Boniek kontra Przesmycki, czyli ostry spór w PZPN z krzywdą Lechii w tle

Piłka nożna
Boniek kontra Przesmycki, czyli ostry spór w PZPN z krzywdą Lechii w tle
fot. CyfraSport

Piłkarska Polska od soboty jest podzielona. Powinien być karny dla Lechii w meczu sezonu Lechia – Legia czy nie powinno go być? Arbiter uznał po konsultacji VAR, że karnego nie ma. Lechia ostatecznie przegrała i bardzo oddaliła się od szansy na mistrzowski tytuł. Sezon trwa, życie toczy się dalej, ale gorąca atmosfera jednak nie stygnie.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek przyznał w programie Romana Kołtonia, że sędzia się pomylił i przeprosił kibiców, natomiast szef sędziów PZPN Zbigniew Przesmycki wręcz przeciwnie. Stanął po stronie Daniela Stefańskiego. Abstrahując od tego kto ma rację, sytuacja sama w sobie jest absurdalna. No bo, jak na to nie patrzeć to na sto procent jeden z dwóch najważniejszych ludzi w naszej federacji nie zna się na przepisach.
 
Głos zabierają kolejne autorytety, byli i obecni sędziowie, pod nazwiskiem i anonimowo, kibice obrzucają się błotem w Internecie itd. W sumie dyskusja o piłce i konkretnych niejednoznacznych wydarzeniach nie jest niczym niezwykłym, można właściwie powiedzieć, że jest nieodłącznym pięknym elementem tej dyscypliny sportu od stuleci. Tyle, że po to wprowadzono technologię VAR, aby te najpoważniejsze problemy rozstrzygać. Nie wchodząc już kolejny raz w szczegóły gdańskiego zdarzenia, VAR ma pomóc na chłodno zinterpretować sytuację boiskową zgodnie z regulaminem. A jak się okazuje z tym jest kłopot nawet w piłkarskiej centrali. Ktoś tu jest nieprzygotowany. To co mają powiedzieć w takim razie zwykli kibice, skoro profesjonaliści wyrażają aż tak skrajne poglądy?
 
Po kilkudziesięciu godzinach od zdarzenia zaczęła dominować narracja, że nawet jeśli karny powinien być, to i tak nie ma to żadnego znaczenia, wynik nie został wypaczony, bo Legia była dużo lepsza i pewnie by wygrała, nawet gdyby ten karny i czerwona karta dla legionisty były.
 
Zakładając, że tak wyglądałby scenariusz, choć nie jestem o tym przekonany, to są to jednak dwie różne sprawy. Nawet gdyby jedna ze stron miała taką przewagę jak Barcelona nad Huescą to nie oznacza, że w jednym z kluczowych momentów można podejmować decyzję na niekorzyść jeden ze stron. Pamiętamy, jak przed kilkoma laty Ruch Chorzów przegrał istotny mecz z Arką Gdynia po golu, który został strzelony ręką. Też wówczas było słychać, że „może i sędzia się pomylił, ale Ruch miał tyle czasu wcześniej, aby zdobywać punkty, że teraz niech nie płacze.” Generalnie był słabszy, zasłużył na spadek, a poza tym jeszcze bankrut…
 
Takie podejście do tematu jest skrajną niesprawiedliwością. Zakładając, że rację w gdańskim sporze ma prezes PZPN, to trzeba mieć świadomość, że arbiter popełnił błąd nie dlatego, że coś przeoczył tylko na chłodno podjął decyzję niezgodną z regulaminem, źle interpretował, nie mając po prostu odpowiedniej wiedzy. 
 
A o brak wiedzy, a nie zwykły sędziowski błąd, jakich zdarzają się setki, to już można mieć do pewnych piłkarskich instancji pretensje i domagać się sprawiedliwości. 
 
Chyba, że rację ma Zbigniew Przesmycki. Wtedy tak naprawdę nie ma sprawy, wszystko jest ok., gramy dalej. Warto byłoby jednak wysłać publiczności jakiś sygnał, która wersja jest obowiązująca jako stanowisko PZPN.
Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie