane Sellier, Łukasz Kuczyński, Felix Pigeon i Michał Niewiński. Nasi panowie trafili do bardzo mocnego ćwierćfinału, z Włochami, Holendrami i Koreańczykami. Uplasowali się na drugim miejscu, do samego końca walcząc o zwycięstwo z gospodarzami. Niewiński był bardzo zadowolony z występu drużynowego, a błąd w wyścigu indywidualnym na 500 m to jego zdaniem zwykły pech. - Ten błąd dotyczył po prostu złego timingu manewru, który wykonałem. Na ostatnim okrążeniu musiałem zaatakować, bo czwarte miejsce nic by mi nie dało. Niestety, przy wyprzedzaniu zetknąłem się z Łotyszem Robertsem z naszej grupy treningowej. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się po tym upadku nie stało. Ale generalnie jestem bardzo zadowolony z pierwszego dnia w Rotterdamie, bo wyniki mam jak na razie najlepsze ze wszystkich poprzednich edycji MŚ.
Urszula Kamińska, pełniąca rolę trenera reprezentacji Polski, tak podsumowała pierwszy dzień rywalizacji w hali Ahoy: - Ściganie było dziś na najwyższym poziomie. Mieliśmy trochę problemów z kontuzjami, ale pokazujemy siłę ducha. Cieszą mnie dzisiejsze kwalifikacje, bo zostały wywalczone z dużym zaangażowaniem, na wysokich prędkościach. Sztafeta męska spisała się rewelacyjnie, bo skład serii z naszymi był naprawdę mistrzowski. Mamy pewne problemy ze złożeniem sztafety kobiet, ale jeśli już wszystko się uda to będziemy również tutaj bardzo silni i regularni. W każdym razie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.
MŚ w short tracku w Rotterdamie potrwają do niedzieli, 17 marca.