Gollob, czyli synonim perfekcji, profesjonalizmu i dążenia do celu

Żużel
Gollob, czyli synonim perfekcji, profesjonalizmu i dążenia do celu
fot. PAP

Mówisz żużel - myślisz Tomasz Gollob, myślisz Tomasz Gollob - mówisz wielkie sukcesy osiągane dla polskiego żużla z indywidualnym mistrzostwem świata w 2010 roku na czele. Wszystkich zasług bydgoszczanina dla czarnego sportu w naszym kraju nie da się wymienić w jednym akapicie. "Chudy" przez lata dbał o dobre imię tej dyscypliny nad Wisłą. Teraz czas na rewanż.

Nie oszukujmy się, Tomasz Gollob w trakcie trwania swojej bogatej w sukcesy kariery nie był lubiany przez środowisko żużlowe w Polsce - oczywiście nie licząc klubów w których startował. To właśnie seryjnie zdobywane medale, gracja i lekkość wygrywania biegów, dominacja na krajowym podwórku w latach '90 oraz na początku nowego milenium sprawiły, że kibice z wielu ośrodków żużlowych w Polsce po prostu Golloba nie lubili.

 

Golloba albo się kochało, albo nienawidziło. Te skrajne odczucia były też spowodowane charakterem "Chudego". Dziś powiemy, że to charakter godny mistrza świata, bo tylko będąc pewnym siebie, butnym, zadziornym można w tym sporcie wiele osiągnąć. W ten sam sposób przez wiele lat zachowywali się przecież m.in. Jason Crump, Nicki Pedersen, Tony Rickardsson oraz Greg Hancock. Ale kiedy nagle na światowym rynku speedwaya pojawił się Polak o podobnych cechach - coś było nie tak. Jak to?

 

Po tłustych latach '60 i '70, które obfitowały w medale IMŚ wywalczone przez Antoniego Worynę, Edwarda Jancarza, Pawła Waloszka, Zenona Plecha i przede wszystkim Jerzego Szczakiela, który w chorzowskim Kotle Czarownic w 1973 roku zdobył złoto - nadszedł okres mizerii. W latach '80 oraz pierwszej połowie lat '90 polski żużel znalazł się w kryzysie i dopiero pojawienie się Golloba sprawiło, że po latach chudych, nastąpiła era... "Chudego".

 

 

Pierwsze dwa medale, już w Grand Prix, które zastąpiło jednodniowe turnieje o złoto, Tomasz wywalczył w 1997 oraz 1998 roku. Zresztą to właśnie Gollob był tym pierwszym, który wygrał premierowy turniej tego cyklu w 1995 roku we Wrocławiu. W 1999 roku był o krok od zostania mistrzem świata, ale fatalny upadek w finale Złotego Kasku sprawił, że z niedyspozycji swojego największego rywala skorzystał Rickardsson. Gollobowi na pocieszenie został pierwszy w karierze srebrny krążek oraz to, że na podium klasyfikacji generalnej stanął obok swojego idola - Hansa Nielsena.

 

Oczywiście oprócz świetnej postawy na międzynarodowych arenach, Gollob rzecz jasna nie miał sobie równych w polskich rozgrywkach. Wystarczy powiedzieć, że w tym czasie wywalczył cztery z rzędu indywidualne mistrzostwa kraju (w sumie posiada ich osiem i jest rekordzistą), a wespół ze swoim starszym bratem - Jackiem stanowił o sile Polonii Bydgoszcz, z którą również zdobywał medale mistrzostw Polski.

 

 

Gollob przez wiele lat był polskim rodzynkiem w Grand Prix, który potrafił nawiązać walkę z czołówką światową. Zanim nastąpiła era Jarosława Hampela, Krzysztofa Kasprzaka, Bartosza Zmarzlika, Macieja Janowskiego, Patryka Dudka czy braci Pawlickich - polscy kibice gromadzili się przed telewizorami lub na stadionach, aby patrzeć jak Tomasz w pojedynkę rywalizuje z Crumpem, Pedersenem, Hancockiem, Adamsem, Rickardssonem czy Sullivanem. Był maniakiem, toczącym heroiczne boje, profesjonalistą w każdym calu. Z pewnością wielu kibiców pamięta obrazki jak jego najwięksi adwersarze siedzieli spokojnie w swoich boxach w trakcie rund Grand Prix, zostawiając swoje motocykle pod opiekę mechaników, podczas gdy sam Tomasz brał śrubokręt do ręki i osobiście zmieniał ustawienia w sprzęcie. Perfekcjonizm miał zaprowadzić go na sam szczyt, chociaż wątpiących w to z roku na rok było coraz więcej.

 

Przez wiele lat Gollobowi do pełni szczęścia brakowało mistrzostwa świata. W 2001 roku wywalczył kolejny brąz. Przez kolejnych kilka lat zdecydowanie lepsi byli rywale. Mówiono wówczas, że era "Chudego" bezpowrotnie dobiega końca, mimo cały czas świetnych wyników uzyskiwanych na polskich torach. Seryjnie potrafił wygrywać rundy Grand Prix w Bydgoszczy (siedmiokrotnie, pięć razy z rzędu), ale to było za mało, aby marzyć o triumfie w końcowej klasyfikacji. Śmiano się, że gdyby wszystkie turnieje odbywały się nad Brdą, wówczas być może Gollob mógłby śnić o złocie. Ale on nie poddawał się i konsekwentnie, mimo upływu lat i czterdziestki na karku, dążył do celu.

 

W 2007 roku - czwarte miejsce, w 2008 roku - brąz, w 2009 roku - srebro i wreszcie nastąpił ten magiczny sezon 2010, w którym na ziemi włoskiej w Terenzano Tomasz zapewnił sobie upragnione mistrzostwo świata, jako drugi Polak po Jerzym Szczakielu. Euforii nie było końca. 30-krotny mistrz Polski w różnych konkurencjach, 6-krotny mistrz świata w drużynie oraz najlepszy sportowiec za rok 1999 (jako jedyny żużlowiec w historii Plebiscytu) zwieńczył całą swoją karierę. To była jego prawdziwa wisienka na torcie.

 

 

W kolejnych dwóch latach Gollob już nieco spuścił z tonu, chociaż potrafił wygrać jeszcze dwie rundy Grand Prix (w Kopenhadze oraz szwedzkiej Mallili). Jego ostatnim klubem w karierze był GKM Grudziądz, w barwach którego niejednokrotnie imponował zwłaszcza na domowym torze. Wyścigi z jego udziałem były wybierane gonitwami sezonu. Mistrz nie zapomniał jak się ściga na żużlu, nie planował jeszcze końca kariery, marzył o starcie w Rajdzie Dakar...

 

Niestety, 23 kwietnia 2017 roku podczas treningu na motocrossie w Chełmnie Gollob uległ poważnemu wypadkowi, w konsekwencji ucierpiał jego kręgosłup. Od tamtej pory nasz mistrz walczy o powrót do zdrowia, a sportowe środowisko nie zapomina o jego zasługach, teraz chcąc się zrewanżować. Niczym Adam Małysz w skokach narciarskich, Gollob przez wiele lat stanowił o sile polskiego żużla na świecie.

 

Tomasz przezwyciężył wiele ciężkich biegów w swoim życiu, i na torze - jak ten w 1999 roku we Wrocławiu, kiedy przeleciał przez drewnianą bandę i uderzył w metalowy słupek, czy chociażby ten w 2013 roku, kiedy zanotował poważny upadek podczas Grand Prix w Sztokholmie, tracąc przytomność. I poza nim - jak ten w 2007 roku, kiedy przeżył wypadek lotniczy. Wszyscy wierzymy, że i tym razem Gollob znowu wygra swój najważniejszy wyścig.

 

Wierzą w to także ci, którzy 16 grudnia wybiorą się do hali Łuczniczka w Bydgoszczy, aby wziąć udział w piłkarskim turnieju charytatywnym, z którego dochody zostaną przeznaczone na rehabilitację Tomasza. Nie zabraknie gwiazd sportu i estrady. Tak jak przed laty kibice z całej Polski zjeżdżali się nad Brdę, aby dopingować Golloba w trakcie turniejów Grand Prix, tak teraz zrobią to samo, aby pomóc swojemu idolowi w powrocie do zdrowia.

 

 

Więcej informacji o turnieju tutaj.

Krystian Natoński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie