Polskie siatkarki opanowały tę sztukę do perfekcji. "To największa wartość"

Polki trzeci rok z rzędu z brązem w Lidze Narodów. W półfinale dostały lekcję siatkówki od Włoszek, ale w meczach z Chinami i Japonią pokazały, że potrafią wygrywać trudne mecze. I to pomimo tego, że drużyna straciła Joannę Wołosz i jest w przebudowie. - To wielka rzecz, kiedy reprezentacja radzi sobie po takich zmianach i zdobywa medal osiągając cel wyznaczony przez związek – zauważa Joanna Podoba-Malicka, mistrzyni Europy w siatkówce.

Grupa polskich siatkarek w czerwono-białych strojach świętuje na boisku.
Fot. PAP
Reprezentacja Polski siatkarek zajęła trzecie miejsce w LN 2025.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: To mamy kolejny olbrzymi sukces polskich siatkarek. Tym większy, że wcale nie był taki oczywisty.

 

Joanna Podoba-Malicka, mistrzyni Europy w siatkówce: Żaden sukces nie jest oczywisty. A zwłaszcza ten odniesiony w momencie, gdy reprezentacja jest w okresie przebudowy. Nie ma już Mędrzyk, czy Wołosz, a to były zawodniczki z ogromnym doświadczeniem, które pomagały tym młodym wejść do kadry. Taka Asia Wołosz, to klasa sama w sobie. Jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza rozgrywająca na świecie. Sukces osiągnięty bez niej cieszy tym bardziej. To wielka rzecz, kiedy reprezentacja radzi sobie po takich zmianach i zdobywa medal, osiągając cel wyznaczony przez związek. Prezes Świderski mówił, że celem minimum jest obrona ubiegłorocznego sukcesu, czyli brąz.

 

ZOBACZ TAKŻE: Co będzie kluczem do sukcesu w starciu z Japonią? Reprezentanci Polski zabrali głos 

 

I chyba trudno było o więcej. Jak się wpada na Włoszki w półfinale, to brąz wydaje się celem maksimum.

 

Nie tylko dla naszej reprezentacji. Innym też jest trudno z nimi wygrać. Włoszki od dawna niczego nie przegrały i śrubują rekord spotkań bez porażki. Po finale Ligi Narodów mają 29 meczów bez przegranej, a to już poważna liczba. To poukładany, solidny zespół, gdy gra dobrą siatkówkę. A ostatni mecz Włoszek pokazał, że są na tyle stabilne, że nie szkodzi im nawet wprowadzenie dwóch młodych przyjmujących.

 

Jednak u nas po półfinałowej porażce z Włoszkami odezwały się takie głosy, że ta nasza drużyna już lepiej grać nie potrafi i nigdy nie dojdzie do takiego poziomu, który pozwoli jej wygrywać z takim zespołem.

 

Ja tak nie uważam. Nasz zespół w Lidze Narodów nie pokazał wszystkiego, co potrafi. Nasze dziewczyny dopiero wchodzą w ten reprezentacyjny rytm i potrzebują trochę czasu, żeby wskoczyć na pewien poziom. A i tak już pokazały, że potrafią stworzyć fajny zespół i dobrze funkcjonować razem na parkiecie. To kwestia czasu, kiedy to będzie ten maks formy. Weźmy pod uwagę choćby to, że jeśli mamy na rozegraniu Wenerską zamiast Wołosz, to jest to inny styl rozegrania i choć drużyna ten styl zna, bo z Kasią współpracuje już długo, to wszystko wymaga szlifu. Powiem tylko, że o rozegranie i zgranie martwić się nie musimy. Pamiętajmy też, że docelową imprezą są mistrzostwa świata. Tam na pewno będziemy wyglądać lepiej, bo pewne procesy pójdą do przodu.

 

Czyli to nie jest tak, jak niektórzy uważają, że ta drużyna osiągnęła sufit i wyżej nie podskoczy, a już na pewno nigdy nie nawiąże walki z takimi drużynami, jak Włochy.

 

Nie będę mówić o suficie, ale nie powiem też, że Polska jest w stanie wygrać w tym sezonie z Włochami, bo te na pewno wskoczą na jeszcze wyższy poziom, i wygranie z nimi może być w tym roku niemożliwe. Jednak z drugiej strony nasza reprezentacja jest młoda, rozwija się i może grać lepiej. Czyrniańska może grać lepiej niż w Lidze Narodów. To samo Stysiak i Łukasik, a to są te trzy dziewczyny decydujące o obliczu gry naszego zespołu. One potrzebują grania. Popatrzmy na Stysiak, który najlepszy mecz Ligi Narodów zagrała właśnie w o brąz z Japonią. W ogóle to spotkanie pokazało, że nasze dziewczyny potrafią poukładać grę, potrafią korzystać ze schematów, które w danym momencie przekładają się na punkty.

 

Dla mnie osobiście ważne jest to, że trener Lavarini cały czas szuka nowych rozwiązań personalnych i ma odwagę, żeby je wprowadzać.

To poszerza nam zaplecze i daje takie zmiany, jak ta, którą zrobiła Damaske z Chinami. Nie za każdym razem będzie tak samo, bo rywalki w końcu rozczytają Damaske, ale to buduje, jak zawodniczka daje wartościową zmianę w ważnym meczu.

 

Buduje też, to kiedy dzień po bolesnej lekcji z Włoszkami drużyna potrafi się podnieść i wygrać z drużyną, dla której nie ma straconych piłek. Japonki w meczu z nami wiele razy odbijały takie piłki, że aż trudno było w to uwierzyć. Mecz z nimi wymagał olbrzymiej cierpliwości i konsekwencji.

 

Widać jednak było, że nasza drużyna przystąpiła do tego meczu dobrze nastawiona. Była gotowa na sportową walkę, wręcz na wojnę. Była ośmielona i zdeterminowana, bardziej niż to miało miejsce dzień wcześniej z Włoszkami. Może nasze chciały udowodnić, że mylą się ci, którzy już wyznaczyli temu zespołowi sufit.

 

Być może.

 

A ja bym dała temu meczowi z Włoszkami spokój. Był zły i nie było tam punktu zaczepienia, ale raz, że takie spotkania się zdarzają, a dwa, że przegrać z tak doświadczonymi i świetnymi zawodniczkami, jak Egonu, Sylla czy Danesi, to żaden wstyd. One grają najlepszą siatkę na świecie i mają charyzmatycznego trenera, w którego wierzą. Trudno je pokonać, ale trzeba do tego dążyć.

 

Tylko jak to zrobić?

 

Choćby przyjąć krytykę z podniesionym czołem. W Polsce kochamy siatkę i mamy fantastycznych kibiców, którzy znają się na sporcie. Mnie się spodobała jedna wypowiedź kibica z trybun, gdzie on zauważył to falowanie gry naszej reprezentacji. On to dokładnie przeanalizował, bo nasze dziewczyny też to czuły i przyznały się do tego. Dlatego jeśli ktoś im mówi, że mecz z Włochami był słaby i dlaczego był słaby, to nie ma co zwieszać głowy, tylko trzeba przyjąć uwagi i się rozwijać.

 

Chce pani powiedzieć, że krok po kroku dojdziemy do takiego momentu, że pokonamy Włoszki.

 

Tak. Tym bardziej że w tych ostatnich dniach ta drużyna pokazała, że potrafi wygrywać trudne mecze. I to jest ta największa wartość. Odwróciły mecz z Chinkami, a po nieudanym meczu z Włoszkami podniosły się i wygrały brąz. Na tym trzeba się koncentrować. Na tej sztuce wychodzenia z trudnych sytuacji.

 

A czy po tym co zobaczyliśmy w Lidze Narodów, możemy liczyć na sukces na mistrzostwach świata? Czy też nasz wynik będzie uzależniony od tego, na kogo trafimy po wyjściu z grupy?

 

To drugie. Jeszcze jesteśmy na etapie, że jesteśmy uzależnieni od dyspozycji dnia i od tego, kogo przydzieli nam los. Jak trafią nam się Włoszki w ćwierćfinale, to nie ma się co okłamywać i mówić, że na pewno pójdziemy dalej. Włochy, Brazylia, czy Turcja to wciąż są takie drużyny, z którymi my będziemy mieli kłopoty. Turcja w Lidze Narodów wypadła słabiej, ale wiele drużyn traktuje ten turniej, jak coś pośredniego, jak etap przygotowań do mistrzostw. My z kolei jesteśmy na takim etapie, że możemy i staramy się to wykorzystać. To nie jest łatwe, ale już trzeci rok z rzędu zdobywamy brąz, co jest naszym sukcesem. To pokazuje, że weszliśmy na pewien pułap i już z niego nie schodzimy.

 

I pokazujemy, że jest życie bez Wołosz.

 

W końcu Wenerska grała i pracowała z Wołosz, a to jednak zawsze na swój sposób pomaga. Nie ma zresztą co rozpamiętywać straty, bo to niczego nie da. Trzeba szukać nowych rozwiązań i Lavarini to robi. W każdym pokoleniu są takie zawodniczki, na których można budować. Ważne, że te zawodniczki chcą do Lavariniego przyjeżdżać, bo ja pamiętam takie czasy, kiedy się migały. Teraz chcą, bo u Lavariniego czują się dobrze, bo atmosfera jest taka, że już nie mogą się doczekać.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie