Listkiewicz: Najlepszym kandydatem na kolejnego prezesa PZPN jest... Boniek
W drugim odcinku rozmowy Cezarego Kowalskiego z byłym prezesem PZPN Michałem Listkiewiczem dużo jest o korupcji i o dzisiejszym PZPN-ie. "Listek" przyznaje, że zatrudnił nielegalnie Leo Beenhakkera. Bije się w piersi opowiadając o tym, jak bardzo się wygłupił mówiąc o "jednej czarnej owcy" w kontekście korupcji w polskiej piłce. Zastanawia się też, czy w PZPN może dojść do sytuacji jak z putinowskiej Rosji. Polecamy!
Cezary Kowalski: Podczas gali PZPN z przytupem podsumowano stulecie polskiej piłki. Na jakiś kolejny błyskawiczny wzlot naszego futbolu raczej się nie zanosi. Już teraz obawiamy się co będzie, jak przestanie grać Lewandowski…
Michał Listkiewicz: Można tu wrzucać kamyczki do różnych ogródków, z moim kiedy byłem prezesem PZPN włącznie. Fakt jest jednak taki, że dziś piłkarze jak tylko mogą, wyjeżdżają z Polski. Spustoszenie zrobili menedżerowie, którzy masowo wywożą zawodników za granicę. Dzięki chęci błyskawicznego zysku popsuli wiele karier. To poszło w złym kierunku, ta działalność ma charakter półmafijny, te układy z dyrektorami sportowymi, menedżerami, zależności, powiązania. Oburzające jest, że 13-letni piłkarz ma menedżera, który jemu obiecuje, że zrobi z niego drugiego Lewandowskiego, a rodzicom, że dostaną pieniądze takie jak ma Robert. Niszczy się morale tych młodych ludzi. W najlepszych piłkarsko krajach to jest ucywilizowane, powiązane z systemami edukacyjnymi i wychowawczymi. Nie każdy może do młodego gracza podejść, omamić. U nas panuje wolna amerykanka. Jeżdżę po małych klubach, wioskach. Dziś największym problem jest jak znaleźć młodych do gry, kiedyś było, jak wszystkich chętnych pomieścić w klubie. Owszem, są akademie, szkółki, ale trzeba za nie słono płacić. Pa 150 złotych, jak masz dwóch chłopaków wychodzi 300. Plus trzeba ich dowieźć, zapłacić za stroje, obozy. To są znaczące koszty. Do najbardziej prestiżowych akademii dostać się tak trudno, jak na jakiś znaczący uniwersytet. Ale to jest tylko dla tych, których rodzice są na odpowiednim pułapie możliwości finansowych. Najlepsi piłkarze zawsze brali się przecież raczej z biedy. Wystarczy prześledzić CV graczy reprezentacji Polski w całych jej dziejach.
I czyja to jest wina?
PZPN też. Zaczęło się w moich czasach. Pod wpływem presji także ze strony polityków, osłabiony aferą korupcyjną i medialną nagonką PZPN oddał bardzo dużo władzy klubom. Moi następcy nie byli w stanie tego zmienić. To był błąd. Dziś kluby skupione w Ekstraklasie SA to jest wielka machina, która przejada pieniądze na obsługę ligi i samych siebie zamiast przeznaczać je na sam dół piramidy. Bije się tu w pierś.
Tylko za to?
Nie tylko. Przespałem korupcję w polskiej piłce, nie doceniłem rangi problemu. Ponoszę odpowiedzialność moralną. Zdanie o jednej czarnej owcy, które wypowiedziałem po aresztowaniu sędziego Fijarczyka, było najgłupsze w moim życiu. Gdybym mógł cofnąć czas, wszystko zrobiłbym inaczej, ale… nie mam zamiaru się samobiczować. Proszę zobaczyć, w jakich okolicznościach kariery kończyli ministrowie sportu, którzy nas wtedy rozliczali: Jacek Dębski, Tomasz Lipiec, Mirosław Drzewiecki. Choć kontrolowało mnie dwanaście różnych służb z sanepidem włącznie, udowodniono jedynie, że zatrudniłem nielegalnie Beenhakkera, dziesięć dni przed wejściem ustawy o przepływie zatrudnienia miedzy Polską i Holandią. 700 złotych zapłaciłem. Dziś żałuję, że nie wystartowałem w tych wyborach, w których wygrał Grzegorz Lato. Miałem przecież swój udział w przyznaniu nam organizacji Euro. To było też moje dziecko. Czułem się jednak zaszczuty, zamordowano mi w tamtym czasie matkę, chciałem zachować się honorowo. Zrezygnowałem nawet z bycia honorowym prezesem PZPN, co również było błędem. Bo już nigdy mi tego nikt nie zaproponuje.
Era Grzegorza Laty to też była katastrofa, przede wszystkim wizerunkowa.
Im więcej czasu mija od jego prezesury, tym łagodniej na nią patrzymy. Owszem, czasem bywał jak słoń w porcelanie. Wiadomo jaki jest Grzesiek, te jego żarty, swojski sposób bycia, lubi być poklepywany, potrzebował u boku innych ludzi. Generalnie to jednak porządny człowiek. I obiektywnie trzeba przyznać, że PZPN pod jego wodzą nie spieprzył Euro 2012. A mógł.
Jak pan ocenia prezesa Bońka?
Jest kasa, skarbiec PZPN pęka w szwach, marketing ogarnięty, wizerunek świetny, piłkarze jadą na mistrzostwa kolejny raz. Zbyszek mi kiedyś powiedział, że gdybym zatrudnił tak jak on jako szefa departamentu mediów Janusza Basałaja, to nikt by mi po głowie nie skakał. Odparłem, że ja nie miałem tyle kasy. A już poważnie, to niezagospodarowana jest ta przestrzeń, w której można oddziaływać na kluby, zmuszać je do rozwijania futbolu kobiecego czy lepszego szkolenia młodzieży. Na papierze wygląda to ok., jest Akademia Młodych Orłów inne projekty, coś się dzieje. Sam się na tym dobrze nie znam, ale Władek Żmuda, którego zresztą uważam za najlepszego polskiego piłkarza w historii, uczestnika czterech mundiali, mówił mi że szkolenie 7-10-latków to jest tragedia. Nie uczy się ich techniki, wymaga zwycięstw itd. Trenerzy w trzecich ligach żądają dronów i laptopów, a nie potrafią chłopakom elementarnych rzeczy przekazać. Tu jest pies pogrzebany. Musimy szkolić trenerów młodzieży. Błędem ekipy Zbyszka było też wyniesienie Szkoły Trenerów z Warszawy do Białej Podlaskiej. To jest deprecjonowanie tej uczelni. Nie mówiąc o składzie jej kadry. Pewnie przydałoby się trochę zachodniej myśli szkoleniowej, ale rozumiem, że po Beenhakkerze mamy awersję do obcokrajowców.
Pamiętamy jak to się skończyło. Po nieudanym Euro przedłużył pan z nim kontrakt na następne eliminacje, no i w grupie wyprzedziliśmy tylko San Marino, a Holender pozostawił po sobie spaloną ziemię.
Ale też kawał dobrej roboty wcześniej wykonał. Jako pierwszy wprowadził Polskę na Euro. Zwyciężając Portugalię, rozegraliśmy najlepszy mecz w XXI wieku. Brak wyróżnienia go w jakiś sposób podczas gali i przypomnienia tej drużyny to była delikatnie mówiąc niezręczność PZPN.
Kto powinien zostać prezesem PZPN w następnej kadencji?
Boniek. Mimo pewnych uwag, wykonuje dobrą robotę. Moim zdaniem przepis o dwu kadencyjności w związkach sportowych jest zły. I powoduje pokusę zagrania wariantem Putin - Miedwiediew, którzy na jedną kadencje zamienili się kiedyś miejscami.
Sądzi pan, że Boniek chciałby mieć wpływ na nowego prezesa i kierować nim z tylnego siedzenia?
Słyszałem, że może wystawić Macieja Sawickiego, obecnego sekretarza. W grę wchodzą też Cezary Kulesza, Radosław Michalski i Marek Koźmiński. Ja bym wybierał spośród tych dwóch ostatnich. Żaden z nich nie ma przerośniętego ego. Ktoś taki jak Zbyszek musi jednak w jakiejś formie być wykorzystywany przez nowy PZPN. Ja zresztą, też zgłaszam swoją gotowość.
Dlaczego w swojej jedenastce stulecia nie umieścił pan w ataku Lewandowskiego tylko Józefa Kałużę?
Kałuża był legendą już w latach 20. minionego wieku. Bardzo dużo o nim czytałem i sądzę, że wówczas był w polskiej piłce nawet kimś więcej niż Robert dziś. Brał udział w Igrzyskach Olimpijskich w 1924 i 1936 roku, pierwszy raz w historii awansował na mundial w 1938 roku, zdobył pierwsze mistrzostwo Polski dla Cracovii w 1921 roku, a także tytuł króla strzelców. Strzelił w swojej karierze 476 goli, choć nie wykonywał rzutów karnych, ani wolnych. Robert może poczekać. Umieszczę go w tym zestawianiu na 110 lat PZPN.
Zadebiutował pan na Twitterze, od którego wcześniej się odżegnywał…
Postanowiłem zadebiutować, żeby nie wypaść z obiegu. I od razu boleśnie zderzyłem się z rzeczywistością. Myślałem, że to jest narzędzie do kulturalnej dyskusji, dla w miarę poważnych ludzi. A tu mnie dopadli jacyś kibole i zaczęli okładać bejsbolami po głowie. A ja jak beniaminek wdałem się w dyskusję. Teraz już wiem, że można intruzów blokować, że się nie odpowiada na zaczepki anonimów itd. Uczę się.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze