Z narożnika PG: Smutne pożegnanie HBO, bajki rodem z Anglii
Stacja, która była światowym synonimem boksu na najwyższym poziomie, odchodzi z pokazywania tego sportu w słabym stylu. Nowa fala z Anglii, oprócz tego, co kibice lubią oglądać, lubi też mocno fantazjować...
Kownacki kontra Tyson (Mike)!
To, że w boksie można mówić co się chce, wiemy od dawna, ale przynajmniej do tej pory mówienie, co tylko ślina na język przyniesie było domeną niektórych pięściarzy i starej, odchodzącej już gwardii promotorów - Dona Kinga czy Boba Aruma. Do czasu jak na amerykańskiej arenie boksu nie pojawił się szef Matchroom Boxing Eddie Hearn. Że wiele potrafi sprzedawać dziennikarzom informacji nazwijmy to delikatnie, niekoniecznie zgodnych z prawdą, wiedzieliśmy już dawniej... ale od czasu wejścia na rynek amerykański z DAZN, poszedł na całość. Każda gala i każdy zawodnik występujący na promowanych przez niego galach DAZN są "wybitni" albo przynajmniej "znakomici". Hearn, którego trudno nie lubić za energię, uwielbia rzucać też nazwiskami potencjalnych rywali dla swoich (i nawet nie swoich) pięściarzy. A także mówić o wszystkim na zasadzie faktów dokonanych, choć wszyscy dookoła - łącznie z nim samym - wiedzą, że jest inaczej.
Parę przykładów. Jak wchodził pół roku temu do USA z galami na DAZN, to "już podpisywał" kontrakty z połową amerykańskich mistrzów. Pół roku później, bracia Charlo, Spence Jr, Keith Thurman, Adrien Broner czy Shawn Porter u niego się... nie biją. Dwa miesiące temu Hearn "gwarantował", że nie zobaczymy walki Deontay Wilder - Tyson Fury, która jakimś cudem za kilka dni odbędzie się w Los Angeles. Przykład z ostatnich dni, to wrzucenie do worka (obok Ortiza, Millera, Chisory i Whyte’a) z najbliższymi kandydatami do walki z Ołeksandrem Usykiem naszego Adama Kownackiego. Eddie nie zapomniał oczywiście, że Babyface wyjdzie na ring 26 stycznia 2019 roku z Geraldem Washingtonem i wszystko inne to na razie dla niego utopia, ale to są "małe detale". Równie dobrze mógłby wymienić nazwiska dziesięciu innych pięściarzy z kilku kategorii wagowych, tych byłych i obecnych mistrzów, bo… kto mu zabroni!
HBO: wielka era, słabe pożegnanie
Na HBO walczyli najwięksi mistrzowie pięści, te trzy litery (skrót od Home Box Office) oznaczały zawsze najwyższą jakość dla tych, którzy oglądali i którzy wychodzili na ring. "Żeby być naprawdę wielkim, musisz bić się w Madison Square Garden i być w głównej walce wieczoru HBO" mawiał już nieżyjący trener Lou Duva. Gdyby ktoś Lou powiedział, że w dwóch ostatnich galach (ostatnia sobota i 8 grudnia) stacji zawalczy dopiero bijący się o popularność zawodnik z Kirgistanu z pięściarzem, który najlepsze lata ma już za sobą, a w drugiej największą atrakcją ma być występ pań, na pewno by nie uwierzył, choć taka jest rzeczywistość. Sobotni pojedynek Dmitrij Biwoł - Jean Pascal w Atlantic City, ostatnia gala HBO Championship Boxing przyciągnęła małe zainteresowanie tak kibiców, którzy zdecydowali się kupić bilety, jak i tych, którzy włączyli telewizory. Trudno im się dziwić. Biwoł może kiedyś będzie gwiazdą wagi półciężkiej, ale na razie ten, który komentował ten pojedynek Roy Jones Junior dał dziesięć razy więcej autografów niż mistrz świata WBA. Biwoł zrobił co się od niego oczekiwało, wygrał prawie każdą rundę, ale zapomniał - albo na razie tego nie potrafi - że gwiazdami w USA zostają mistrzowie, którzy wygrywają spektakularnie. Tego w Atlantic City zabrakło, choć niczego innego temu 28-latkowi zarzucić nie można.
Ósmego grudnia w Los Angeles ostatnią galę HBO, choć już nie z serii Championships Boxing, miał uświetnić Chocolatito, czyli Roman Gonzalez. Też już nie w pełni sławy, już nie z zerem po stronie porażek, ale ktoś kto przez lata był w trójce najlepszych bez podziału na kategorie wagowe. Fatum na HBO ciągle wisi... Gonzalez odniósł kontuzję i przynajmniej w momencie oddawania tego tekstu do publikacji, w głównej roli są panie - Cecilia Braekhus (34-0, 9 KO), mająca wszystkie pasy w wadze półśredniej i Claressa Shields (7-0, 2 KO), dwukrotna złota mistrzyni olimpijska, mistrzyni świata wagi średniej IBF, WBC oraz IBF. Gdyby walczyły przeciwko sobie, może i to na siłę dałoby się to zaakceptować. Ale tak nie jest - Braekhus bije się ze znaną z polskiego ringu Olę Lopez-Magdziak, a Shields z Belgijką Femke Hermans, która w poprzedniej walce potrzebowała wszystkich rund, by pokonać zawodniczkę z "dorobkiem" jednego zwycięstwa i siedmiu porażek. Jak na pożegnanie legendarnej stacji, to bardzo słabo.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze