Prezydent Krakowa jest kibicem Wisły. Prezes Cracovii reaguje! "Ludzie się często śmieją”

- Dla mnie nie ma w tym problemu, że ktoś jest kibicem Wisły. Ludzie śmieją się często, że sam zadaję pytanie: „Wisła czy Cracovia?”. Robię to z czystej ciekawości. A prezydent powinien traktować obydwa kluby równo i dopóki to będzie miało miejsce, nie będzie to budzić mojego niepokoju – powiedział nam prezes Cracovii Mateusz Dróżdż zapytany o prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego. Dróżdż uważa, że wspólny front rozmów z miastem może wyjść tylko na korzyść Cracovii i Wisły.
Michał Białoński, Polsat Sport: Jest pan zadowolony z inauguracji wiosny w wykonaniu piłkarzy Cracovii? Po remisie z groźnym Rakowem przyszedł podział punktów z Widzewem w Łodzi.
Mateusz Dróżdż, prezes Cracovii: Jestem zadowolony z gry, ale nie z liczby punktów, bo mamy tylko dwa. Gra była dobra, w żadnym z tych meczów nie byliśmy gorszym zespołem, ale musimy lepiej punktować. Czekamy na przełamanie, gdyż od sześciu meczów nie wygraliśmy.
Na zwycięstwo czekacie od 3 listopada ubiegłego roku, od 2-1 Lechią. Dosyć długo. Oczywiście, można mówić o pechu, bo Śmiglewski w meczu z Rakowem mógł zdobyć zwycięskiego gola.
ZOBACZ TAKŻE: Profesor Filipiak by się ucieszył. Nawet Papszun to docenił! "Cracovia faworytem"
I chociażby Rózga w jednej z ostatnich akcji w meczu z Widzewem. W piłce kryzys zawsze może przyjść, tylko trzeba z niego jak najszybciej wyjść i mam nadzieję, że uda się odnieść zwycięstwo już w piątkowym meczu z Koroną. Aczkolwiek zespół nie jest w kryzysie – po prostu musi powrócić do dobrej passy. Na pewno zwraca uwagę liczba zdobytych czy straconych punktów. Nawet w przegranych z GKS-em Katowice i Legią nasze drugie połowy były lepsze niż przeciwnika. W dwóch spośród czterech remisów straciliśmy punkty. Z drugiej strony, w meczu z Piastem Gliwice, który był typowym spotkaniem na remis, w ostatnich sekundach Madejski uratował nam punkt.
Prezes Dróżdż reaguje na zarzuty o międzynarodową Cracovię
Dostaliście po głowie za to, że w ostatnim meczu jedynym Polakiem w wyjściowym składzie był bramkarz Sebastian Madejski. Przed stadionem stoi pomnik legendarnego Józefa Kałuży, który może się przewracać w grobie, widząc taki stan. Macie przecież utalentowaną młodzież i jedną z najlepszych akademii piłkarskich.
Co do akademii, nie oceniam jej jeszcze jako czołowej w kraju, zostało trochę pracy przed nami, aby się taką stała. Zmierza to jednak w dobrym kierunku. Co do obecności Polaków w składzie, to oczywiście chciałbym ich więcej w wyjściowej jedenastce, ale o wszystkim decydują prawa rynku, który otworzył się na Europę. Po drugie, Polacy są drożsi. Zespoły takie jak: Raków, Cracovia, Jagiellonia i już praktycznie większość drużyn w Polsce ma niewielu Polaków. Będzie ich jeszcze mniej po tym, jak zostanie zlikwidowany przepis o młodzieżowcu. Dla mnie nie jest istotna narodowość piłkarza. Ma być po prostu najlepszy. Nasza strategia jest taka, że dla wychowanków akademii musi się znaleźć miejsce. I mam nadzieję, że kiedy oni już będą gotowi, to wejdą do zespołu, ale nie na takiej zasadzie, że dostaną miejsce tylko za to, że są wychowankami Cracovii, ale dlatego, że będą prezentować wysoki poziom.
Reprezentowało nas 11 zawodników z różnych krajów, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia, jeżeli sportowo, powiem po piłkarsku, będą „dojeżdżać”.
Czy Michał Rakoczy musiał odejść? Mateusz Dróżdż: „Nie ma złej krwi”
Nie żal panu młodych Rakoczego i Bochnaka, którzy ostatnio opuścili klub? Michał Rakoczy był filarem reprezentacji młodzieżowej i zamiast rozwijać się w Ekstraklasie odszedł do drugiej ligi tureckiej. Czy paradoksalnie podwyżka, jaką dostał od śp. prof. Janusza Filipiaka tuż przed jego chorobą, zakłóciła jego rozwój? Zbigniew Boniek twierdzi, że piłkarz przed zarobieniem pierwszego miliona, a po tym fakcie, to dwóch różnych ludzi.
Myślę, że to nie chodziło o zarobki Michała. Jeżeli ktoś obserwuje od dłuższego czasu Cracovię, zwróci uwagę na powtarzalność sytuacji związanej z młodymi zawodnikami. Jeżeli spojrzymy dla przykładu na: Knapa, Myszora, Niemczyckiego, czyli zawodników, którzy się wyróżniali, byli predestynowani do tego, aby być czołowymi zawodnikami w lidze, to ich rozwój, z różnych powodów, w pewnym momencie się zatrzymał. Warto się zastanowić, dlaczego tak się stało.
Co do Michała Rakoczego, między mną a nim nie ma żadnej złej krwi. Obserwujemy jego występy w Turcji, wiemy, że jego pierwsze mecze w MKE Ankaragucu nie były do końca udane. Życzę mu, z całego serca, żeby jak najszybciej wrócił do swej najwyższej wartości.
Wracając do pytania, taka sytuacja nie jest wynikiem tego, ile zawodnik zarabia. To również kwestia udźwignięcia oczekiwań, ale też wypadkowa wielu zmiennych, które są w Cracovii bardzo duże. Właśnie nad tym aspektem pracy z młodzieżą pochyliliśmy się mocno w klubie i będziemy to rozwijać.
Dróżdż zgadza się z Masłowskim: Polska młodzież musi grać intensywniej
Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagiellonii, ostatnio w Cafe Futbol podniósł problem zbyt małej intensywności naszych juniorów i konieczności wysyłania na zagraniczne staże ich trenerów, by to poprawić. Pytanie tylko czy dobrego przygotowania wytrzymałościowego musimy się uczyć od Zachodu, skoro sami w nim brylowaliśmy podczas MŚ 1974, 1982, czy IO 1992? Czy nie da się naszej młodzieży wyjąć spod klosza, by dodać jej charakteru, tężyzny, męskości?
Jeśli chodzi o intensywność zawodników, wprowadzamy w akademii takie zmiany, które pozwalają mocno monitorować organizmy piłkarzy. Wiemy dzięki temu, ile są w stanie przebiec w ciągu meczu, ile wykonać sprintów, biegów na wysokim tempie i rzeczywiście widzimy tutaj wyzwanie. W stu procentach się zgadzam z dyrektorem Masłowskim. Brakuje nam u młodzieży tej intensywności. Oczywiście, da się nad tym popracować. Trzeba również pamiętać, że nasza liga jest bardzo fizyczna, dość intensywna. Młodzi chłopcy muszą być do tego zaadaptowani. Rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów nie do końca tę intensywność wytwarzają, w związku z czym mamy tu pole do popisu.
Rok temu na obozie było z nami czterech zawodników z akademii, którzy potem mieli ciężkie pół roku w swoich drużynach.
Trener Kroczek ma do dyspozycji utalentowaną młodzież: Śmiglewskiego, Rózgę, Bzdyla. Który z nich zrobi największą karierę?
Najlepiej byłoby zrobić mieszankę z tych trzech chłopców i powstałby zawodnik kompletny. Każdy z nich ma swoją wartość i każdy jest inny. Zależy, jak będziemy grali. Pod nasz pressing najbardziej pasuje „Śmigło”. Rózga z kolei jest przebojowy, na wymęczonego przeciwnika jest wręcz idealny. Bzdyl z kolei ma świetne czytanie gry. Każdy z nich ma jakość, która powinna rosnąć. Widzę przyszłość dla całej trójki w Cracovii. Chciałbym, aby grali u nas pierwszoplanowe role i docelowo, aby stali się kompletnymi zawodnikami.
Wasi młodzieżowcy rozegrali w tym sezonie 1480 minut, co stanowi ledwie 7,8 procent całości. Mniej polska młodzież gra tylko w GKS-ie Katowice, Górniku Zabrze i Legii. PZPN zniósł obowiązek wystawiania młodzieżowców. Od nowego sezonu wprowadzające ich kluby będą wynagradzane, ale na razie nie wiadomo jak. Czy to wszystko nie spowoduje, że akademie klubów Ekstraklasy będą szkoliły piłkarzy dla 2. i 3. Ligi, bo w najwyższej dominować będą obcokrajowcy?
Na pewno tak będzie, ale uwolnimy rynek wynagrodzeń, które dla polskich młodzieżowców były nienaturalnie wywindowane. Stajemy się drużyną międzynarodową, ale nasz plan przewiduje co najmniej jedno miejsce dla wychowanka akademii w pierwszej drużynie. To musi być taki „towar”, który będzie przygotowany. Nikt nie dostanie miejsca z urzędu, tylko dlatego, że jest młody.
Mateusz Tabisz w pierwszym zespole Cracovii? „Nie ma znaczenia, kto jest jego tatą”
Nazwisko Tabisz w pierwszej „jedenastce” Cracovii może zaistnieć wbrew temu, że tata Mateusza – pan Jakub nie jest ulubieńcem kibiców? Mateusz to jeden z bardziej uzdolnionych piłkarzy w waszej drużynie CLJ do lat 19.
Uważam, że to bardzo uzdolniony piłkarz, który musi pracować nad innymi aspektami. W przyszłości na pewno widzę dla niego miejsce w pierwszej drużynie, niezależnie od tego, kto jest jego tatą. Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Jeżeli Mateusz będzie nadal pracował nad sobą, nad mądrością na boisku, ma zdecydowanie duże szanse zaistnieć w piłce seniorskiej.
Skandynawia, Finlandia, Islandia – z tego rejonu Europy macie aż siedmiu piłkarzy, ostatnio zatrudniliście szwedzkiego obrońcę Gustava Henrikssona, mającego w CV udane meczami w Lidze Europy z Romą czy Niceą. Na czym polega fenomen ludzi z północy?
Jako ciekawostkę powiem, że w moich wcześniejszych klubach, za wyjątkiem Kristoffera Hansena z Norwegii, nigdy nie miałem Skandynawów. Hansen to świetny zawodnik, który teraz gra w Jagiellonii. W Cracovii mamy wielu Skandynawów. Z perspektywy zarządczej mogę powiedzieć, że to świetna grupa ludzi, która ciężko pracuje, mało narzeka.
Nigdy nie powiedzą, że w Polsce jest zimno.
Dokładnie. Rzadko mają jakieś uwagi, choć czasami i te są potrzebne. Na dodatek każdy z nich posługuje się perfekcyjnym angielskim. Pozyskanie Henrikssona bierze się również z tego, że w Szwecji jest już po sezonie, bo oni grają systemem wiosna – jesień. Stąd też wszyscy ruszyliśmy na ten rynek, gdyż łatwiej wyciągnąć stamtąd piłkarzy. Co więcej, świetną reklamę robi im Benjamin Kallman z sąsiedniej Finlandii, podobnie jak Szwed Alex Douglas z Lecha; pomimo czerwonej kartki, jaką dostał w ostatnim meczu z Lechią. Tak samo Hansen z Jagiellonii. Kiedyś była moda na Hiszpanów, teraz przyszła pora na Skandynawów. Ja na nich nie mogę narzekać.
Fakt, że tak chętnie do nas przyjeżdżają i to z topowych swoich klubów świadczy zapewne, że Ekstraklasa nie tylko zaczyna dobrze płacić, ale też ma niezłą renomę? Stadiony, oprawa, otoczka powodują, że przestajemy być zaściankiem Europy?
To prawda. Nie ma się co oszukiwać, że lepiej płacimy. Zarobki zawodników ze Szwecji są przecież jawne. Nasza liga jest coraz bardziej profesjonalna, coraz lepiej odbiera się nas w Europie. Oczywiście, nie będziemy rywalizować z Turkami pod względem płac.
Oni płacą netto.
Na pewno część klubów dużo obiecuje, a nie zawsze to realizuje, co tłumaczymy zawodnikom. Fakty są takie, że jako liga idziemy do przodu.
Mateusz Dróżdż o sytuacji sekcji hokejowej i polskiego hokeja
Szwedzi Lundgren i Wahlgren, którzy brylują w barwach Cracovii na polskich lodowiskach przychodzi nie ze szwedzkiej elity, tylko z jej zaplecza – ligi Allsvenskan. Ze szwedzkiej hokejowej ekstraklasy, czyli SHL nikt by do Polski nie przyszedł w wieku 28 lat, jak teraz piłkarzy zasilił Gustav Henriksson. Z naszej ligi hokejowej trudno się wybić do mocniejszej, a z piłkarskiej Ekstraklasy nie jest to tak trudne?
Specyfika hokeja polega też na tym, że się nie transferuje. Mamy zapytania ze słowackiej i czeskiej ekstraklasy o Lundgrena. Za najlepszego strzelca ligi chciałbym uzyskać kwotę na poziomie 100 tys. euro, która w piłce, tak naprawdę, nic nie znaczy. Wyjście z taką ofertą zostało odebrane jako niepoważne.
Co martwi, to między młodymi Polakami a Skandynawami w hokeju jest przepaść. Dlatego zwiększyliśmy środki na akademię. W piłce między młodym Polakiem a np. Hiszpanem nie ma takiej dysproporcji, jak w hokeju między naszą młodzieżą a np. Szwedami.
Ale to pochodna ligi bez opamiętania otwartej na obcokrajowców.
Najgorszą rzeczą w hokeju jest „dziura” między 15. a 18. rokiem życia, nie ma dla tych nastolatków odpowiednich rozrywek. W jaki sposób w takim razie mogę ich wychowywać jako zawodników? Jeżeli ktoś się wyróżnia, to szuka miejsca w Czechach czy na Słowacji. Nie można dopuścić do sytuacji, że nasze drugie drużyny hokejowej składają się z obcokrajowców, którzy w dużej mierze przyjeżdżają do Krakowa i grają jako amatorzy, gdyż brakuje Polaków. W piłce nożnej rezerwy stanowią przedsionek dla Ekstraklasy. Tymczasem w hokeju wychowujemy zawodnika do 15. roku życia, a potem, w wieku 21 lat, ma on wrócić do Cracovii z Czech czy Słowacji i dopiero wtedy będzie reprezentował jakiś poziom. Młodszym trzeba coś zapewnić, bo w hokeju mamy topową akademię w Polsce, ale martwimy się, co zrobić z adeptami akademii.
Cracovia jest trzecią siłą w historii polskiego hokeja. Więcej dokonań ma tylko będące od lat w kryzysie Podhale Nowy Targu i nieistniejąca już seniorska drużyna Legii Warszawa. Pan podnosi argument wysokich kosztów utrzymania sekcji hokejowej, w związku z rosnącymi cenami energii, bez której nie ma mrożenia i utrzymania lodu. Czy możemy spać spokojnie w związku z tym, że wydziela pan specjalną spółkę z myślą o hokeju, by jego koszty nie obciążały piłki nożnej? Czy spółka hokejowa będzie miała mniej środków niż obecnie jest przeznaczane na ten piękny sport?
Abstrahując od zmian, jakie są w klubie, czy u właściciela, decyzja o wydzieleniu hokeja do własnej spółki była podjęta tak naprawdę od pierwszego dnia mojego urzędowania w Cracovii. Już nawet na rozmowach kwalifikacyjnych, nie znając do końca środowiska hokejowego, mówiłem, że potrzeba wydzielenia spółki hokejowej jest konieczna, chociażby z uwagi na minimalizowanie otrzymania dla piłki nożnej licencji z nadzorem finansowym. Dla mnie to bardzo ważne. Ten rok jest nam potrzebny na uporządkowanie tych spraw tak, aby w przyszłości wynik finansowy spółki był lepszy.
