Kowalski po weekendzie: Stokowiec zaczyna odlatywać

Piłka nożna
Kowalski po weekendzie: Stokowiec zaczyna odlatywać
Fot. Cyfrasport

Lechia Gdańsk roztrwoniła siedem punktów przewagi nad Legią, mistrz Polski zrównał się punktami z liderem i dzięki temu dodatkowe siedem kolejek w tak zwanej grupie mistrzowskiej będzie miało temperaturę i smak. Celowo piszę „tak zwanej”, bo dla połowy drużyn, które znalazły się w pierwszej ósemce określenie „mistrzowska” pasuje jak pięść do nosa. A w przypadku ostatniego w tej stawce beznadziejnego Lecha Poznań, zakrawa na kpinę.

Gdyby system rozgrywek w naszej ekstraklasie był normalny, Piotr Stokowiec i jego Lechia już przyjmowaliby gratulacje za pierwszy w historii tytuł mistrzowski i szykowali się do finału Pucharu Polski. Ale, że tęgie głowy w polskiej piłce parę lat temu wymyśliły podział na grupy i dodatkowe siedem kolejek, które miały nasze kluby wprowadzić na wyższy poziom europejski, nic nie jest jeszcze pewne. Dotychczasowy największy beneficjent oryginalnego systemu, czyli Legia, może znów zgarnąć pełną pulę.

 

Przy Łazienkowskiej okazało się, że wystarczy pogonić toksycznego trenera z Portugalii i… wszystko gra. Zaraz po blamażu z Wisłą w Krakowie (0:4) już pod wodzą Aleksandara Vukovica i Marka Saganowskiego okazało się, że legioniści potrafią strzelać gole, biegać za piłką szybciej i pokonywać więcej kilometrów w każdym meczu. Trzy spotkania, trzy zwycięstwa, dziewięć punktów, powrót do świata żywych. Nie ma pytań. Według jednego z ludzi, będących blisko drużyny, to wcale nie było tak, że drużyna grała przeciwko portugalskiemu trenerowi.

 

Atmosfera była jednak tak zła, że zespół nie był w stanie dawać z siebie czegoś dodatkowego, czegoś ekstra. A teraz po prostu daje. To swego rodzaju premia za zmianę, po której wszyscy odetchnęli. A motywacja zbudowana jest na niechęci czy też nawet w kilku przypadkach nienawiści do poprzednika.

 

Taki bodziec zwykle działa na krótką metę, ale przecież meta jest naprawdę blisko. 19 maja wszystko będzie jasne. Legia na tym paliwie może dojechać szczęśliwie do końca, choć pewnie kluczowe będzie starcie pomiędzy wielkimi rywalami. Być może po raz pierwszy uda się wypełnić stadion w Gdańsku podczas meczu ligowego.

 

Tym większa szansa Legii, im dłużej trwa sezon. Lechia właściwie przecież poza pojedynczymi nieudanymi spotkaniami, nie miała głębszego kryzysu, a wydaje się, że nie jest możliwe, aby taki stan trwał od początku do końca sezonu. Jakieś sygnały, że z początkiem takiej sytuacji możemy mieć do czynienia obecnie właśnie są wysyłane.

 

Porażka z Cracovią i aż cztery stracone bramki dla drużyny, która traci w lidze najmniej goli i dla której właśnie defensywa jest największym atutem, musi niepokoić kibiców z Gdańska. Trener Stokowiec cały sukces drużyny zbudował na obronie. Do czterech obrońców, dobiera trzech bardzo dobrze biegających defensywnych pomocników i to wystarcza na naszą ligę.

 

Rywale z Legią na czele tak słabo grają technicznie, że nie są w stanie tego muru skruszyć (w dwóch meczach w sezonie zasadniczym Legia nie była w stanie strzelić Lechii ani jednego gola). W opinii wielu kibiców taka metoda gry, ociera się o antyfutbol, występy Lechii nie są widowiskowe, a gole z reguły nie padają po pięknych akcjach.

 

Ale nie musi to trenera Stokowca specjalnie obchodzić. Cel uświęca środki, nikt nie broni innym zespołom stosować podobnej taktyki. Pierwsza pozycja w lidze nieprzerwanie od października ubiegłego roku i awans do finału Pucharu Polski świadczą o postępie i pomyśle trenera. I będzie to aktualne nawet jeśli nie uda się zdobyć żadnego z trofeów.

 

Gorzej i to musi niepokoić, że nieco odlatuje sam szkoleniowiec w kwestii werbalnej. Jego mentorski ton, kwieciste wypowiedzi o braku szacunku do trenerów w Polsce, czy też ta ostatnia o tym czego mogą wymagać od zespołu kibice, płacąc 10 złotych za bilet, budzą pytania czy aby na pewno zdolny trener (uważam, że ma prawo myśleć w przyszłości o stanowisku selekcjonera) wytrzymuje ciśnienie? Jak żartują jego pewnie nieco zazdrośni koledzy po fachu: „Naprawdę niewiele brakuje, aby Piotr zaczął pouczać jak się stąpa po tafli wody”.


Po meczu z Cracovią trener lidera odniósł się do osób ciągle narzekających na ekstraklasę: „Chcielibyśmy kupić bilet za dziesięć złotych i zobaczyć Ligę Mistrzów. Nie potrafimy oszacować potencjału klubów i ligi. Kto chce zobaczyć Ligę Mistrzów, może polecieć za granicę. Są tanie połączenia lotnicze.”


Panie trenerze, po pierwsze to bilety na mecze ekstraklasy są znacznie droższe, a po drugie profesjonalny artysta jest zobowiązany dać dobry koncert, kiedy publiczność stanowi dwóch widzów, a bilety były za darmo. A to wysyłanie kibiców tanimi liniami, jak się nie podoba? No, proszę pana…

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie