Iwanow: Fornalik i Probierz - najlepsi polscy trenerzy
Kto jest najlepszym polskim trenerem? Według dziennikarzy Tygodnika Piłka Nożna za ubiegły rok na to miano zasłużyli nawet dwaj szkoleniowcy: Czesław Michniewicz i Piotr Stokowiec.
Ten pierwszy nie sięgnął po taką statuetkę nawet wówczas, gdy w 2007 roku sensacyjnie sięgał po mistrzostwo z Zagłębiem Lubin. Pewnie jeszcze musiałby na ten laur poczekać, gdyby nie rewanżowe spotkanie barażowe w Chaves z Portugalią, które prowadzonej przez niego młodzieżówce dało awans do finałów EURO U-21. Tego drugiego doceniono za to, jak przeobraził Lechię Gdańsk. Z zespołu walczącego przed degradacją stworzył z niej lidera Ekstraklasy, z realnymi szansami na ligowe złoto.
Ten wybór – dla mnie jak najbardziej logiczny i zrozumiały – dotyczył jednak tylko 2018 roku. Gdy podczas ligowych spotkań, które z racji miejsca zamieszkania najczęściej oglądam z wysokości trybun przy Łazienkowskiej 3, zadawane mi są pytania, kto tak naprawdę w ostatnich latach zasługuje na miano najlepszego szkoleniowca do głowy przychodzą mi dwie inne osoby. Przecież „Czesiu” w lidze ostatnio miał raczej pod górkę i na świecznik wrócił dzięki angażowi w PZPN. „Stoki”, gdyby w miedziowym Zagłębiu zachowano więcej cierpliwości, może poprowadziłby Lubin do miejsc, które ten znał z czasów Michniewicza. Jak to u nas często bywa zabrakło rozwagi, rozsądku i spokoju. W Gdańsku zrobił już bardzo dużo, ale jest jeszcze na dorobku. Dlatego w moim rankingu pojawiają się dwa inne nazwiska. To Michał Probierz i Waldemar Fornalik, bo obaj to nie tylko warsztatowcy.
O klasie trenera świadczą nie tylko suche wyniki, ale też czas zatrudnienia w jednym miejscu i to, co w nim po sobie zostawili. Wiadomo, że w Legii Warszawa, Lechu Poznań czy kiedyś Wiśle Kraków każdy miałby łatwiej, niż jeszcze jakiś czas temu w Białymstoku. Tym bardziej w Chorzowie, Gliwicach czy w Cracovii. Probierz był w „Jadze” zawsze kimś więcej niż tylko trenerem. Wraz z Cezarym Kuleszą i sztabem jego współpracowników stworzył podwaliny pod to, że w tym regionie z „Dumy Podlasia” wszyscy faktycznie są dumni. Sprawdźcie, jak długo tam pracował. I to w dwóch turach. To w naszej piłce naprawdę ewenement. W Cracovii prezes Janusz Filipiak nawet sformalizował jego funkcję, którą Michał de facto już tam pełnił. Teraz wiceprezesem jest także na papierze.
Podobnie nazwać by można Waldemara Fornalika w Ruchu Chorzów. Przy Cichej miał zdecydowanie trudniej niż jego krajan z Górnego Śląska w Białymstoku, bo nie muszę nikomu przypominać z jakimi problemami przez lata mierzyli się „Niebiescy”. Wicemistrzostwo kraju, raz trzecie miejsce, dwa finały Pucharu Polski. Nominacja na stanowisko selekcjonera reprezentacji nie dała mu oczekiwanej satysfakcji, ale czy to oznacza, że w tamtym momencie ktoś w tej roli osiągnąłby więcej? Fornalik po kadrze znów zajął się dołującym coraz bardziej Ruchem, ale nie był w stanie już dalej firmować tego swoim nazwiskiem. Trudno się dziwić. Waldka zabrakło. Czternastokrotny mistrz pląta się na trzecim szczeblu rozgrywek.
Piast może nie jest klubem mlekiem i miodem płynący, ale Fornalik wreszcie ma spokojniejszą głowę, a na niej nie wszystkie pozaboiskowe problemy, z którymi mierzył się w Chorzowie. I robi to, co potrafi najlepiej. Przygotowuje drużynę. A jak jest w tym dobry, widzieliśmy w miniony piątek w rywalizacji z Lechem Poznań. I jakie to wymowne, że akurat w spotkaniu z byłym selekcjonerem.
Komentarze