Okiem Diabła. Transfer medyczny

Jakub BednarukSiatkówka

Do obecnych zasad dochodziliśmy dosyć długo metodą prób i błędów. Sporo było sytuacji, które mądrzejsi o doświadczenie możemy nazwać patologicznymi, kiedy zawodnicy przechodzili z klubu do klubu na sam koniec rozgrywek jak Muzaj z Gdańska do Warszawy. Obecnie możemy wymienić tylko podstawowego, szóstkowego zawodnika, który rozpoczął 75 procent dotychczasowych meczów. To jest dużo i oznacza, że nie ma szans na wymianę gracza, który nawet dużo grał, ale podstawowym zawodnikiem nie był.

Trzech siatkarzy podczas meczu. Dwóch graczy w żółtych strojach próbuje zablokować atakującego przeciwnika w zielonym stroju.
fot. PAP
Georg Grozer (z prawej)

Nie można wykorzystać zawodnika z tej samej ligi, co powinno być od razu zaznaczone przy wprowadzaniu przepisu o transferze medycznym, bo skoro twój zespół odpada w play-off, to kończysz sezon w swoim kraju. Koniec, kropka.

 

Zawodnik wymieniany w transferze medycznym musi udowodnić przed komisją lekarską kontuzję wykluczającą do końca sezonu. Nie można zamienić zawodnika, który stracił formę, bo akurat ktoś lepszy się na rynku pojawił.

 

Zatem możliwości wykorzystania transferu są bardzo ograniczone i restrykcyjne. Dodatkowo po zakończeniu lig europejskich rusza Puchar w Katarze, a w tym roku Klubowe Mistrzostwa Azji, gdzie sezon zakończą największe gwiazdy światowej siatkówki, więc to nie jest tak, że klub z PlusLigi może wejść do sklepu z zawodnikami gotowymi do transferu medycznego i wybierać do woli.

 

Zdaje sobie sprawę, że nie każdemu ten przepis pasuje, w którym można dostrzec odrobinę niesprawiedliwości, bo kontuzje są częścią sportu podobnie jak odrobina szczęścia przy piłce zahaczającej taśmę i podobnie jak błędy sędziowskie. Włosi zasady transferowe moją luźniejsze. Okienko otwarte do końca fazy zasadniczej, później tylko medyczny możliwy spoza ligi włoskiej i europejskich pucharów. W Polsce jednak trzymamy się okienka zimowego, po którym już nie dobieramy zawodników, więc jaki system jest sprawiedliwszy polski czy włoski?

 

Będę bronił takiego transferu medycznego, ponieważ daje koło ratunkowe dyscyplinie, która w większości krajów reguluje liczbę obcokrajowców na boisku, co w momencie wypadnięcia jednej gwiazdy powoduje ogromne problemy. Rozumiem argumenty „trzeba budować szerokie składy”, ale to jest siatkówka z ograniczonymi budżetami, gdzie musimy walczyć z ofensywą finansową turecko-japońską, więc kluby oglądające każdą złotówkę muszą ryzykować.

 

Niedawno z ciekawości zrobiłem sondę w sprawie transferu medycznego. Połowa z ponad tysiąca biorących udział wybrała „trzeba coś zmienić”, ale co i jak tego już nie wiem, bo nasze zasady są poważnie bardzo wyśrubowane i ciężko jeszcze bardziej docisnąć. Jedynie co można zrobić to zupełnie z nich zrezygnować, bo ostrzejszych reguł nie mogę sobie wyobrazić. Rezygnować z limitów obcokrajowców w momencie kontuzji? To dopiero byłoby niesprawiedliwe, bo wyobraźmy sobie drużynę zbudowaną z samych Polaków walczącą z drużyną z kilkoma obcokrajowcami.

 

Co więcej, ciekawym pomysłem jest możliwość korzystania z zawodników z PlusLigi, którzy rozegrali nie więcej niż 50% meczów w swoich klubach, żeby nie szukać za granicą i nie przepłacać obcokrajowców. Wtedy nie można by było wybrać Filipiaka, Tupchiego, Indry, ale już można byłoby na przykład Lorenca. To jest tylko przykład, gdzie można szukać miejsca do modyfikacji, ale sam nie jestem do takiej możliwości przekonany.

 

Kilkukrotnie widziałem też komentarze pod transferem Grozera, że teraz jakiś kibic będzie wspierał Lublin, ale uwierzcie mi, gdyby tylko Lublin, odpukać, miał problem z ciężką kontuzją swojej gwiazdy, od razu korzystałby z transferu medycznego, bo to ma być pomocą i ratunkiem dla każdej drużyny.

 

Wiele lig takie transfery medyczne przez wiele sezonów przeprowadzały i z tego bym nie rezygnował. Zdaje sobie również sprawę, że nie da się nigdy wszystkich uszczęśliwić. Zdaję sobie też sprawę, że nasza siatkówka rozpieściła do tego stopnia niektórych kibiców, że czasem wszędzie widzą problemy, ale koło ratunkowe w szczególnych sytuacjach powinno się rzucać każdemu w potrzebie, bo sponsorzy wykładający na naszą dyscyplinę duże pieniądze nie chcą liczyć na łut szczęścia.

Sportowy głód

Uwielbiam przyglądać się sportowcom, którzy są na szczycie. Nie samą drogą, ale sposobem, w jaki na tym szczycie się utrzymują. Kiedy mają dosyć, kiedy już będą nasyceni, kiedy i czy w ogóle usiądą na kanapie z poczuciem „już się najadałem”. Głód sukcesu i głód kolejnych zwycięstw mnie fascynuje podobnie jak momenty, kiedy widzę sportowca lub zespół, który wygląda na najedzonego.

 

Zastanawiam się, "dlaczego już się najadłeś"? Co takiego się stało, że "zachowujesz się. jakby cię to już nie bawiło"? Michael Jordan, Tiger Woods, Roger Federer, Cristiano Ronaldo to sportowcy, którym ciągle było mało. Nigdy nie było im dosyć. Zawsze szukali kolejnych wyzwań do momentu, kiedy to ciało, a nie głowa powiedziało „dosyć” (Ronaldo to chyba będą z boiska wołami ściągać). Jak oni to robią w Conegliano, że wciąż im mało?!

 

Obecny sezon?

 

Mistrzostwa Włoch: Zdobyte trofeum: 34 zwycięstwa - 1 porażka

Puchar i Superpuchar Włoch: Zdobyte trofea: 4 zwycięstwa - 0 porażek

Klubowe Mistrzostwa Świata: Zdobyte trofeum: 5 zwycięstw - 0 porażek

Siatkarska Liga Mistrzyń: Zdobyte trofeum: 10 zwycięstw - 0 porażek

 

Przecież czasem wystarczy w szatni jeden wampir energetyczny, żeby wysysać codziennie pozytywną energię w zespole. „Bo trening za długi”, „Bo trening za krótki”, „Bo trener mnie nie lubi”, „Bo złe piłki dostaje”, „Bo komentatorzy się na mnie uwzięli” itd. Wystarczy mała iskra, żeby się w szatni gwiazdy pokłóciły. Wystarczą małe, drobne sytuacje, żeby pozytywną energię zamienić na ciężką, co doprowadzi do pojedynczej porażki lub problemów w dłuższej perspektywie. Wystarczą kontuzję, które mogą spowodować spadek jakości i pewności siebie.

 

W Conegliano wygląda jakby ze wszystkim sobie radzili i wciąż im było mało. Podziwiam i szanuję, bo można poczuć głód w końcówce sezonu jak w Lublinie i Warszawie. Można ten głód stracić jak w Jastrzębiu, ale w drużynie Joanny Wołosz i Martyny Łukasik niezmienne utrzymuje się na najwyższym poziomie. Tam aż od głodu kipi. W Conegliano z każdej zawodniczki wylewa się „chcę więcej, mało mi!” Poważnie pytam „Jak one to robią, że każdy problem potrafią przykryć i wciąż wygrywać"?

Słodkości tygodnia

Linus Weber mecz #1

 

Silnoręki Niemiec pokazał moc w Jastrzębiu

 

Bartłomiej Bołądź mecz#2

 

Mało go ostatnio było, ale trzeba uczciwie przyznać, że Weber przejął jedynkę na ataku Warszawy i nie chciał oddać. W drugim meczu o brązowy medal Bartek Bołądź dał taką zmianę, że klękajcie narody. Ciosy, które szły w stronę Jastrzębia potrafiły nawet zagłuszyć DJ'a na Torwarze co łatwe nie jest.

 

Mikołaj Sawicki mecz #1

 

Nie wyglądał dobrze na początku sezonu pogodzony z rolą zmiennika. Koszulka coraz bardziej opinała ciało, kiedy Mikołaj podziwiał z kwadratu rezerwowych najlepszą wersję Tuinstry, ale kiedy już dostał szansę i kiedy nieprawdopodobnie poprawił przyjęcie zagrywki, wskoczył na największego wygranego końcówki sezonu. Aktualnie my nie zastanawiamy się, czy jest szansa powoływać go do kadry tylko spodziewamy się go w pierwszej szóstce na początku VNL. Lubię takie historie, bo są najciekawsze. Liga gra o medale, a my nie rozmawiamy o Kwolku i Fornalu, tylko o Sawickim! „Cuda, cuda ogłaszają”.

 

Wilfredo Leon mecz #2

 

Wiem, że to już się robi nudne, ale wciąż mam uśmiech na ustach oglądając Leona na polskich parkietach. Pamiętam jak na jednym szkoleniu trenerskim Daniel Castellani na pytanie, w jakim wieku zawodnika przestajesz już uczyć nowych rzeczy, opowiedział „Zawsze możesz nauczyć nowych elementów nawet bardzo już doświadczonego”. Leon miał duży problem z przyjęciem. Już go nie ma. Nie używał skrótów na zagrywce. Już używa. Nie kiwał. Już kiwa.

 

Tobias Brand

 

Obok Sawickiego jeden z wygranych graczy play-offów. Na dzisiaj z trzeciego przyjmującego Warszawy stał się pierwszym trzymającym równą doskonałą formę. Zapewne obecnie jest dwa razy więcej warty niż 3 miesiące temu, więc trzeba pogratulować pewnemu klubowi transferu. #

 

Na goryczki pozostawię sobie czas do następnego "Okiem Diabła" i poczekam na trzecie mecze, bo trochę goryczek indywidualnych się szykuje.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie