Jakub Bednaruk podsumował występ Zawiercia w KMŚ. "Nie jestem w stanie podzielić tej narracji"

Jakub BednarukSiatkówka

Kilka godzin po zakończeniu Klubowych Mistrzostw Świata zastanawiałem się, jak ugryźć ten turniej i brąz drużyny z Zawiercia, ale wciąż mam mieszane uczucia. Sam turniej dla mnie ma ogromny potencjał, ale nie w formule ośmiu drużyn i nie w Brazylii z trzema ich drużynami.

Mężczyzna w koszulce Aluron CMC Zawiercie z zaciśniętą pięścią.
fot. PAP
Michał Winiarski, trener siatkarzy z Zawiercia.

Oglądając finał przyszła mi do głowy impreza z mistrzem Polski, Włoch, Turcji i Japonii. Na samą myśl człowiek dostaje gęsiej skórki. Co to mogłyby być za widowiska, co za poziom! Ciężko się oglądało czasem puste trybuny w brazylijskim Betlejem, ciężko się oglądało niektóre mecze i ciężko się słuchało opowieści o promocji siatkówki w mieście nieposiadającym swojej drużyny.

 

ZOBACZ TAKŻE: Marek Magiera: Chełmski spokój urzędowy…

 

Rozumiem zamysł zaproszenia drużyn w każdego kontynentu, ale wyciąganie drużyn na tydzień w środku trwania krajowych lig to chyba zbyt duży koszt. Samo Zawiercie, żeby zagrać w Brazylii, całą rundę zagrało pędząc od meczu do meczu, grając 12-stą kolejkę pomiędzy trzecią i czwartą, a kolejkę 11-stą - przed siódmą. Cała liga musiała się dostosować, pędząc wraz z drużyną Zawiercia.

 

Cały tydzień na innym kontynencie to moim zdaniem za dużo. Przy turnieju czterodrużynowym można to rozegrać w jeden weekend, bo i tak wiadomo było przed turniejem, kto nie ma żadnych szans na wyjście z grupy w Belem. Nie wiem jak to się wszystko spięło finansowo organizatorom i nie wiem również, jak można powierzyć organizację miastu, w którym przez tydzień nie ma drugiej klimatyzowanej hali do treningu, ale nie chcę tutaj narzekać i wysuwać jakiekolwiek zarzuty. Było jak było, wszyscy jadąc tam wiedzieli, co ich czeka.

 

Chodzi mi tylko o, moim zdaniem, bardzo duży potencjał takiego turnieju, w którym spotykają się reprezentanci najlepszych lig. Chciałbym taką imprezę co roku oglądać. Ile meczów zapamiętam z tych Mistrzostw? Pewnie dwa. Fantastyczne widowisko w grupie pomiędzy Perugią a Osaką i lanie, jakie drużyna japońska sprawiła Zawierciu. Z pewnością zapamiętam jakość, jaką przywieźli Włosi, prezentując siatkówkę prawie idealną. Jak mawiał Janek Such „To są właśnie te systemy”. Po prostu Perugia pokazała swoją największą moc i nikt nie ma wątpliwości, kto obecnie jest najmocniejszy na świecie i dlatego tak bardzo będę kibicował każdej drużynie w Lidze Mistrzów, która, prędzej czy później, na Włochów trafi, bo trafić będzie musiała, ale to dopiero po fazie grupowej.

 

Co do brązowego medalu Aluronu - nie będę ani w ekipie „Cieszmy się z każdego medalu”, ani nie zapiszę się do grupy „Na tym turnieju zagrali jeden poważny mecz”. Dla mnie nie jest to jakiś megasukces, biorąc pod uwagę przeciwników, jakich trzeba było pokonać, ale równocześnie doceniam medal wiszący na szyi. Dużo musiał ten młody klub się napracować, żeby tam być, ale za finał LM z zeszłego roku już wielokrotnie gratulowaliśmy, bo zagranie w finale zeszłorocznej Ligi Mistrzów to jest sukces, przed którym się kłaniam.

 

Bardzo bolał widok bezradnej drużyny w meczu półfinałowym i w pełni rozumiem rozgoryczenie zawodników po meczu, bo taki klub jak Zawiercie nie jest przyzwyczajony do bezradności na boisku. W pełni rozumiem narrację, że medal przykrywa wszystko, ale nie jestem w stanie jej podzielić. To po prostu nie był dobry turniej Zawiercia i pewnie już mało kto pamięta, jakich przeciwników trzeba było pokonać. Medal jest. Tym razem trzy drużyny przyjechały ten turniej wygrać, ale na zwycięstwo polskiej będziemy musieli jeszcze poczekać.

 

 

Podsumowując:

 

1.Turniej ma potencjał.

2. Nie było dużo jakości poza finalistami.

3. Brąz jest, ale ciężko skakać z radości.

 

Tydzień temu pisałem o zmianach w organizacji Ligi Mistrzów i trochę CEV ode mnie dostał po głowie za brak zmian, więc teraz trzeba federację pochwalić. Trzy lata z rzędu finały w Mediolanie to jest fantastyczna wiadomość, a do tego bardzo realna zmiana systemu na ten przypominający rozgrywki piłkarskie z sześcioma meczami ligowymi w pierwszej fazie.

 

Zatem gratulacje dla CEV. I tylko te statystyki na żywo do poprawy...

 

Co do pucharów - już mam uśmiech na twarzy na samą myśl o styczniowym finale Pucharu Polski w Krakowie. Uwielbiam ten turniej i cieszę się, że znowu poczuję moc Tauron Areny. Mam tylko jedną prośbę. Wiem, jak ciężko jest znaleźć terminy wcześniejszych faz rozgrywek, ale ja cały czas nie jestem w stanie zrozumieć obecnego systemu, gdzie zespół siódmy po pierwszej rundzie nie ma szans na puchar, ale ma taką szansę każda drużyna z 2. ligi. Wciąż nie rozumiem, dlaczego czwarta drużyna ma łatwiejszego przeciwnika od drugiej i trzeciej. Nie marudzę, jest jak jest, ale brakuje mi święta w mniejszych klubach, kiedy przyjeżdżają najlepsi siatkarze świata na jeden mecz. Takimi wydarzeniami lokalne społeczności żyją później latami, a dla mnie właśnie to jest klimat Pucharu Polski.

 

***

 

Szóstka tygodnia:

 

Rozegranie

 

Johannes Tille

 

Oczarowaniem rundy na rozegraniu miał być De Cecco, a został nim świetny Niemiec. Uważam, że najtrudniej mają debiutanci w naszej lidze na rozegraniu, bo siłą ligi jest bardzo szybka umiejętność czytania taktycznego zawodników - więc jak na pierwszy sezon w silnej lidze na rozegraniu w Olsztynie jest wyśmienicie.

 

Atak

 

Bartosz Filipiak

 

Jego nazwiskiem powinni w Suwałkach ronda nazywać!

 

 

Przyjęcie

 

Moritz Karlitzek, żeby Tille nie było samemu w szóstce tygodnia smutno i Amirhosejn Esfandijar za mecz w Kędzierzynie za sześć punktów. Co się dzieje z Zaksą?!

 

 

 

Środek

 

Barłomiej Lemański. Myślę, że Leman nie powinien planować wakacji, bo raczej nie będzie miał wolnego. I Jakub Kochanowski.

 

 

 

Libero

 

Maksymilian Granieczny, bo błyszczał w sumie średnio wyglądającym JSW w meczu z Gorzowem.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie