Mielewski: Argentyńczyków można się obawiać

Marta Ćwiertniewicz: Co zadecydowało o zwycięstwie Amerykanów?

Jerzy Mielewski: Amerykanie zagrali znakomicie. Oglądaliśmy to, czego nie widzieliśmy w poprzednich meczach reprezentacji USA: zaprocentowała świetna zagrywka. Z tej zagrywki celowali w Wilfredo Leona. Aż 42 zagrywki przyjmował nasz zawodnik, który podczas mistrzostw Europy przyjmował dwanaście, trzynaście serwisów. To był klucz. Później było szukanie drugiego przyjmującego: zaczął Śliwka, wszedł Szalpuk a później Bartosz Kwolek, który obok Wilfredo prezentował się najlepiej. Pozytywne jest to, że graliśmy coraz lepiej. W dwóch pierwszych setach przespaliśmy końcówki, ale set trzeci i czwarty, który skończył się grą na przewagi, to był wyrównany bój, bo my graliśmy lepiej.

Czekaliśmy na moment, gdy na boisku pojawią się Wilfredo Leon i Bartosz Kurek. Możemy być z ich gry zadowoleni?

Trzeba pamiętać, że od Bartka nie można dziś wymagać cudów, bo jest po długiej przerwie. On oczywiście jest w treningu, trenował nawet w klubie, ale dochodzenie do odpowiedniej, najwyższej dyspozycji zajmuje trochę czasu. Ja jednak jestem bardzo zadowolony. Bartek dawał to, co dawał wcześniej. Teraz jest na poziomie skuteczności 40 proc. ale za moment przełamie 50 i – mam nadzieję – zadomowi się na 60 proc. Cieszy, że jest i uderza mocno.

Przed nami mecz z Argentyną. Możemy obawiać się tego spotkania?

Na pewno. Jest tam grupa nowych, młodych zawodników. Każdy mecz nie wiadomo co przyniesie. To pokazują wyniki: Rosjanie przegrywają z Australią, Amerykanie, którzy nas pokonali, przegrali z Argentyną. Nie wiemy też jak trener Vital Heynen poprowadzi te zawody. Za dużo jest niewiadomych, aby mówić czy będzie łatwo czy będzie ciężko.