Norbert Huber zagra na innej pozycji? "To szansa"
Za nami polsko-polskie starcie w lidze japońskiej. Ekipa Wolfdogs Nagoya Norberta Hubera dwukrotnie pokonała Great Bears Tokio Bartosza Kurka. Ten pierwszy przeżywa ciekawy okres w swojej karierze nie tylko ze względu na pierwszy sezon w lidze zagranicznej, ale również na... możliwą zmianę pozycji. Wszystko jest spowodowane problemami zdrowotnymi drugiego atakującego.

Marta Ćwiertniewicz: Nie było to pierwsze polsko-polskie starcie w lidze japońskiej, ale pierwsze, które wzbudziło aż takie zainteresowanie mediów już tak. Norbert Huber kontra Bartosz Kurek, dwukrotnie to Ty wyszedłeś z niego zwycięsko. Jak wrażenia po tych meczach?
Norbert Huber: W ogóle nie wiedziałem, że było duże zainteresowanie tymi meczami w polskich mediach. Odkąd jestem w Japonii, to prawie w ogóle ich nie śledzę. Czasami czytam Twittera (obecnie X - przyp. red.) i od niedawna słucham polskiego radia podczas jazdy. Co do meczu, to było bardzo miłe uczucie zagrać przeciwko Bartkowi tutaj w Japonii. Nie miałem też świadomości, że na pierwszym meczu było osiem, a na drugim dziewięć tysięcy ludzi na trybunach. To były przyjemne dwa dni w Tokio dla naszej drużyny. Spełniliśmy nasze oczekiwania, bo chcieliśmy odbić się po porażkach z Suntory Sunbirds. Tak naprawdę uczymy się siebie, bo jesteśmy nową drużyną. Wiemy, że są takie momenty, kiedy jesteśmy mocną drużyną i są mecze, które należy wygrywać. Nie chcę powiedzieć, że te z Tokio trzeba było wygrać, ale należało wywieźć chociaż cztery lub pięć punktów z terenu rywala i to się udało, więc jesteśmy zadowoleni.
ZOBACZ TAKŻE: Siatkarskiej federacji grozi bankructwo? "Za rok lub dwa zostaniemy z niczym"
A indywidualnie jesteś zadowolony? W pierwszym meczu zdobyłeś osiem, a w drugim dziesięć punktów.
Wydawało mi się, że w drugim meczu grałem słabo. Miałem problem ze skończeniem piłki. Myślę, że w przyszłym tygodniu poświęcę więcej czasu na pracę z rozgrywającym, bo czuję, że nie jest tak, jak być powinno. Czuję, że nie jest pewny gry ze mną. Wiedziałem, że taki moment przyjdzie. Przedyskutowałem to z trenerem i uznaliśmy, że w przyszłym tygodniu poświęcimy na to czas. Zdobyłem dziesięć punktów, ale czułem się na boisku jak piąte koło u wozu. Nie mogłem się wstrzelić zagrywką, ale w końcówce seta, kiedy miałem cztery błędy, pomyślałem, że gorzej być nie może i skoro mam zielone światło od trenera, to spróbuję rozwiązać set na naszą korzyść i to się udało. Po piętnastominutowej przerwie, która jest w Japonii, staraliśmy się wrócić do spotkania tak, żeby losy meczu się nie odwróciły, bo lubią to robić.
Powiedziałeś o przerwie po drugim secie. To jedna z różnic w lidze japońskiej, ale jest ich więcej w stosunku do polskiej ligi. Gracie innym systemem. Jak się w nim odnajdujesz?
Jeśli chodzi o przerwy, to są dobre i złe. Kiedy przegrywasz 0:2, to wychodzisz na trzeciego seta z nadzieją, że odwrócisz mecz, a kiedy wygrywasz, to z nadzieją, że tego nie stracisz. Mecze dzień po dniu są ciężkie, ale najcięższy dla mnie jest trzeci dzień po tych meczach. Nie jestem w stanie funkcjonować. W ostatnich tygodniach, kiedy mecze były w weekendy, to w poniedziałek do 14:30 leżałem w łóżku. Naprawdę nie byłem w stanie wstać, byłem tak zmęczony. Tylko na takiej płaszczyźnie dostrzegam różnicę, bo jestem tak wyeksploatowany. Teraz jestem dumny, że w zdrowiu wytrzymaliśmy ostatnie cztery spotkania, bo graliśmy je w ciągu siedmiu dni. Jest to coś ciekawego dla mnie. Na razie jesteśmy po ośmiu meczach, więc zobaczymy, jak będzie po czterdziestu czterech.
Wspomniałeś o zdrowiu i wywołałeś kolejny wątek. W związku z problemami zdrowotnymi waszego drugiego atakującego trener podjął decyzję, że to Ty będziesz się przygotowywał do ewentualnych występów na tej pozycji. Jak się czujesz na prawym skrzydle, jak to odbierasz?
Mój debiut już nastąpił, bo grałem na podwójnej zmianie w meczu z Nagano. Gra tutaj jest bardzo dynamiczna i rozgrywający w całej lidze grają bardzo szybko, więc nie czułem się zbyt komfortowo, grając na ataku. Nie byłem tak skuteczny, jak Kento Miyaura, ale kolejna okazja, by to zmienić już w niedzielę, bo gramy sparing z drużyną uniwersytecką. Trener przekazał mi, że chciałby, żebym zagrał dwa sety na ataku. Mimo swojego stanu zgodziłem się, bo nie przywykłem, żeby odmawiać takich anomalii. Będzie fajnie zagrać na ataku nawet na zmęczeniu. Nasz drugi atakujący nie ma szczęścia, bo kontuzja jest z tych poważniejszych i chyba w następnym miesiącu czeka go zabieg. Ciężko się patrzy, kiedy ktokolwiek z drużyny traci zdrowie.
Czyli podejmujesz rękawicę. Jesteś podekscytowany tą sytuacją czy godzisz się na nią tylko dla dobra drużyny?
Patrzę pod tym względem, że to szansa. A może kiedyś wyjdzie mi super mecz, chociaż nie wiem, kiedy miałoby się to stać, bo ostatnio gram jednak na środku. Jestem do dyspozycji trenera, gdyby mnie potrzebował. Jak mój agent przyleciał do Japonii, to wspominał coś, że klub szuka atakującego.
Ale na stałe nie planujesz zostać następcą Bartosza Kurka na pozycji?
Nie śmiałbym zostać następcą Bartosza Kurka.
Ale ataku nie wykluczasz?
Zażartuję, że niektórzy moi koledzy mówią, że jestem najemnikiem, więc zależy, ile zapłacą (śmiech).
Nawiązując jeszcze do Bartka, występujesz teraz w jego byłym klubie. Czy zdarza się, że jesteś do niego porównywany zarówno jeśli chodzi o kwestie sportowe, jak i charakterologiczne jako polska siła siatkarska?
Nie jesteśmy porównywani, ale w Nagoi bardzo dobrze wspominają Bartka, bardzo dobrze o nim mówią i mają bardzo dużo szacunku. Ogólnie ludzie mają tu szacunek do wykonywanej pracy i do każdego członka drużyny, klubu. Z pewnością chcieliby, żeby Bartek jeszcze kiedyś zagrał w Wolfdogs Nagoya.
Jesteś w Japonii od niedawna. Jak się tam odnalazłeś, jak spędziłeś pierwsze tygodnie? Czy masz już swoje ulubione miejsca na spacery, ulubione restauracje?
Przez pierwsze kilka dni miałem lekkie problemy, żeby zaznajomić się z pewnymi rzeczami, takimi jak ruch na drodze, miejsca, w których mogę zjeść, pójść do sklepu. To było dla mnie wyzwaniem. Nie chodzę na spacery, chyba że na śniadanie. Mam swoje ulubione miejsca. Lubię chodzić do włoskiej restauracji, która istnieje od dwudziestu sześciu lat. Często przesiadujemy tam z Timem (Timothee Carle - przyp. red.) albo spotykamy się w gronie siatkarzy, którzy grają w JTEKT (Stings - przyp. red.), jak Ricardo Lucarelli, Stephen Boyer, TJ DeFalco.
Najwięcej czasu spędzasz z kolegą jeszcze z czasów Jastrzębskiego Węgla, a co z resztą kolegów z zespołu? Czy otworzyłeś się już na nich i jak wyglądają kwestie komunikacyjne? Czy z każdym jesteś w stanie dogadać się w języku angielskim, czy musicie szukać innych rozwiązań?
Zazwyczaj dobrze się porozumiewamy ze wszystkimi. Muszę jednak popracować nad otwartością moich kolegów z drużyny, żebyśmy częściej wychodzili na wspólną kolację czy zamawiali pizzę do szatni, bo w ostatnim miesiącu byliśmy tylko raz na drużynowym wyjściu. Mamy stworzyć nowe zasady szatni, bo ostatnio sporo wygraliśmy, a niektórzy wywalczyli też indywidualne nagrody. Brakuje trochę złocistego trunku i zimnej Coli (śmiech).
Czy jesteś w Japonii traktowany jako na swój sposób zjawisko, czy Japończycy są na tyle przyzwyczajeni do napływu największych gwiazd światowej siatkówki, że idąc ulicą, nie czujesz na sobie wzroku przechodniów?
Nie no, gwiazdy to grają w Osace i Tokio, a w mojej drużynie gra jeszcze Kento. Ja skromnie sobie wszystko obserwuję. Czasami na meczach domowych czuję, że reagują zjawiskowo. Widzę też, że ludzie mają jakieś moje emblematy, czasami też powiewają flagi i szaliki Polski. To bardzo miłe. Dobrze się tutaj czuję. Każdemu mojemu koledze po fachu życzę, aby miał okazję tu zagrać i żeby nie wahał się, tylko przyjechał i zobaczył.
Zdradź nam trochę japońskiej siatkarskiej kuchni. Z kim mieszkasz w pokoju? Czy jest to Francuz Carle?
Nie, mamy jednoosobowe pokoje. Jest to bardzo wygodne i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Często rozmawiam z Kento, szczególnie o rzeczach, które widział w Nysie, kiedy tam grał. Z nim mam chyba najlepszy kontakt poza Timem i Aymenem (Aymen Bouguerra - przyp. red.). Staram się otwierać na rozmowy z resztą drużyny, bo czuję, że jest przestrzeń do tego, żebyśmy się lepiej komunikowali i poznawali.

Jak wygląda przykładowy dzień Norberta Hubera w Japonii. Czy przy Twoim harmonogramie da się w ogóle taki opisać?
W dniu meczowym rano mamy śniadanie, potem spacer, lunch, spotkanie i wyjazd do hali. W dni treningowe mamy dwie jednostki - siłownię rano i około 15:00 halę. Z Nagoi jest około 35 minut samochodem do hali, więc staram się robić siłownię ok. 10:30-11:00, żeby nie wracać do domu. Na miejscu mogę zjeść obiad, a później przygotować się do popołudniowego treningu. Można skorzystać z zabiegów regeneracyjnych, ale można też wziąć poduszkę i materac i iść spać.
Czy jesteś w stanie już powiedzieć coś po japońsku? Koledzy Cię czegoś nauczyli?
Umiem się przywitać, podziękować, powiedzieć jak się czuję i zapytać o samopoczucie. Znam też jedno przekleństwo i ze dwie cyfry. Ostatnio na TikToku wyświetla mi się dużo japońskich materiałów, więc staram się je podłapywać i czasem zaskoczyć nimi w szatni.
Przejdź na Polsatsport.pl

