„Jesteśmy daleko za Włoszkami”. Niedosyt po mistrzostwach świata

- Przegraliśmy tylko z mistrzyniami świata, ale jest niedosyt. To był mecz bez historii, nie mieliśmy podejścia do Włoszek – mówi Joanna Podoba-Malicka, mistrzyni Europy w siatkówce, komentując występ Polek na mistrzostwach w Tajlandii. – Jednak droga na szczyt nie jest łatwa – dodaje, wyliczając, co musi się stać, żeby Stefano Lavarini miał w końcu drużynę na medal.

Cztery zawodniczki w czerwonych strojach sportowych z numerami na plecach stoją na boisku do siatkówki, zapatrzone w stronę obiektywu.
fot. Volleyball World

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Włoszki wygrały z Turcją finał mistrzostw świata i możemy mówić, że przegraliśmy tylko z najlepszą drużyną na świecie.

 

Joanna Podoba-Malicka, mistrzyni Europy w siatkówce: I jeszcze możemy dodać, że drugi raz z rzędu mieliśmy ćwierćfinał mistrzostw świata. Jednak to, jak graliśmy trzy lata temu z Serbią i teraz z Włochami, to nie jest to samo. Teraz, jak dla mnie, jest niedosyt. Jednak mecz z Serbią oglądaliśmy z zapartym tchem. Przegraliśmy dopiero w piątym secie. Tam była walka, wszyscy byliśmy zadowoleni.

 

A teraz?

 

Teraz był mecz bez historii, nie mieliśmy podejścia do Włoszek. Ja rozumiem, że reprezentacja jest mocno przebudowana, że z tamtej drużyny, która grała z Serbią, zostały cztery zawodniczki. A jeszcze nie były one wtedy postaciami pierwszoplanowymi. Chyba tylko Stysiak taką była. Jednak wiele innych reprezentacji przeszło przebudowę. Uważam, że na tę chwilę jesteśmy daleko za Włoszkami.

 

Skoro jednak przegraliśmy tylko z tymi najlepszymi, to chyba warto postawić pytanie, czy przy innej, lepsze drabince mogła nasza reprezentacja osiągnąć więcej?

 

To trudno powiedzieć. Wiele znaczy dyspozycja dnia. Nie wiem też, czy te Włoszki nas czasem za bardzo nie paraliżują. Nasze dziewczyny pokazywały w innych meczach, że potrafią wychodzić z trudnych sytuacji. Doszło do ćwierćfinału, a pamiętajmy, że wystarczyła jedna piłka w meczu z Niemcami, żeby nas tam nie było. Włoszki mówią, że to, co osiągają, to efekt ciężkiej pracy. Przed nami właśnie taka ciężka praca.

 

Kibic, który średnio interesuje się siatkówką, popatrzy jednak na to, że w VNL wygraliśmy mecz o brąz z Japonkami, a na mistrzostwach odpadamy w ćwierćfinale, podczas gdy Japonki znów grają o brąz.

 

O tych sprawach czasem nie decyduje większa sportowa klasa, lecz rozstawienie i to, kogo ma się na drodze. W ćwierćfinale trafiliśmy na świetnie grające we Włoszki. Te same Włoszki dwa najsłabsze mecze zagrały na sam koniec, czyli w półfinale i finale. Wygrały, bo potrafią radzić sobie z problemami. Podam jeszcze przykład Brazylijek. W grupie męczyły się z Francją i wygrały 3:2. Potem jednak rosły, były nie do ugryzienia.

 

A Japonia?

 

Po prostu miała inną drabinkę. Może korzystniejszą, ale nie zapominajmy, że jednak kilka ważnych spotkań wygrała. Zresztą wynik Japonii nie jest żadnym zaskoczeniem. Wymienialiśmy ją w gronie tych drużyn, które mogą być w strefie medalowej. Rok temu one zdobyły srebro w Lidze Narodów, ta drużyna się rozwija. Są zawodniczki z Japonii, które odważyły się wyjechać do Europy i uczą się tej najlepszej siatkówki. Pewnie chcielibyśmy być na miejscu tej reprezentacji, ale ona też czuje niedosyt, bo na dwóch kolejnych imprezach medal przeszedł jej koło nosa.

 

"Walczyłyśmy, ale to ciągle za mało" - powiedziała Korneluk po meczu z Włoszkami. Te słowa można odebrać jako pewną rezygnację. Ta nasza reprezentacja nie pierwszy raz odbiła się od topowej drużyny.

 

Tu bym jednak dodała okoliczność łagodzącą. Domyślam się, że Agnieszka Korneluk była rozczarowana. Sama, jak już powiedziałam, czułam niedosyt. Nie wolno jednak odbierać tej porażki, jak odbijania się od ściany drużyny budowanej przez lata. My odmładzamy. Taka Paulina Damaske praktycznie debiutowała w takim szerszym wymiarze czasowym na takiej imprezie. Inne też. Dla Martyny Czyrniańskiej to też był taki pierwszy sezon, gdzie była zawodniczką szóstkową z dużą odpowiedzialnością. Droga na szczyt nie jest łatwa. Ważna jest cierpliwość. Ona przynosi równie dobre efekty, jak ciężka praca. Ta nasz młoda reprezentacja musi nabrać więcej doświadczenia.

 

Trener Lavarini po meczu z Włoszkami powiedział między wierszami, że reprezentacja potrzebuje tego, żeby nasze zawodniczki regularnie grały w dobrych ligach zagranicznych.

 

To jest najważniejsze. Regularne granie czyni zawodnika lepszym. I tu nawet nie chodzi o to, czy liga polska, czy zagraniczna. Pewnie zagraniczna lepsza, ale jak ma się to ograniczać do trenowania, to lepiej grać w Polsce niż tam siedzieć na ławie. Włoszki są silne, bo niemal wszystkie grają w swojej lidze, a ta jest znakomita. Niektóre są w Turcji, ale z kolei ta liga rośnie.

 

A nie jest trochę tak, że Lavarini rozkłada bezradnie ręce i mówi, że „ja tu wiele więcej nie zwojuję, jeśli reprezentantki nie będą stanowiły o sile ligowych drużyn”.

 

Reprezentację trener ma trzy miesiące w roku. Przez ten czas nie nauczy ich grać. Nie zrobi też 25 sparingów, żeby wprowadzić ich w taki normalny rytm. Trochę się udało to zrobić poprzez VNL, ale to było widocznie za mało.

 

W naszej kadrze jest też ten problem, że poza zawodniczkami szóstkowymi są może trzy w rezerwie, które coś wnoszą. Mistrzostwa pokazały brak zaplecza.

 

Lavarini uczy się tych zawodniczek. Jest kilka nowych, które on zobaczył w turniejach i mógł sobie wyrobić zdanie. Pewnie będzie jakaś rotacja, bo część zawodniczek wyjeżdża i zobaczymy, jak sobie poradzą. Poza tym zaplecze mamy, bo można kogoś wyciągnąć z drużyny U21. Choćby Aleksandrę Adamczyk, ale nie tylko ją. Zobaczymy, jak poradzi sobie Dominika Pierzchała po transferze do Rzeszowa. Ona jest wartościową siatkarką. Jak wywalczy sobie miejsce w DevelopResie, to Lavarini na pewno da jej szansę. Ja bym nie skreślała Moniki Lampkowskiej, która jest dobra, ma już doświadczenie i właśnie przenosi się do Grecji, do Panathinaikosu.

 

Zaczęliśmy rozmowę od pytania o Włoszki i na nich skończmy. Choć w zasadzie, to chciałem zapytać, co więcej mogła zrobić Turcja, żeby z Włoszkami wygrać?

 

Skończyć dwie piłki więcej. Turczynki nie mają jednak czego się wstydzić, ani czego żałować. To był dobry, fajny mecz. Dotąd wydawało się, że tylko Azjatki potrafią bronić, a tymczasem Turcja i Włochy pokazały, że też potrafią odbić piłkę po mocnych atakach. Pani kapitan zespołu Turcji powiedziała potem, że to ich pierwszy medal, a teraz chcą, krok po kroku iść dalej. I tyle. I tego życzę Polkom. Krok po kroku, byle do przodu.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie