Odważna zapowiedź Polaka. "Jesteśmy już światową czołówką"
W bardzo dobrej formie i od zdobycia dwóch tytułów mistrza Polski rozpoczął nowy sezon łyżwiarz szybki Damian Żurek. – Jesteśmy już światową czołówką i to inni muszą gonić nas, a nie my ich – powiedział najlepszy polski sprinter.

Polscy panczeniści rywalizacją o medale mistrzostw kraju zainaugurowali oficjalnie sezon, którego najważniejszą częścią będą igrzyska olimpijskie w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo.
ZOBACZ TAKŻE: Rekord świata pobity! Kosmiczny poziom zawodów w Toronto
Na torze w Tomaszowie Mazowieckim rolę lidera polskich sprinterów potwierdził Żurek. 26-letni łyżwiarz miejscowej Pilicy triumfował na obu krótkich dystansach z bardzo dobrymi czasami - 34,51 na 500 m i 1.08,69 na 1000 m.
Jak przyznał, nie spodziewał się tak szybkiego otwarcia sezonu, ponieważ do zawodów w Arenie Lodowej przystąpił bezpośrednio po ostatnich treningach w ramach okresu przygotowawczego.
- Tak naprawdę jesteśmy jeszcze w dość ciężkim treningu i nie szykowaliśmy się ściśle pod mistrzostwa Polski, więc tym bardziej cieszą uzyskane czasy. Zaczynamy olimpijski sezon, w związku z czym optymalna forma ma przyjść za jakiś czas. Ale oczywiście dobrze jest zacząć starty od złota na szyi i oby był to dobry prognostyk przed zbliżającymi się zawodami Pucharu Świata – powiedział Żurek.
Zapewnił, że trwające od kwietnia przygotowania były bardzo intensywne i przebiegły bez większych urazów oraz zgodnie z planem. Łyżwiarze trenowali m.in. na dwóch zgrupowaniach we Włoszech, Giżycku, Tomaszowie Mazowieckim oraz w Inzell, gdzie wystartowali w zawodach kontrolnych.
- Mimo ważnych celów, jakie są przed nami, przygotowania nie różniły od poprzednich. Trzymaliśmy się naszego sprawdzonego planu treningowego, bo jeżeli coś wychodzi, to nie ma sensu zmieniać i kombinować. Nie było obijania się, tylko ciężka robota. Za nami kilka miesięcy na najwyższych obrotach. Dopiero teraz będziemy łapać świeżość i szykować się do startów w Pucharze Świata – dodał.
Łyżwiarze szybcy zmagania w PŚ rozpoczną w Salt Lake City (14-16 listopada) i tydzień później w Calgary, gdzie w styczniu Żurek czasem 34,07 ustanowił rekord Polski na 500 m.
- Głową jesteśmy już trochę na tych zawodach. Wyjeżdżamy za tydzień i będziemy mieli dwa tygodnie na doszlifowanie formy na najszybszych lodach. Będzie trochę czasu, żeby objeździć się na najwyższych prędkościach. Aklimatyzację zaczęliśmy jednak już teraz, bo w ośrodku olimpijskim w Spale śpimy w pokojach hipoksyjnych, w których panują warunki wysokogórskie, o obniżonej zawartości tlenu, takiej jak na wysokości Salt Lake City – tłumaczył urodzony w Tomaszowie Mazowieckim łyżwiarz.
Polscy sprinterzy, którzy w 2024 roku wywalczyli tytuł mistrzów Europy w sprincie drużynowym, w tym sezonie będą zaliczani do grona faworytów na najważniejszych imprezach. Jak przyznał Żurek, biało-czerwoni dołączyli do światowej czołówki.
- Jesteśmy już światową czołówką i to inni muszą gonić nas, a nie my ich. Jest ostra i duża rywalizacja, ale my to lubimy i nie obawiamy się walki z najlepszymi. Nie jest już tak, jak kilka lat temu, kiedy odstawaliśmy od stawki i musieliśmy gonić czołówkę. Jesteśmy mocni i udowadniamy to wynikami na najważniejszych zawodach – zaznaczył brązowy medalista mistrzostw świata z Calgary w 2024 roku.
Dla sprinterów zbliżające się starty w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie będą ważne w kontekście kwalifikacji na igrzyska olimpijskie. W przypadku jej uzyskania dla Żurka będą to drugie igrzyska. W Pekinie zajął 11. miejsce na 500 m i 13. na 1000 m.
Przejdź na Polsatsport.pl
