Przeciekająca Wisła Kraków. To poważne wyzwanie dla trenera Jopa
Miesiąc miodowy okraszony sześcioma zwycięstwami z rzędu definitywnie skończył się dla Wisły Kraków. Został przykurzony porażką z Miedzią Legnica i remisem z broniącą się przed spadkiem Odrą Opole, co na własnym stadionie nigdy chluby nie przynosi. Pod względem frekwencji na meczach „Biała Gwiazda” jest najlepsza w Polsce, ale sportowo, zwłaszcza w defensywie, zaczyna przeciekać.

Na poziomie 1. Ligi, w której wirtuoz klasy Angela Rodado jest tylko jeden, i zdecydowana większość ofensyw drużyn opiera się na prostocie, czy stałych fragmentach gry, największą sztuką jest strzelanie bramek. To nie przypadek, że Wisła zdobyła ich 30, a druga pod tym względem Pogoń Grodzisk Mazowiecki zaledwie 18, choć ma o jeden mecz rozegrany więcej.
ZOBACZ TAKŻE: Grbić zdradził przed meczem z Katarem. Tę jedną rzecz powiedział rano zawodnikom
Od dekad krakowianie mają na sztandarach widowiskowy, ofensywny futbol. Takiemu hołduje też trener Mariusz Jop i całe szczęście, bo taki styl, oparty na posiadaniu piłki, wymianie szybkich podań, dążeniu do zdobywania kolejnych bramek najlepiej rozwija piłkarzy. Kacper Duda, Maciej Kuziemka, Mariusz Kutwa i Jakub Krzyżanowski zasilają młodzieżowe reprezentacje Polski. Bez wątpienia zatem jest to dobry kierunek rozwoju futbolu i należy mu przyklasnąć z uznaniem.
Zadurzona w ofensywie Wisła nie radzi sobie w obronie
Każdy kij ma jednak dwa końce i tak jest również w przypadku tegorocznej Wisły. Jest ona przewidywalna taktycznie i przez jej bezgraniczne zadurzenie się w ofensywie, łatwo ją skontrować. Najpierw dowiodła tego Miedź, a teraz dysponująca dużo słabszym potencjałem kadrowym Odra Opole.
Komplet 33 tys. kibiców denerwował się na kradnących czas opolan, poprzez symulowanie kontuzji, na niedoświadczonego sędziego, który przymykał oko na ten proceder. Prawda jest jednak taka, że na całym świecie teoretycznie słabsze zespoły zachowują się tak samo, jeśli tylko mają korzystny wynik. A Odra Opole dwukrotnie obejmowała prowadzenie i wcale nie musiała wylać siódmych potów, by to zrobić.
Pierwsza jej bramka miała swe źródło w sprycie półprawego obrońcy Mato Milosa, który wyszedł spod pressingu Wisły, mijając łatwo trójkę jej piłkarzy, po czym przeniósł ciężar ataku na lewą stronę, gdzie gospodarze nie byli w stanie zatrzymać dośrodkowania Tomasza Prikryla (błyszczący w ofensywie Kuziemka przyglądał się, jak Czech podaje) podobnie jak zamykającego akcję przed "szesnastką" Adriana Purzyckiego.
Drugiego gola Odra zdobyła w jeszcze bardziej banalny sposób. Jej bramkarz Mateusz Abramowicz dalekim wykopem uruchomił kontrę, Julian Lelieveld przegrał pojedynek powietrzny i już rywale wyszli z akcją czterech na dwóch. Marc Carbo robił, co mógł, ale nie zdołał zablokować podania, które zamieniło się w asystę Kacpra Przybyłki przy trafieniu Szymona Kobusińskiego.
Spryt taktyczny trenera Odry Jarosława Skrobacza zadziałał, jego podopieczni zdali egzamin z błyskawicznego kontrataku.
Kilku wiślaków musi zrobić rachunek sumienia. Tempo powrotu bocznych obrońców Lelievelda, ale też Krzyżanowskiego, było zdecydowanie zbyt słabe. Później, po stracie Lelievelda, Kobusiński trafił w słupek. Wówczas Holender również nie zaimponował energicznym powrotem pod własną bramkę. Gdy latem trafiał pod Wawel z Eredivisie, wydawał się nie mieć wad, ale dziś kibice mają prawo zatęsknić za kontuzjowanym Bartoszem Jarochem. Owszem, Julian jest dobrze wyszkolony technicznie, potrafi uczestniczyć w szybkim rozgrywaniu piłki, ale jego działania defensywne dalekie są od doskonałości.
Jeśli Wisła nie zacznie strzelać jako pierwsza, robi się dla niej problem
Sytuacja jest niezwykle prosta: jeśli nastawiona na frontalne ataki Wisła nie obejmie szybkiego prowadzenia, najlepiej dwubramkowego, staje się łatwym celem dla pierwszoligowców. Sporo bramek w tym sezonie zdobywała dzięki szybkiemu odbiorowi piłki, na ogół jeszcze na połowie rywala. Znakomicie funkcjonowały jej skrzydła – Kuziemka i Krzyżanowski. Ale rywale znaleźli na obie bronie krakowian remedium.
Trener Jop i jego sztab z pewnością muszą uszczelnić przeciekającą defensywę zespołu. Nie chodzi tylko o czwórkę obrońców, którzy na ogół są pozostawieni bez asekuracji. Za odbiór piłki i zabezpieczenie dostępu do własnej bramki musi wziąć odpowiedzialność cały zespół. Balans jest potrzebny. Ofensywa sprzedaje bilety i robi to w sposób imponujący, ale defensywa zdobywa trofea i awanse.
Wiślacy stają się także ofiarami własnego sukcesu z początku sezonu. Imponujący start i sześć zwycięstw z rzędu wywołały efekt "bij mistrza". Przeciwnicy krakowian stają na rzęsach, by ich zatrzymać, a w kolejnych meczach wyglądają blado. Pierwszy w tym sezonie pogromca Wisły – Miedź – po przerwie na reprezentację zdołał tylko u siebie uratować remis z Polonią Warszawa. Na pewno zadanie legniczanom utrudniła czerwona kartka. Odra Opole w Krakowie zdobyła dwie bramki, ale już za cztery dni Stal Rzeszów nie zostawi jej tyle miejsca na własnej połowie.
Kibice Wisły biją rekordy frekwencji. Podziwia ich trener gości
Było to czwarte domowe spotkanie wiślaków. Dotąd tylko w pierwszym frekwencja wynosiła jedynie 27 tys. kibiców, w pozostałych trzech spotkaniach przekroczyła 30 tys., a w ostatnich dwóch osiągnęła 33 tys. Takiej średniej na trybunach nie ma nawet nikt w Ekstraklasie.
- Na stadionie Wisły panuje kapitalna atmosfera, to na pewno dwunasty zawodnik gospodarzy. W trudnych momentach kibice bardzo pomagają Wiśle, potrafią podnieść swoich piłkarzy – cmokał z zachwytu trener Odry Jarosław Skrobacz.
Honorowym gościem na meczu był Peter Moore, który od lipca jest posiadaczem pięciu procent akcji Wisły. Co bardzo istotne, jest też doradcą prezesa Jarosława Królewskiego. Dzieli się z nim bogatym doświadczeniem, jakie wyniósł z Liverpoolu, którego przez trzy lata był prezesem, ale także z amerykańskiego biznesu na najwyższym poziomie.
Przejdź na Polsatsport.pl
