Selekcjoner Polaków długo się nie zastanawiał. "To nie zdarza się na co dzień"

Michał BiałońskiInne

- Robert Kalaber wykonał wielką robotę z reprezentacją Polski. Mam wielki szacunek dla niego. Mam nadzieję, że będziemy w stanie podążać jego śladem. Na majowe MŚ Dywizji 1A w Sosnowcu będziemy chcieli zbudować jak najmocniejszy zespół, na jaki stać polski hokej. I nikomu nie będziemy zaglądać w metrykę urodzenia – powiedział nam selekcjoner reprezentacji Polski hokeistów Pekka Tirkkonen.

Mężczyzna w garniturze i okularach trzyma złoty medal w kształcie podkowy.
Polsat Sport/Michał Białoński
Selekcjoner polskich hokeistów Pekka Tirkkonen z podkową na szczęście, jaką wręczył mu prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński

Michał Białoński, Polsat Sport: Ostatnio rozpoczął pan trzeci sezon w roli trenera GKS-u Tychy, a teraz obejmuje reprezentację Polski. Jak pan ocenia sytuację, w jakiej znajduje się nasz hokej?

 

Pekka Tirkkonen, selekcjoner hokejowej reprezentacji Polski: Oczywiście mam w Polsce niemałe doświadczenie, znam ligę, wszystkie drużyny i większość zawodników. Pracuję tu prawie od dwóch lat. Śledzę też sytuację całego polskiego hokeja i widzę, że nie jest ona łatwa. Ale teraz do zarządzania PZHL-em przyszli nowi ludzie i to rodzi nadzieję na poprawę sytuacji krok po kroku. By doszło do wyraźnego postępu, potrzeba czasu i pracy u podstaw, także nad poprawą infrastruktury polskiego hokeja. Musimy jak najliczniejsze grono małych dziewczynek i chłopców zainteresować uprawianiem hokeja na lodzie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Były selekcjoner Polaków z ważnym przesłaniem. Mówi o pułapce

 

Czy negocjacje z nowym prezesem PZHL-u Krzysztofem Woźniakiem, którego zna pan z GKS-u Tychy, były trudne czy wręcz przeciwnie, podjął pan decyzję szybko?

 

Gdy pan Woźniak został wybrany na prezesa, już dwa dni później, w środę, po raz pierwszy spotkał się ze mną. I zapytał, czy jestem zainteresowany posadą selekcjonera. Nie musiałem zbyt długo się zastanawiać. To oczywiście dobra okazja, szansa, nowe wyzwanie. Nie codziennie dostaje się taką ofertę, by prowadzić drużynę narodową.

 

Pochodzi pan z wielkiej rodziny hokejowej. Nieżyjący już pana ojciec Paavo był również hokeistą. Wystąpił w reprezentacji Finlandii na IO w 1968 r. w Grenoble, gdy "Suomi" po raz pierwszy w historii pokonali Kanadę. Na ile ważną rolę w pańskiej karierze hokeisty odegrała postać ojca?

 

Oczywiście tata wywarł olbrzymi wpływ na mój rozwój. Zacząłem jeździć na łyżwach w wieku trzech lat. Z uwagą śledziłem karierę taty, który zabierał mnie także do szatni, by oglądać zawodników, jak ciężko trenują. Jestem wdzięczny ojcu za to doświadczenie. Później przez kilka lat był także asystentem trenera w moim macierzystym klubie SaPKo Savonlinna, z uwagą śledził rozwój mojej kariery zawodniczej i trenerskiej.

 

Jest pan trenerem z najbogatszym hokejowym CV w Polsce. W 2014 r. został pan wybrany Trenerem Roku w ekstraklasie fińskiej, dwa lata wcześniej został pan Trenerem Roku w lidze Mestis, z kolei w 2017 r. doprowadził pan Kloten do zdobycia Pucharu Szwajcarii. Czy z takimi dokonaniami trudno było panu przenieść się do Polski, kraju, w którym hokej nie jest wiodącą dyscypliną, do jakich należą: piłka nożna, siatkówka czy koszykówka?

 

Przede wszystkim dwa lata temu nie miałem pracy i pojawiła się oferta z Polski, z GKS-u Tychy. Teraz zostałem selekcjonerem, a takie stanowiska nie są dostępne od ręki, na co dzień. Słyszałem wiele pochlebnych opinii o GKS-ie Tychy w tamtym czasie, więc postanowiłem objąć posadę trenera w tym klubie. To był dobry ruch, jestem bardzo szczęśliwy w Polsce. To bardzo przyjazny, nastawiony na sport kraj. Mieszka tu prawie 40 mln ludzi, większość jest zainteresowana sportem. Kibice są bardzo oddani, śledzą nasze dokonania.

 

W Polskiej Hokej Lidze Finowie stanowią niemal 14 procent wszystkich zawodników, jest ich 32. Oprócz rodzimych hokeistów są zdecydowanie najliczniejszą nacją. Właściwie każdy klub, nie tylko GKS Tychy i GKS Katowice, ma ich w składzie. Czy również dzięki temu może się pan czuć u nas jak w domu? Jak pan wyjaśni modę na Finów w Polsce?

 

Myślę, że należy zacząć od początku. Gdy pierwsi Finowie zaczęli przyjeżdżać do Polski, a przecież świat hokeja nie jest taki wielki, to odkryli nowy kierunek. Zawodnicy rozmawiali ze sobą, fińscy trenerzy również i okazało się, że polska liga ma dobrą reputację. Na dodatek poziom Finów okazuje się być bardzo dobry, a oni sami z chęcią tu przyjeżdżają.