Mój niepokój budzi generalna sytuacja hokeja w Polsce. Pewne rzeczy bym zmieniał i to w trybie natychmiastowym.
Chodzi o brak sponsorów ligi i regularnych transmisji telewizyjnych?
Problemów jest więcej, na czele z zadbaniem o kwestię zarządczą ligi, rozumieniem sprzedaży produktu, która teraz tak naprawdę nie istnieje. Jest wiele rzeczy, które bym pozmieniał. Łącznie z liczbą meczów. Zawsze pytam, dlaczego my tyle gramy. Słyszę odpowiedź, bo w innych, lepszych ligach Europy, czy w USA się tyle gra, a nawet więcej. Ale my nie mamy jeszcze takiego produktu, który by uzasadniał potrzebę rozgrywania tak wielu meczów. Nauczyłem się przez miniony rok wielu rzeczy na temat hokeja. Sytuacja Sanoka, Nowego Targu pokazuje, że hokej wymaga wielkich zmian, radykalnych decyzji, ale nie dotyczących Cracovii, tylko całego hokeja w Polsce.
Niedawno minął pierwszy rok pańskiej kadencji w Cracovii. Przebudował pan strukturę klubu. Kibice są dumni z rosnącej frekwencji na stadionie. Z czego pan jest najbardziej zadowolony?
Jako zespół Cracovii zrobiliśmy wiele dobrego. Najbardziej mnie cieszy ogólny odbiór klubu. Widać zmiany w przedmiocie organizacji dnia meczowego, wzrost liczby sponsorów. Najważniejszy jest dalszy rozwój klubu. Największe sukcesy, mam nadzieję, dopiero przed nami.
Rośnie frekwencja na meczach Cracovii. Prezes Dróżdż zdradza tajemnicę sukcesu
W sezonie 2023/2024 Cracovia miała średnią frekwencję u siebie na poziomie 8437 widzów. Teraz wzrosła ona do 9754, według serwisu Ekstrastats.
Nasze dane pokazują, że w tym sezonie medianę mamy już na poziomie 10700 kibiców. Być może Ekstrastats wlicza w naszą średnią mecz z Pogonią (z uwagi na ulewę odbył się bez kibiców – przyp. red.). Naszym celem jest dojście w tym roku do ponad 11500.
Nie obniżaliście cen biletów. Jak udało się przyciągnąć fanów na stadion? Dzięki lepiej punktującemu zespołowi?
Na pewno to nie jest efekt pracy tylko Mateusza Dróżdża, ale całej Cracovii. Kibica zawsze przyciągają sukcesy sportowe. Druga rzecz, zmieniliśmy politykę marketingową i sprzedażową. Wychodzimy też poza Kraków. Ściągamy kibiców także spoza miasta. Skończyliśmy z darmowym rozdawaniem biletów, bo to droga donikąd. Chcemy, aby one miały określoną wartość.
Prezes Dróżdż o burzy po słowach „nie mamy dziennikarzy sportowych”
Ostatnio wywołał pan burzę, mówiąc, że w Polsce nie ma dziennikarzy sportowych. Po co ten kij włożony w mrowisko? Prowokacja?
Nie do końca była to prowokacja. W tym wywiadzie użyłem słów: „generalnie nie mamy dziennikarzy sportowych” i podtrzymuję to. To jest moja opinia, którą mam prawo wyrazić, a po drugie, to nie dotyczyło wszystkich. Są dziennikarze sportowi, których cenię, ale podtrzymuję stanowisko, w którym wyrażam zaniepokojenie nad stanem, w jakim widzę ten zawód, nawet w perspektywie mojego dziewięcioletniego zarządzania w piłce nożnej.
Jestem daleki od tego, żeby kogokolwiek urażać, wszystkich wrzucać do jednego worka, bo to nie powinno mieć miejsca. Mój odbiór i to, co dociera do mnie od piłkarzy, działaczy, a nawet niektórych dziennikarzy, jest taki, że dziennikarstwo sportowe zmierza w stronę, w którą nie powinno.
Żeby podać przykład, to posłużę się przypadkiem „słynnego” odśnieżania murawy, w którym wziąłem udział w Widzewie. Sytuacja była prosta: moja asystentka odśnieżała, a reszta pracowników była na odprawie meczowej. Wyniosłem z domu takie wartości, że kobieta nie powinna się tym zajmować. Na dodatek operator stadionu nie zapewnił wystarczającej liczby osób do odśnieżania, więc sam się w to włączyłem, chociaż wiem, że prezes generalnie nie powinien tego robić. Później w mediach został wykreowany obraz prezesa Dróżdża, który brał łopatę, bo to właśnie jest potrzebne dla środków masowego przekazu. Chociaż oczywiście upraszczam, to w ten właśnie sposób, w mojej ocenie, tworzymy ,,dziennikarstwo", które być może jest nowoczesne, ale nie zawsze racjonalne. Wielokrotnie też takie informacje czytają nasze rodziny. Nie opisuje się więc faktów, tylko często zostają one wykreowane, chociażby jak te, że obiecałem kiedykolwiek piłkarzom Cracovii dodatkową premię za wygraną w meczu z Widzewem, co nigdy nie miało miejsca. Pojawia się „gonienie” za informacją, najlepiej kontrowersyjną, często niezweryfikowaną, bo ktoś chce być tym pierwszym, który ją opublikował.
W porównaniu do sytuacji, którą pamiętam z przeszłości, rzadkością są teraz artykuły i felietony, na podstawie których mogę wyciągnąć wnioski, że zrobiłem coś źle. Coraz częściej publicystyka jest zastępowana szybkim, klikalnym newsem
Prezes Dróżdż o reaktywacji zespołu rezerw
Jeszcze przed pańskim przyjściem do Cracovii szefowa Rady Nadzorczej Elżbieta Filipiak zdecydowała o reaktywacji drużyny rezerw. To był dobry ruch? Cracovia II bije się o awans do III ligi.
Musi być trzecia liga i nie ma co do tego wątpliwości. Owszem, wyjazdy będą dalsze, ale to nie będą nie wiadomo jakie koszty. Zauważyłem, że jest olbrzymia różnica pomiędzy IV ligą łódzką a małopolską. Nikogo nie urażając, myślę, że łódzkiej są tylko cztery zespoły, które by się utrzymały w małopolskiej. Widać olbrzymią różnicę. Na razie walkę o bezpośredni awans przegrywamy z Glinikiem Gorlice jednym punktem, ale Glinik ma jeden mecz zaległy. Zrobimy wszystko, żeby awansować. W III lidze można już trochę wychowywać. Chcielibyśmy się w niej utrzymać, żeby nasza młodzież miała taki przedsionek do pierwszej drużyny.
Prezes Dróżdż o wymianie „uprzejmości” z Jarosławem Królewskim z Wisły
A propos Glinika Gorlice. Stamtąd pochodzi właściciel Wisły Jarosław Królewski, z którym lubicie sobie wbijać szpileczki. Nie powinniście działać pojednawczo na środowiska kibicowskie, która są mocno zantagonizowane?
Jeżeli chodzi o współpracę, nie mam problemów z tym, abyśmy wspólnie reprezentowali interesy naszych klubów w mieście. Szpileczki? W mojej wypowiedzi o parkingu Cracovii, z którego korzystają kibice Wisły, bardziej mówiłem o tym w kategorii żartu. Staram się nie poruszać rzeczy, które mogłyby urazić kibiców Wisły, ale też jasno w naszym przekazie podkreślamy, że my nie boimy się rywalizacji z Wisłą na każdym polu funkcjonowania klubu. Chcemy być lepsi w wielu aspektach i do tego dążymy. To musi wybrzmieć. Ale podkreślam, jestem otwarty na współpracę. Gdy pracowałem w Widzewie, moim najlepszym kolegą był Tomek Salski – prezes ŁKS-u. Przynosiło to olbrzymie i wymierne korzyści, chociażby w rozmowach z miastem. Bez współpracy trudniej o to. Uważam jednak, że budowanie takich kontaktów powinno przebiegać bez użycia social mediów.
Może powinniście stworzyć wspólny front w negocjacjach z miastem? Wisła ma najbardziej niekorzystną w skali kraju umowę najmu stadionu. Cracovia jest sama sobie pozostawiona z kosztami utrzymania lodowiska, które służy nie tyko hokeistom, ale też młodzieży szkolnej.
Dobrze by było wprowadzić kwestię dotacji na dzień meczowy, która byłaby wsparciem dla Cracovii i Wisły, żeby zwolnić nas z kosztów użytkowania stadionów. To już by nam bardzo pomogło. Rozmowy z miastem mają się odbyć. Na razie trudno nam rywalizować z niektórymi ośrodkami, w których miasto płaci za promocję nawet na koszulkach, czy spodenkach. My też takie wsparcie otrzymujemy, bo zdecydowaliśmy się, że będziemy reprezentować logo Krakowa na spodenkach. Ale jeżeli chodzi o infrastrukturę, szczególnie w hokeju, bo w piłce nożnej możemy prosić, ale w piłce nożnej dochodzimy do momentu, w którym pomoc jest nam niezbędna.
Zamrożenie lodowiska podczas lipcowych upałów pochłania zapewne sporo energii?
Może zabrzmi to groźnie, ale ja nie wiem, czy my będziemy w stanie po raz kolejny zamrozić latem lodowisko, po tym co widziałem, co działo się w lipcu ubiegłego roku. Po prostu taki jest stan techniczny tego lodowiska. W związku z czym, na pewno potrzebujemy wsparcia. Ale muszę też podkreślić, że operacyjne rozmowy z miastem, z dyrektorem ZIS-u Tomaszem Marcem, są wzorowe. Jeżeli czegoś potrzebujemy, jak naprawy telebimu, który od dwóch meczów nie działa, to ZIS działa od razu, choć to wszystko kosztuje.
Nie czuje się pan gorzej traktowany z uwagi na to, że prezydent Miszalski jest członkiem Stowarzyszenia Socios Wisła?
Dla mnie nie ma w tym problemu, że ktoś jest kibicem Wisły. Ludzie śmieją się często, że to sam zadaję pytanie: „Wisła czy Cracovia”. Robię to z czystej ciekawości. A prezydent powinien traktować obydwa kluby równo i dopóki to będzie miało miejsce, nie będzie to budzić mojego niepokoju.
Uważa pan, że zasady fair play są pogwałcone, gdy kluby takie jak Cracovia i Wisła muszą sobie radzić bez milionów ze spółek Skarbu Państwa czy pieniędzy samorządowych, a rywalizujecie z klubami, które dostają taką kroplówkę? Jeden ze znanych ludzi polskiej piłki powiedział mi nawet, że dopóki ktoś nie trafi za kratki za marnotrawienie publicznych środków, dopóty ten proceder będzie trwał. Jedni muszą stawać na głowie, radzić sobie na wolnym rynku, a inni, dzięki uchwale Rady Miasta, dostają kolejną transzę w wysokości kilku milionów zł.
Z mojej perspektywy, trzeba rozróżnić dwie sytuacje. W jednej, gdy właścicielem klubu jest miasto, które wydaje pieniądze jako gospodarz. Dla mnie jest to zrozumiałe, aczkolwiek kwoty, jakie są na to poświęcane mogą być niezrozumiałe dla mieszkańców. To decyzja biznesowa i stricte lokalna. Drugi aspekt, w którym klub X dostaje dodatkowe pieniądze z miasta, powoduje zaburzenie rywalizacji, bo my takich środków nie dostajemy. Ale wychodzę też z założenia, że trzeba robić swoje. W innych biznesach też czasami jest przetarg, w którym spółka X dostaje kontrakt z różnych powodów. Zatem te miejskie dotacje na zawodowy sport to bardzo często nierówne traktowanie, które powoduje problemy na wolnym rynku. Spójrzmy na to, ile zaczynają płacić piłkarzom kluby miejskie. Ostatnio przegraliśmy rywalizację o polskiego pomocnika, bo sponsorowany przez miasto klub przebił nas o jedną trzecią. To są olbrzymie pieniądze! Rzeczywiście, nierówność w jakimś stopniu występuje.
