Włodarczyk awansowała do finału, a tuż po tym przyznała. "Duża rezerwa"
Anita Włodarczyk w eliminacjach rzuciła młotem 73,69, zajęła trzecie miejsce w grupie A i awansowała do finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Tokio. - Jest duża rezerwa, bo nie rzucałam na pełnej prędkości - powiedziała Polka, która przyznała, że wróciły wspomnienia z igrzysk 2021 roku.

Trzykrotna mistrzyni olimpijska była w trakcie eliminacji bardzo spokojna i zrelaksowana. Podchodziła do fotoreporterów, a nawet... witała brawami w bramie stadionu finiszujące maratonki.
ZOBACZ TAKŻE: Kenijka najlepsza w maratonie. Solidny występ Polki
- Uwierzcie mi, jak widziałam ten tunel, osoby które z niego wybiegały, to miałam ciary na ciele. Megaprzeżycie zobaczyć to, co zrobiły na ostatnim okrążeniu walczące o złoto Kenijka i Etiopka. Mogłam sobie pozwolić na to, żeby im kibicować, bo po rzucie w drugiej kolejce zapewniłam sobie finał i w drugiej grupie nic nieprzewidzianego raczej się nie zdarzy. Chciałam oddać trzeci rzut na spokojnie, ale emocje ze mnie zeszły, bo to 73,69 w praktyce dało spokojny awans - oceniła Włodarczyk.
Najdalej w grupie A rzuciła Silja Kosonen z Finlandii - 75,88.
Polska mistrzyni mówiła, że jak weszła na stadion, to wróciły wspomnienia z igrzysk w Tokio, gdzie zdobyła swój trzeci złoty medal igrzysk w karierze.
- Mogło być nawet dalej. Uspokoiły mnie fajne rzuty próbne, a oddawałam wszystkie na spokojnie, w zwolnionym tempie, nie na najwyższej możliwej prędkości - przyznała Włodarczyk. - Jest duża rezerwa - skwitowała.
Rywalizacja pań w rzucie młotem zaplanowana jest w poniedziałek o godz. 14 polskiego czasu. W eliminacjach odpadła jedna z groźniejszych rywalek Polki w walce o podium - Amerykanka Brooke Andersen, która spaliła wszystkie próby.
Przejdź na Polsatsport.pl

