Kto dziś jest legendą w klubie PlusLigi? "Kilka propozycji mnie zaskoczyło"
Kiedy zobaczyłem przedłużenie umowy Bartosza Kwolka w Zawierciu do 2029 roku, zastanowiłem się, czy istnieje obecnie przywiązanie do barw i tworzenie statusu „legendy” w klubie. Czy i kiedy w obecnej siatkówce kibic jest w stanie utożsamiać klub z zawodnikiem i zawodnika z klubem?


Okiem Diabła. Nasewicz

Okiem Diabła. Bednorz

Okiem Diabła. Gierżot

Okiem Diabła. Kochanowski

Okiem Diabła. Cieślik
Nie mam zamiaru walczyć i krytykować obecnego rynku transferowego, bo to nie ma sensu. Jest, jak jest. Zawodnik szuka najwyższych umów i nic mi do tego. Pewnie robiłbym tak samo, ale nie w tym rzecz.
ZOBACZ TAKŻE: Szturmem wszedł do PlusLigi i zadomowi się na dłużej? Padła jednoznaczna odpowiedź
Na X zadałem pytanie kibicom, kto dla nich jest legendą i jakiego zawodnika automatycznie kojarzą z konkretnym klubem. Odpowiedzi przyszło masę. Z większością się zgadzałem, a kilka propozycji mnie zaskoczyło, bo aktualnie wystarczą trzy sezony, aby dla kibica poziom „legendy” osiągnąć.
Przykładowy Kwolek w 2029 roku będzie po siedmiu sezonach w Zawierciu. Bez wątpienia każdy kibic, widząc barwy klubowe przed oczami, będzie miał Bartosza z Bieńkiem. Takiej odrobiny romantyzmu w siatkówce mi brakuje. Corocznych klasyków Skra - Resovia, JSW - ZAKSA. Nie zapominając o porachunkach AZS Częstochowa - Mostostal. Duże pieniądze, szkolenie i popularność siatkówki stworzyły z naszej ligi potężnego potwora, ale nie mamy już poczucia wyczekiwania na prawdziwe klasyki z konkretnymi nazwiskami, które rok w rok walczą po drugiej stronie siatki.
Starsi kibice kojarzą Legię Drzyzgi i Wójtowicza, Gwardię Jarosza, Olsztyn braci Nalazków, Sosnowiec Boska i Gawłowskiego. Resovię Karbarza, Sucha i Stefańskiego. Szczecin Wojdygi czy Radom Skorupy i Skroka, i wielu innych świetnych zawodników, którzy równoznaczne kojarzyli się z konkretnym klubem. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że za komuny ciężko było o transfery i zawodnik sam sobie klubu wybrać nie mógł, ale wspominając stare czasy, włączyła mi się dusza romantyka.
W latach 90. z Częstochową wszyscy kojarzyli „Dzidka” Olejnika i Kwiecińskiego. Nysę z Wójcikiem, Rektorem i Kurkiem, Sosnowiec z Legieniem, Olsztyn z Sordylem, Szyszko, Wiśniewskim. Trochę mi tej całej otoczki czasem brakuje, bo regularne zamieszanie na rynku transferowym jest oczywiście ciekawe i bardzo kibiców wciągające, ale nie wiem, czy uda się obecnie tak długi staż w jednym klubie utrzymać. Zaznaczam ponownie, że tu nie chodzi o żadne pretensje, bo wiem, jak działa rynek, ale ciężko będzie powtórzyć legendę Dejewskiego w Jastrzębiu, Wlazłego w Skrze, Musielaka w Kędzierzynie czy Murka w Częstochowie.
Sobotni mecz Skry z Resovią i dwie starsze panie, które podeszły do mnie na Uranii, prosząc o zdjęcie, opowiadając, jak długo są kibicami AZSu, sprawił, że na moment ogarnęła mnie melancholia i tęsknota za prawdziwymi klasykami. Obecnie kluby z Zawiercia, Lublina, Warszawy tworzą swoją legendę i dopiero za jakiś czas będziemy ich spotkania traktować nie tylko jako mecze wielkich drużyn, ale również jako klasyki. W PlusLidze połowa klubów jest w trakcie budowania swojej marki, a popularni zawodnicy bardzo często zmieniają kluby i nie do końca jesteśmy w stanie skojarzyć ich z danym miastem. Jesteśmy w pięknym okresie naszej dyscypliny i niczego nam nie brakuje, ale jeżeli miałbym coś dodać, to te prawdziwe klasyki.
Nie urwałem się z choinki i wiem, jak daleko w przyszłość kluby mogą budować swoje składy i jak wiele zależy od czynników, na które wpływu nie mają, dlatego gratuluję Zawierciu długoterminowych umów, bo to jest fundament budowania swojej historii. Gratuluję pełnej hali z pełnym przedziałem wiekowym na trybunach Uranii. Kibicuję Gorzowowi w powrocie do czasów, kiedy Karol Hachuła był żyjącą legendą klubu z wielu powodów. Czekam na powrót Radomia i Nysy do wielkiej siatkówki, bo świetna liga - obok poziomu i zainteresowania - potrzebuje prawdziwych legend i dzieci na halach, które siedzą na kolanach dziadka z czterdziestoletnim szalikiem na szyi w barwach klubowych, zrobionych na drutach przez babcie w latach 80.
Pamiętajmy o wielkich zawodnikach i o wielkich klubach, bo czasem pieniądz jest, a czasem go nie ma, ale pieniądze historii nie tworzą - są narzędziem.
Kończąc tekst, musiałem sięgnąć po chusteczkę, bo się wzruszyłem, ale też się uśmiecham na wspomnienie pięknego meczu Olsztyn - Kędzierzyn. Spotkały się dwie wielkie, legendarne marki i dały nam piękne widowisko.
Szóstka tygodnia
Rozegranie:
Marcin Komenda - dobry mecz, ale niespecjalnie wymagający dla Lublina. Komenda się bawił i wskakuje do drużyny tygodnia.
Atak:
Aleks Nasewicz - tutaj miałem problem w wyborze. Muszę wyróżnić rewelacyjnego Rychlickiego, który ponad połowę meczu był nie do zatrzymania. Najlepszy mecz sezonu Kaczmarka i świetny Tupchii.

Przyjęcie:
Bartosz Bednorz i Michał Gierżot - co do Bednorza nie miałem wątpliwości za najlepszy występ, bo ten mecz mógł się zacząć od 2:0 dla Gorzowa, ale nie chciał Bartosz do tego dopuścić. Podobał mi się Brand, Cebulj i Karlitzek, ale wczoraj to Gierżot ich przebił i zagrał tak, jak od niego się oczekuje


Środek:
Jakub Kochanowski i Paweł Cieślik - Kochanowskiego, podobnie jak Bednorza, wybrałem bez mrugnięcia, ale co do drugiego środka się zastanawiałem - za sześć bloków Cieślik dołącza do Kuby


Libero:
Jakub Ciunajtis - tutaj od razu wiedziałem kogo mam wybrać. Może odrobinę odpłynę, ale jeżeli ktoś mnie zapyta, kto jest największym odkryciem dotychczasowego sezonu, to stawiam na Ciunajtisa. Dawno nie spotkałem się z sytuacją, kiedy to libero daje sygnał do ataku w momencie, kiedy zespół jest zdominowany przez przeciwnika. Był jak Aragorn podczas szarży na Czarną Bramę Mordoru, broniąc nieprawdopodobne piłki, krzycząc "Za Froda!".
Przejdź na Polsatsport.pl
