Priddy: Kłopoty w grupie przygotowały nas na ćwierćfinał

Inne
Priddy: Kłopoty w grupie przygotowały nas na ćwierćfinał
fot. PAP/EPA

Siatkarz reprezentacji USA William Priddy uważa, że kłopoty, jakie miała w fazie grupowej jego drużyna, pozwoliły jej lepiej przygotować się do najważniejszych spotkań w igrzyskach w Rio de Janeiro. - Bilans 5-0 po łatwych wygranych nic by nam nie dał - zaznaczył. W środę o godz. 19 czasu polskiego Amerykanie będą rywalami biało-czerwonych w meczu o olimpijski półfinał.

Ekipa USA zaczęła zmagania w Rio od porażek z Kanadą 0:3 i Włochami 1:3. Później odradzała się z każdym pojedynkiem, pokonując kolejno Brazylię i Francję po 3:1 oraz Meksyk 3:0. - W dwóch pierwszych występach nie byliśmy sobą. To nie była siatkówka, jaką potrafimy grać, jaką powinniśmy grać, to nie była prawdziwa drużyna USA. Brakowało nam agresji, nie oddawaliśmy serca za każdy punkt. Bardzo pomogli nam trenerzy, którzy ściągnęli presję, wzięli odpowiedzialność za te niepowodzenia. Spotkaliśmy się też kilka razy w gronie zawodników i wspólnie rozmawialiśmy o tym, co nie funkcjonuje i co powinniśmy zrobić, by odwrócić kartę. Na szczęście nie skończyło się tylko na rozmowie, potrafiliśmy wnioski wcielić w życie i zaczęliśmy wygrywać - powiedział po potyczce kończącej fazę grupową 24-letni przyjmujący Taylor Sander.

 

24-letni przyjmujący jest jednym z ośmiu zawodników w składzie, którzy debiutują w igrzyskach. Doświadczeniem na głowę bije go 14 lat starszy Priddy, który po raz czwarty bierze udział w olimpijskim turnieju. - Może właśnie brak doświadczenia niektórych graczy był przyczyną naszych kłopotów na początku turnieju - zastanawiał się Priddy. Jak podkreślił, igrzyska to impreza inna niż wszystkie, wyjątkowa. - Olimpiadę chłoniesz 24 godziny na dobę. Ciągle się coś wokół dzieje, zewsząd dochodzi gwar i szum. Nie ma czasu na wyciszenie, koncentrację. Każdy jest tylko małym trybikiem w wielkiej maszynie - obrazowo opisywał złoty medalista igrzysk w Pekinie.

 

Jego zdaniem, porażki na początku turnieju w Rio zahartowały i scementowały amerykański zespół. - Na pewno jesteśmy mentalnie silniejsi i lepiej przygotowani do ćwierćfinału niż gdybyśmy łatwo wygrali wszystkie mecze. Bilans 5-0 nic by nam nie dał, a tak już wiemy, co to znaczy stać pod ścianą. Byliśmy o krok od wyeliminowania, a jednak ciągle jesteśmy w grze - zauważył.

 

Amerykanie przedstawili opinie trójki utytułowanych przedstawicieli siatkówki, którzy uzasadniają tezę, że ćwierćfinał jest najważniejszym meczem w igrzyskach. - Wygrywasz - masz szansę na medal. Przegrywasz - zostajesz z niczym. Energia i opanowanie - to dwa ważne czynniki. Nerwy będą towarzyszyć grze obu drużyn. Kto je opanuje, kto szybciej zacznie realizować swój plan, a nie będzie się kierował emocjami, ten wygrywa. Tak było z nami w 2008 roku w Pekinie, kiedy nie wpadliśmy w panikę przegrywając 1:2 z Serbią. Udało się wyrównać, a w tie-breaku nasza motywacja była większa niż rywali. Teraz miło było widzieć, jak Matt Anderson, Max Holt i Micah Christenson podnieśli się po dwóch nieudanych występach. Nasz zespół złapał swój rytm, wrócił na właściwe tory - powiedział słynny rozgrywający Lloy Ball, cytowany na stronie internetowej federacji.

AP, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie