Iwanow: Dwóch rannych? Nie, dwóch zabitych
Szkoda, ze polskie El Clasico rozgrywane jest po tym prawdziwym, hiszpańskim, bo jasną sprawą jest świadomość, że różnica będzie widoczna gołym okiem. I nie ma się co dziwić i oczekiwać innego scenariusza. Jeżeli jednak tempo, jakość techniczno-taktyczna i liczba ornamentów zawsze będą na korzyść La Liga, w Polsce powinniśmy przynajmniej liczyć na to, że pojawią się iskry.

Że będzie się paliło, że pojawi się ogień i żar w poczynaniach. Jeżeli jednak przez moment na to się zanosiło, to szybko zgasło. Nie tylko dlatego, że w pewnym momencie nad Łazienkowską zaczęło mocno padać.
ZOBACZ TAKŻE: Pilny komunikat PZPN. Polscy sędziowie zawieszeni!
Spotkanie Legii z Lechem nie było może futbolowym zakalcem, oba zespoły niby starały się grać w piłkę, ale diabeł tkwi w szczegółach. W pierwszej połowie zobaczyliśmy zaledwie trzy celne strzały, ale wszelkiego rodzaju algorytmy nie zarejestrowały żadnej wielkiej szansy.
Strzał w słupek Luisa Palmy poprzedziła bowiem pozycja spalona. Druga część zaczęła się obiecująco, ale końcówka była niestety kiepska. Jeżeli dość często narzekaliśmy na polski klasyk, który zazwyczaj kończył się wynikiem 0-0, to ten niedzielny znów możemy wsadzić do tej szufladki. O tyle to zaskakujące, że zarówno Legia (bardziej) jak i Lech (w mniejszym stopniu) potrzebowały zwycięstwa.
Jeżeli Zbigniew Boniek w przypadku nierozstrzygniętego wyniku dość często używa określenia "lepiej dwóch rannych niż jeden zabity", teraz można by lekko te słowa zmodyfikować. Jest dwóch "zabitych". Choć większe rany na pewno odniosła Legia. Dziesiąte miejsce w tabeli kole w oczy. Do strefy spadkowej jest bliżej niż do pozycji lidera.
Jeżeli pierwszy w tym sezonie ligowy występ Rafała Augustyniaka miał być dla niego nagrodą za show z Szachtarem Donieck na stadionie imienia Henryka Reymana w Krakowie, to uznaję to za miły gest. Ale w piłce nie o to chodzi. Można odnieść wrażenie, że ktoś (czytaj trener) go nie doszacował. Może w rozegraniu nie jest tak swobodny, jak Damian Szymański, ale na trudne mecze, gdzie trzeba podostrzyć czy uzupełnić linię obrony, powiększając jej centrum do trzech stoperów, to jest w sam raz.
Dlaczego do niedzieli zagrał tylko dziewięć minut z Radomiakiem i dwie z Pogonią Szczecin? Wchodząc na oba mecze gdy wygrana Legii była już przypieczętowana? Przecież nie szukał odbudowania formy jak drugi z najlepszych wczoraj legionistów Kacper Urbański, który w końcu chciałby się doczekać występu na swojej pozycji. Korzyść będzie miał wtedy nie tylko chłopak, który kilka miesięcy temu uzyskał miano "Odkrycia Roku", ale i cała drużyna.
"Kolejorz", który optycznie wyglądał na zespół ciut lepszy, w pewnym momencie też spuścił z tonu. To nie najlepiej świadczy o mistrzu Polski, który przecież przy odrobinie większej odwadze mógł coś więcej zyskać. Ktoś powie: remis przy Łazienkowskiej to zawsze plus. Ja jednak dodam: skoro na siedem ostatnich meczów (licząc wszystkie rozgrywki) ekipa z Poznania zanotowała zaledwie dwa zwycięstwa, to najwyraźniej coś tu nie gra.