 

W GKS-ie Tychy ma pan zdrową mieszanką mocnych obcokrajowców z Heljanko, Monto, czy Lehtonenem, którym usiłują dotrzymać kroku reprezentanci Polski: Bryk, Jeziorski, Komorski, Paś, Łyszczarczyk, czy Bizacki. Czy znajomość tych Polaków ułatwi pani rozpoczęcie pracy z reprezentacją?

 

Oczywiście, znam tych hokeistów od dwóch lat. W zeszłym sezonie wielu hokeistów GKS-u Tychy grało w reprezentacji Polski, ci, których pan wymienił, byli liderami. Warto wymienić też Bartka Ciurę, który przeniósł się do Zagłębia Sosnowiec. Jego również znam bardzo dobrze. W lidze obserwuję również Polaków grających w innych klubach, z niektórymi rozmawiam. Oczywiście, że ta znajomość może być moją mocną stroną. Znam tych hokeistów, osobowość każdego spośród nich i wiem, jak oni reagują na bodźce treningowe podczas codziennej pracy.

 

Gdy przed ostatnimi MŚ Dywizji IA w Rumunii graliśmy mecze towarzyskie w Sosnowcu, pan przyjeżdżał, by z bliska przyjrzeć się grze Polaków, prowadzonych wówczas przez Roberta Kalabera. Jakie odniósł pan wrażenia po tych meczach?

 

Już w pierwszym sezonie mojej pracy w Tychach przyjeżdżałem do Sosnowca, by oglądać mecze reprezentacji Polski. Byłem nią bardzo zainteresowany, również tym, jak radzą sobie w niej moi zawodnicy z GKS-u. Uważam, że Robert Kalaber wykonał wielką robotę z reprezentacją Polski. Mam wielki szacunek dla niego za te dokonania. Mam nadzieję, że będziemy w stanie podążać jego śladem.

 

Po raz pierwszy poprowadzi pan reprezentację Polski podczas European Cup of Nations, który się odbędzie w dniach 6-9 listopada w Sosnowcu, a rywalami Polaków będą: Włosi, Słoweńcy i Wielka Brytania. To nie będzie łatwy okres dla kadrowiczów z GKS-u Tychy, gdyż czeka was jeszcze 10 meczów, z czego dwa Ligi Mistrzów, w tym długa podróż autokarem do Klagenfurtu. Jak pan widzi ten początek z reprezentacją Polski?

 

Oczywiście pierwsze spotkanie z drużyną jest ważne. Dla większości będę nowym trenerem, pragnę ich nauczyć nowych rzeczy, byśmy jako zespół nadawali na tym samym tonie. Będę im chciał zaprezentować zasady, jakim będziemy hołdować w pracy. To bardzo istotne, abyśmy czas podczas pierwszego zgrupowania wykorzystali bardzo efektywnie.

 

Jak pan zamierza rozwiązać problem z brakiem obrońców? Przed ostatnimi MŚ trener Kalaber miał na zgrupowaniu ledwie dwunastu, więc na dobrą sprawę nie miał żadnego wyboru. Całe szczęście na MŚ w Rumunii z dobrej strony pokazał się debiutant Olaf Bizacki. Może uda się panu namówić do powrotu Bartłomieja Pociechę, który od 2018 r. nie gra w reprezentacji?

 

Tak jak podkreślałem podczas mojej prezentacji, będziemy chcieli zbudować jak najmocniejszy zespół, na jaki stać polski hokej na majowe MŚ Dywizji 1A w Sosnowcu. I nikomu nie będziemy zaglądać w metrykę urodzenia. Także na listopad postaramy się powołać wszystkich najlepszych Polaków, jacy będą do dyspozycji. Mogę również powiedzieć, że hokeista nie ma zbyt wielu okazji w karierze, by reprezentować kraj przed własną publicznością na MŚ. To powinno być wielką motywacją dla każdego, kto będzie reprezentował Polskę w Sosnowcu.

 

Czy zbudował pan już swój sztab współpracowników w reprezentacji?

 

Jeszcze nie, pracujemy nad tym. Mam nadzieję, że już w najbliższej przyszłości uda się go skompletować.

 

Podczas konferencji prasowej zapowiedział pan, że pańskim celem na MŚ w Sosnowcu jest sprawić, by kibice jak najczęściej słyszeli nasz hymn - "Mazurka Dąbrowskiego”. Ale stawka będzie bardzo mocna: z niewygodnymi Kazachstanem i Francją, które ograły nas na MŚ elity w Ostrawie, z Japonią, która naciskała nas ostro na ostatnim turnieju, ale Tomasz Fucik bronił jak w transie i utrzymaliśmy wygraną 2:1. Do tego jest Ukraina, która ograła nas ostatnio w Rumunii, a także w kwalifikacjach olimpijskich w Sosnowcu. Jak zatem pan ocenia nasze szanse na majowych MŚ?

 

Z pewnością każdy kibic w Polsce ma jasność, że to nie będzie dla nas spacerek, rywale są naprawdę wymagający. Ale po to weszliśmy na ten pokład, żeby radzić sobie z takimi wyzwaniami. Chcemy rywalizować ostro i przy pomocy polskich kibiców, którzy będą niczym szósty zawodnik na lodzie, wypełnią wiatrem nasze żagle, dojść do jak najlepszych występów na MŚ w Sosnowcu.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie