EBL: "Dopiero do mnie dociera, czego dokonaliśmy we Włocławku"
Trener koszykarzy Trefla Sopot Marcin Stefański oznajmił, że dopiero w niedzielę uwierzył w to, że jego ekipa zwyciężyła we Włocławku Anwil 86:84, mimo że w połowie czwartej kwarty przegrywała 63:82. - Dopiero teraz do mnie dociera, że pokonaliśmy mistrza Polski - powiedział.
Sopocianie zajmują piąte miejsce w tabeli z identycznym bilansem 4-1 jak trzy inne drużyny (Anwil, Asseco Arka Gdynia, King Szczecin), ale ich wysoka pozycja to największe zaskoczenie początku rozgrywek Energa Basket Ligi. W ubiegłym sezonie Trefl plasował się w dole tabeli, a 36-letni Stefański, były zawodnik, obejmował drużynę w marcu z zadaniem walki o pozostanie w ekstraklasie.
Teraz koszykarze Trefla rozpoczęli rywalizację w ekstraklasie od zaskakującej wygranej z Kingiem 90:77, a sukces we Włocławku jest kolejną niespodzianką w ich wykonaniu.
- Obejrzałem w niedzielę jeszcze raz końcówkę spotkania z Anwilem i nadal czuję emocje. Myślę, że podobnie jak zawodnicy i wszystkie osoby, które oglądały to, co działo się we Włocławku. Po feralnej drugiej kwarcie, mimo odrobienia kilku punktów w trzeciej, przegrywaliśmy wysoko w ostatniej, ale nawet wtedy mówiłem chłopakom, że nie możemy spuszczać głów, choć gdy przegrywaliśmy 19 punktami to sam wiedziałem, że to mało prawdopodobne, by odnieść sukces. Walczyliśmy do końca, postawiliśmy strefową obronę i udało się Anwil, chyba pewny już wygranej, wybić z rytmu. To jest piękno koszykówki i promocja dyscypliny. Chyba wszyscy są zadowoleni, choć najmniej we Włocławku... My się bardzo cieszymy - ocenił Stefański.
Młody szkoleniowiec Trefla przyznał, że w karierę zawodniczej przydarzył mu się podobny mecz.
- To był ćwierćfinał mistrzostw Polski w 2014 roku z Czarnymi Słupsk. Był remis 2-2 i w decydującym meczu przegrywaliśmy na siedem minut przed końcem 16 punktami, a mimo to wygraliśmy, a potem wywalczyliśmy brąz, ostatni medal w historii klubu. Nie sądziłem, że w tak krótkiej karierze trenera zdarzy mi się podobne spotkanie. To bardzo ważny mecz nie tylko sportowo, ale i psychologicznie. Pokazał, że mamy charakter, że bijemy się do końca, a to buduje zespół - przyznał.
Urodzony w Gliwicach trener, który karierę zawodniczą zakończył w 2018 roku po dziewięciu sezonach występów w Treflu, uważa, że jego zespół ma potencjał i jasno mówi o celach.
- Naszym celem jest awans do play off. Już na pierwszym spotkaniu z drużyną kazałem zawodnikom, by każdy nad swoim łóżkiem przywiesił kartkę z napisem: play off 2020. Oczywiście taki bilans jaki mamy teraz przed sezonem brałbym w ciemno, ale po tym co się stało mam świadomość, że nie możemy spocząć na laurach. Powtarzam to na każdym treningu i przypominam o play off. Tu nie chodzi o wywieranie presji, ale o to, by otwarcie mówić, o co walczymy. Nie wybiegam w przyszłość - najważniejszy jest każdy najbliższy mecz, a ten następny gramy w Gliwicach, gdzie się urodziłem i wychowywałem. Do tej pory mieliśmy fatalną skuteczność w rzutach za trzy punkty, więc jest co poprawiać, a drużyna ma potencjał. Wielu zawodników ma rezerwy. Możemy grać jeszcze lepiej - podkreślił.
Stefański nie ukrywa, że praca szkoleniowca to zupełnie "inna bajka" niż bycie zawodnikiem, ale nowa profesja sprawia mu wiele satysfakcji.
- Lubię adrenalinę, której brakowało mi po zakończeniu kariery. Trenowanie, rozmowa z zawodnikami, układanie zespołu, bo bycie trenerem to przecież także praca menadżera - to wszystko sprawia mi przyjemność. Cieszę się, że z trenerem Krzyśkiem Roszykiem stworzyliśmy fajny balans w drużynie - trochę chłopaków z doświadczeniem, rutyną i trochę młodych. Oczywiście ta praca to zupełnie inna odpowiedzialność, dziesięć razy większa niż jako koszykarza. Jako młody trener wszystkim na razie się przejmuję: jak ktoś jest chory, jak coś komuś nie idzie. Przeżywam i chcę pomóc, choć czasami jest to poza moim zasięgiem. Mam nadzieję, że z czasem się to unormuje i będę inaczej podchodził do tego, co robię - dodał.
Przyznał, że pomysły na grę swojego zespołu czerpie ze swojej kariery zawodniczej, ale także z klinik trenerskich w Polsce i zagranicą. Szczególnie tej ostatniej w Badalonie.
- Tam byli najlepsi trenerzy z Europy, którzy pokazywali swój warsztat. Na przykład strefa obronna na całym boisku to zaadaptowany pomysł Sarunasa Jasikeviciusa z Żalgirisu Kowno. Świetny wykład miał też Pablo Laso z Realu Madryt, a Ettore Messina opowiadał o doświadczeniach z NBA. Wszystkiego się uczę i mam z tego satysfakcję. Cieszę się, bo przyznam, że po zakończeniu kariery zawodniczej trudno było mi podjąć decyzję, co będę robić dalej - zakończył.
WYNIKI, TERMINARZ I TABELA ENERGA BASKET LIGI
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze