Pindera: Jest się z czego cieszyć

Siatkówka
Pindera: Jest się z czego cieszyć
fot. Cyfrasport

Do pełni szczęścia zabrakło tylko wygranej Polek w meczu z Serbią. A było bardzo blisko. Co więcej, mecz w Makau mógł się skończyć w trzech setach.

Serbki to ścisła elita żeńskiej siatkówki. Mistrzynie Europy, wicemistrzynie olimpijskie. Owszem Liga Narodów, która zastąpiła w tym roku Grand Prix nie jest być może dla nich najważniejszą imprezą, bo taką będą mistrzostwa świata w Japonii, ale nikt przecież nie lubi przegrywać.

 

A z Polkami nie grało im się łatwo. Po przegranym pierwszym secie, w dwóch kolejnych Serbki musiały bronić piłki setowe, co najlepiej oddaje to co działo się w Makau.

 

Dzień wcześniej nasze siatkarki wygrały 3:2 z Chinkami, mistrzyniami olimpijskimi i pierwszą drużyną światowego rankingu, więc gdyby w kolejnym spotkaniu pokonały srebrne medalistki igrzysk w Rio de Janeiro, byłoby o czym mówić i pisać.

 

Ale myślę, że i tak jest się z czego cieszyć. W naszej żeńskiej siatkówce wreszcie coś drgnęło. Nie wyciągałbym oczywiście z tych udanych występów zbyt daleko idących wniosków, ktoś może przecież zadać zapytać, a z czego się cieszyć, jak ostatecznie przegrały przecież z Serbkami. I będzie miał trochę racji, ale tylko trochę.

 

Najważniejsze, że Jacek Nawrocki i jego dziewczyny przypomniały w pięknym stylu, że polska żeńska siatkówka istnieje. Ostatnimi czasy jeśli już o niej mówiliśmy, to tylko w kontekście reprezentacyjnych porażek. Tegoroczne mistrzostwa świata odbędą się bez ich udziału, Polek nie było na igrzyskach w Londynie i Rio de Janeiro. Kto wie, może jednak wywalczą awans na kolejne, w Tokio, to byłby piękny prezent.

 

Na razie jednak niech jak najczęściej grają tak jak w wygranych meczach z Włochami i Chinami, czy w tych trzech dramatycznych setach z Serbią. W czwartym niestety zwiesiły głowy i przegrały wyraźnie, oby takich sytuacji było jak najmniej, bo prawdziwy charakter pokazuje się w najtrudniejszych chwilach. Ale w tym konkretnym przypadku można je zrozumieć.

 

Dzięki postawie Polek, rozgrywki Ligi Narodów od razu nabrały, z naszej oczywiścier perspektywy, dodatkowych rumieńców. Przecież w Lincoln, gdzie zaczynały, też pachniało optymizmem . I nie mówię tylko o wygranym meczu z Włoszkami, ale również o tych z USA i Turcją, gdy schodziły z boiska pokonane. Szczególnie z Amerykankami walczyły twardo, co dawało nadzieje, że w kolejnych spotkaniach może być lepiej.

Patrząc na ten bardzo emocjonujący, ostatni mecz z Serbią, przypomniałem sobie wygrany przez Serbki turniej w Dreźnie w 2004 roku, który był początkiem reprezentacyjnej pracy trenera Zorana Terzica. Minęło 14 lat i on dalej pracuje na tym stanowisku. U nas zmieniło się wielu trenerów, nie ma już  Andrzeja Niemczyka, któremu wtedy Terzic kłaniał się w pas.

 

Turniej w Dreźnie był początkiem wielkich sukcesów Serbek, być może więc te pierwsze zwycięstwa Polek i ich dobra gra w Lidze Narodów też będzie zalążkiem przyszłych, jeszcze bardziej spektakularnych wygranych naszej młodej drużyny. Wciąż mam nadzieję, że te dobre, złote czasy polskiej żeńskiej siatkówki wcześniej czy później wrócą. A to co Polki pokazały w dotychczasowych meczach w Lincoln i Makau daje nadzieję, że być może na ich sukcesy nie będziemy musieli czekać sto lat.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie