Drzyzga: Ten turniej rozegra się w głowach. Wcale nie musimy awansować!
Rozgrywający reprezentacji Polski Fabian Drzyzga uważa, że podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk, który w piątek zaczyna się w Gdańsku, dużo ważniejsza od formy sportowej, będzie psychika. Ten turniej rozegra się w głowach. Decydujące będzie to, która drużyna lepiej zniesie presję, szybciej zareaguje na słabsze momenty - uważa Drzyzga, który udzielił "Prawdzie Siatki" bardzo ciekawego i szczerego wywiadu. Nie tylko na temat najbliższych dni, ale niemal całego, swego siatkarskiego życia!
Fabian Drzyzga rzadko udziela wywiadów. Przez rok, gdy grał w Grecji, w ogóle nie rozmawiał z mediami. Marcinowi Lepie udało się go zaprosić do programu "Prawda Siatki" tuż po zakończeniu Memoriału Wagnera. Wyszedł z tego niezwykle ciekawy, bardzo szczery, momentami kontrowersyjny wywiad. Całość można obejrzeć na kanale "Prawda Siatki". My streścilśmy dla Was niemal wszystko, co w tej rozmowie powiedział Fabian (ominęliśmy chyba tylko jeden wątek, dotyczący NBA). O czym rozmawiali Lepa z Drzyzgą. Zapraszamy:
Lepa: O tym, że Drzyzga całe życie coś musi udowadniać. Najpierw, że nie jest w dużej siatkówce tylko za nazwisko, że nie będzie grał w cieniu ojca. Potem, że nadaje się by zająć miejsce Pawła Zagumnego. Teraz, że mimo dwóch tytułów mistrza świata, wciąż musi udowadniać, że to on powinien kierować grą naszej kadry, czy, że potrafi porozumieć się z Wilfredo Leonem, co do stylu gry.
Drzyzga: Niektórzy myślą, że jak się ma nazwisko znane w jakiejś dziedzinie i nie chodzi tu tylko o sport, to jest łatwiej. Wręcz przeciwnie – jest dużo bardziej pod górkę. Wszyscy wymagają od ciebie dużo więcej. Tak było też w moim przypadku. Nazwisko Drzyzga, z którego jestem bardzo dumny, zawsze było ciężarem, a nie premią. Tak naprawdę dopiero od kilku lat wiem, że nie muszę już nic nikomu udowadniać – dziennikarzom, kibicom, działaczom. Po prostu znam swoją wartość.
O tym, że ojciec też bywał krytykowany, choć jest jednym z najlepszych siatkarskich komentatorów w Polsce, za to, że rzekomo inaczej traktuje rozgrywających, że czasem ostrzej krytykuje potencjalnych konkurentów dla syna, a jego samego chroni.
Nigdy z ojcem na ten temat nie rozmawiam. Uważam, że swoją pracę komentatorską wykonuje bardzo solidnie. A reszta już zależy od słuchacza. Po tak samo wypowiedzianym zdaniu każdy może usłyszeć zupełnie co innego. Taka to już specyfika tego zawodu i kibicowania. Każdy ma prawo do oceniania, czy ojciec komentuje obiektywnie czy subiektywnie. Ja uważam, że najlepszą oceną jego pracy jest fakt, że od kilkunastu lat pracuje dla Polsatu.
O tym, dlaczego przez rok w ogóle nie udzielał wywiadów.
Bo długo było tak, że co bym nie powiedział, nawet w całkowicie normalnym tonie, bez cienia sensacji, kontrowersji, to moje słowa były tak przekręcone, zinterpretowane, by wywołać sensację. Żeby tylko osiągnąć efekt, że Drzyzga jest kontrowersyjny, ma z kimś konflikt. Postanowiłem więc, po rozmowach z żoną nie udzielać się medialnie. To się akurat zbiegło z naszym wyjazdem do Grecji, gdzie jak wiadomo siatkówka nie jest bardzo medialna. I to bardzo dobrze mi zrobiło. Mieliśmy ciszę i spokój. Mogłem skupić się wyłącznie na grze. A zauważyłem, że po tym roku podejście do mojej osoby bardzo się zmieniło.
O tym dlaczego nie śpiewa hymnu?
Pytała mnie o to nawet córka Michała Kubiaka – czemu wujek nie śpiewa. Powiedziałem wtedy, że zaśpiewam, ale jest to silniejsze ode mnie. Sorry kibice, nie zmienię już tego. Od pierwszego spotkania w reprezentacji, jeszcze młodzieżowej, śpiewam hymn, ale nie otwierając ust. Tak mam. To już jest jakiś rytuał.
Czy należy do żelaznej szóstki Vitala Heynena?
Ja jestem gotowy. Myślę, że Vital ufa mi dość mocno, ja bardzo ufam jemu. On wie na co mnie stać, w jakiej jestem formie. Na pewno będzie ze mnie korzystać. A czy będę grał cały turniej? To się okaże.
O wyjeździe Heynena do Chicago na turniej finałowy Ligi Narodów i narodowej dyskusji, jaka się rozpętała, po jego wcześniejszym powrocie do Zakopanego.
Cała kadra od pierwszego dnia wiedziała, co jest najważniejsze dla tej reprezentacji. Nikt nie miał żadnego problemu, że on wraca. Chyba nawet większy był, że w ogóle tam leci.
Czy chciałby zagrać w lidze włoskiej
Może poza ligą brazylijską nie mam już żadnych marzeń, jeśli chodzi o to, gdzie chciałbym grać. Wszystko zależy od ofert, jakie się pojawią.
Dlaczego zostaje w Rosji?
Były inne opcje, ale postanowiłem, że tam zostaniemy. Nie ma co oszukiwać, że finanse są w tej sprawie bardzo istotne. Klub w Nowosybirsku jest bardzo profesjonalny. Jedyny minus jest taki, że żona praktycznie jest tam sama. Bo tam każdy mecz wyjazdowy trwa cztery dni. A grając w domu, też mnie nie ma z rodziną przez półtora dnia. Bywa więc tak, że żona z córką siedzą same przez tydzień, choć teoretycznie jestem na miejscu. Pod względem prywatnym jest to trudne, ale sportowo to jeden z najlepszych klubów na świecie.
Czy koledzy w Rosji dużo piją?
Wręcz przeciwnie. Mocno się zdziwiłem, gdy po pierwszym meczu wyjazdowym, na kolacji w Surgucie, spytałem, czy można wypić piwo, lub zamówić wino. Odpowiedź była – Fabian my nie pijemy. Bo jak już zaczniemy, to nie przestajemy. Oni się tam trzymają dość mocno bez picia. Bo tak naprawdę nie ma czasu na imprezy – za dużo jest podróży, zmian stref czasowych. W Rosji nie ma miejsca na poranne bóle głowy.
Jak wyglądają jego relacje ze Stephane’em Antigą?
Brak (śmiech). Na ten moment nie zapowiada się by to się zmieniło. Nie sądzę, by nasze relacje dla mnie i dla niego były teraz jakąś najważniejszą sprawą do załatwienia. Śpimy spokojnie.
Czy kłopoty z komunikacją z Antigą był początkiem końca kadry pod jego wodzą?
Nie ma co już rozdrapywać ran. Było minęło. Też na pewno w paru momentach nie zachowałem się profesjonalnie. Ale wyciągnąłem rękę, która w moim mniemaniu została potem opluta. A czy to miało potem wpływ na postawę reprezentacji, to już trudno mi oceniać. Trzeba by pytać chłopaków. Cześć na pewno zgadzałaby się ze mną, ale pewnie połowa drużyny wręcz przeciwnie.
O legendarnej już rozmowie podczas mistrzostw świata we Włoszech, która odmieniła grę kadry, która dała drużynie wzajemne zaufanie i braku Bartka Kurka w kadrze.
Odbyła się taka rozmowa z cztery głowy. Czy to miało aż taki wpływ na drużynę, nie wiem. Najwidoczniej miało wpływ na Bartka Kurka i na naszą trójkę (Kubiak, Drzyzga, Kurek). Może to był klucz, czy raczej pierwsza cegiełka do sukcesu. A czy nam go brakuje. To jest MVP mistrzostw świata, więc nie można mówić, że nie brakuje nam takiego zawodnika. Chłopaki na jego pozycji grają dobrze, ale może Bartek grałby jeszcze lepiej. Teraz naszym zadaniem jest awans na igrzyska bez niego, najlepiej w pierwszej próbie, a on niech spokojnie wraca do zdrowia i dołączy do nas na Tokio.
Czy wzoruje się na innych rozgrywających, czy ma jakiś ulubionych zawodników na tej pozycji?
Bardzo często podpatruję innych rozgrywających. Na ten moment dwaj najlepsi pod względem techniki i taktyki – Ameryki nie odkryję – są Argentyńczyk Luciano De Cecco oraz Brazylijczyk Bruno Rezende. Szczególnie Bruno końcówkę sezonu w Serie A1 w Lube miał rewelacyjną. Dla mnie to był MVP finału zarówno ligi włoskiej, jak i Ligi Mistrzów. A De Cecco ma super to takie pstrykanie z palców.
O braku w kadrze Bartosza Bednorza.
Selekcja została dokonana. Trzeba ją uszanować. Mamy 14-tkę. Trzymajcie za nas kciuki, my sami za siebie będziemy trzymać. A jak nam nie pójdzie, to wtedy będziecie wieszać na nas psy. Zostawmy to. Bartkowi na pewno będzie też łatwiej to przetrawić, jeśli nie będzie ciągle się o nim nie mówić.
Czy Heynen rzeczywiście jest taki oryginalny, czy wręcz szalony?
Po pierwsze jest psychologiem, a potem jest trenerem. Ma bardzo dobre podejście do zawodników. Umoie znaleźć sposób na każdego. Potrafi zbalansować te lepsze i gorsze momenty, które ma każdy z nas. No i jest szczery. To bardzo ważna cecha. Nigdy mnie nie oszukał. Zawsze też można z nim porozmawiać, wysłucha, nie zawsze oczywiście się zgodzi. Zawsze jest szukanie wyjścia z trudnych sytuacji. W porównaniu do poprzednich trenerów – mamy dwie, trzy zasady, których musimy przestrzegać. Resztą go nie interesuje, ma do nas zaufanie.
Jak mówią do Leona – ksywka Wifi się przyjęła?
Zależy kto i w jakiej sytuacji. Ja mówię do niego Leon. Zresztą zapytałem, jak wolałby bym się do niego zwracał. Mnie chyba też jest najłatwiej mówić do niego właśnie Leon. To Wifi jakoś mi nie pasuje. Potem na meczu też trzeba mieć jedno hasło. Mamy różne ksywki, wiemy czasem kto i co powie, zanim dokończy zdanie. Takie porozumienie jest ważne. Z Leonem też musimy się w ten sposób dotrzeć. Nie będziemy więc do niego krzyczeć pseudonimu, którego ona sam chyba do końca nie rozumie i nie rozpoznaje. Więc niech będzie Leon i tyle.
Czy Leon ma papiery na to, by być najwybitniejszym siatkarzem w historii dyscypliny.
Jasne, że może już jest najlepszy, a może będzie. Życie pokaże. To jest zawodnik, który w siatkówce klubowej zdobył niemal wszystko. W reprezentacyjnej też ma dużo na koncie, bo przecież Kuba z Leonem w składzie wywalczyła wicemistrzostwo świata. Leon ma papiery na największe granie. Na pewno ta presja w naszej kadrze jest duża, bo wszyscy wiedzą, jak dobry jest to zawodnik. Wszyscy pamiętają to, co ma najlepsze i tego od razu wymagają – dziesięciu asów, ataku na 80% skuteczności, pięciu bloków w każdym meczu. Ale przecież nie każde spotkanie tak wygląda. To, że Leon w każdym meczu robi asy, to jest dla niego naturalne. Czasem więcej, czasem mniej. Jego największym atutem jest jednak skuteczność w ataku. To jest jego największa moc. Ja mu życzę jak najwięcej sukcesów reprezentacyjnych, bo chciałbym też w tej kadrze jeszcze parę lat pograć, a jak on będzie miał sukcesy, to i na mojej szyi zawisną medale. To jest wybitna jednostka. Z presją chyba sobie radzi, nie raz i dwa – w Kazaniu – pokazywał, że potrafi brać ciężar gry na siebie.
Czy nie denerwuje go, że ostatnio mówiło się niemal wyłącznie o Leonie, a nie o mistrzach świata a 2018. Trochę to przypominało sytuację z ostatniego mundialu, gdy tak wiele mówiło się o tym, że nie ma w kadrze wielu złotych medalistów z 2014 roku.
Jeśli chodzi o mistrzów świata z 2014 roku, czułem, może to był błąd, że wszędzie jest opinia, że to Guma, Winiar, Wlazły - we trójkę zdobyli mistrzostwo świata. A nie tych 14 zawodników. Ja tak to odbierałem, choć dziś nie mówię, że to było dobre z mojej strony. A że teraz dużo się rozmawia o Leonie przed pierwszym meczem? To jest rzecz normalna. Ta grupa nie ma z tym problemu. Wydaje mi się, że największy problem ma z tym sam Leon. Moim zdaniem on chciałby już, by dać mu spokój. Na pewno irytują go ciągle te same pytania o debiut, o kadrę, o Polskę. Sądzę, że chciałby skupić się już wyłącznie na siatkówce. Dajmy mu być 100% reprezentantem Polski. On też potrzebuje, by mieć czystą głowę i mieć w niej miejsce wyłącznie na siatkówkę.
Co zmieniło w jego życiu małżeństwo, a potem ojcostwo?
Wcześniej człowiek żył tylko siatkówką. Małżeństwo, a zwłaszcza ojcostwo zmienia bardzo wiele. Teraz siatkówka jest na parę godzin, potem są inne, dużo ważniejsze sprawy, dziecko jest na pierwszym planie.
Czy wróci do PlusLigi?
Miałem ofertę z Rzeszowa, ale nie dogadaliśmy się z Krzysiem Ignaczakiem. A czy wrócę? Kiedyś może. Nie mam jednak ciśnienia. Córa jest na razie mała, szkoła czy przedszkole – na to jeszcze mamy czas.
O słabej formie Michała Kubiaka i wciąż też nie najwyższej możliwej Wilfredo Leona.
Niby przez tydzień forma raczej nie powinna bardzo się zmienić. Ale miejmy nadzieję, że ten tydzień od Memoriału Wagnera jednak sporo zmieni. Chłopaki byli pod dużymi ciężarami. Wiadomo, że zwłaszcza Michał Kubiak lubi i potrzebuje siłowni. Jak się wychodzi z tej siłowni, to od razu nie jest łatwo super grać. Ten tydzień trochę lżejszych treningów, odpoczynku, nabierania świeżości powinien dać efekt. Uważam, że nie mamy się co o nich martwić, bo to są u nas najlepsi zawodnicy. Bez nich będzie trudno wygrać ten turniej.
O dwóch bardzo efektownych zwycięstwach Francuzów nad USA odniesionych tydzień temu we Francji, na zakończenie okresu przygotowawczego do turnieju eliminacyjnego w Gdańsku.
Słyszeliśmy oczywiście o zwycięstwach Francji nad USA (3:0 i 3:1), ale nie podchodzimy do tego bardzo poważnie. To są sparingi, które rządzą się swoimi prawami. Mecze o stawkę to zupełnie coś innego.
Czy bierze pod uwagę, że Polska może nie uzyskać olimpijskiego awansu?
Wszystko jest możliwe. To jest sport. Sport już nauczył większość naszej grupy, że nie zawsze jest miło i kolorowo. Ale też nie można być pesymistą. Dlatego wierzę, że awansujemy. Ale nie dlatego, że jesteśmy mistrzami świata i z tego powodu jesteśmy zadufani, a dlatego, że ta grupa ludzi naprawdę ma duży potencjał. Pokazaliśmy to już. Także w Lidze Narodów. Wierzę, że nasza forma będzie wystarczająca, by wygrać turniej w Gdańsku. I trzeba pamiętać, że to nie jest tylko mecz z Francją, bo my jako Polska musimy z bardzo dużym szacunkiem i uwagą podejść też do meczu ze Słowenią. Już dwa razy gonga w nos nam sprzedała.
O tym, jaki będzie ten turniej w Gdańsku?
To się nie rozegra na podstawie tego, jak kto jest przygotowany, jaką kto, jaką będzie miał formę siatkarską. W Gdańsku 70% będzie zależało od głów, tam się rozegra ten turniej. Najważniejsze będzie, jak drużyny, w tym nasza poradzą sobie z presją, jak zareagują w czasie meczu, gdy coś nie będzie szło. To będzie klucz do sukcesu. No chyba, że ktoś będzie miał dzień konia – we Francji np. Ngapeth, a u nas Leon – wyjdą na zagrywkę, rozstrzelają rywala. Wtedy nie będzie mocnych.
Cały wywiad do obejrzenia TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze