Milik w Schalke? "To jest niemożliwe"

Piłka nożna
Milik w Schalke? "To jest niemożliwe"
fot. PAP
W jakim klubie w przyszłym sezonie zagra Arkadiusz Milik?

Gdy europejska piłka jest w „zamrożeniu”, media szukając tematów coraz częściej penetrują rynek transferowy. W ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja o zainteresowaniu Arkadiuszem Milikiem ze strony Schalke, który nie zamierza przedłużyć kończącej się za rok umowy z Napoli. Okazuje się jednak, że ten kierunek jest nierealny. Dlaczego? Odpowiada Krystian Wozniak, dziennikarz RevierSport, który od ponad dziesięciu lat pisze o największych klubach Zagłębia Ruhry.

Bożydar Iwanow: Jak zareagowałeś na informację, że Schalke interesuje się Arkadiuszem Milikiem?


Krystian Wozniak: Byłem mocno zdziwiony. Tym bardziej że ten temat pojawił się wraz z rozprzestrzenianiem się koronawirusa w Niemczech, który jak wiadomo ma olbrzymi wpływ na ekonomię, także podmiotów piłkarskich. A Schalke jest jednym z tych klubów, które są najmocniej dotknięte kryzysem. 25 milionów euro za taki transfer? A Milik pewnie wart jest i więcej. To leży poza zasięgiem zespołu z Gelsenkirchen. Popatrzmy na ruchy, jakie wykonano tu zimą: Michael Gregoritsch został wypożyczony za pół miliona euro z Augsburga. W czasach, w których obecnie żyjemy, w kolejnym oknie transferowym - a może i jeszcze następnym - klub raczej będzie szukał zawodników z kartą na ręku, a nie tych, za których będzie trzeba płacić jakieś większe kwoty.


Schalke ma podobno dość duże długi.


Sprawa ciągnie się od początku budowy Arena Auf Schalke. Klub nie korzystał z żadnych państwowych czy miejskich funduszy, to była w stu procentach własna inwestycja i przez 18 lat ten kredyt trzeba było spłacać. Ostatnia rata przelana została w lipcu ubiegłego roku. I to przez te lata był najważniejszy koszt klubu. W tym samym czasie były tu jednak ambicje, żeby rywalizować sportowo z największymi Bundesligi, dlatego też podejmowano finansowe ryzyko. Dług narastał i dziś mówi się o kwotach między 150 a 200 milinów euro. Przez częste zmiany trenerów, błędy w polityce transferowej - wiele zakupów było drogich ale nietrafionych - oraz dwa słabsze sportowo sezony, Schalke straciło mnóstwo pieniędzy. Aby być w stanie spłacać te wszystkie zobowiązania klub, musiałby rok w rok grać w Lidze Mistrzów. A nie jest w stanie.

 

Czy jest coś, co musiałoby się stać, żeby Schalke było stać na Milika?

 

Żeby Schalke kogoś kupiło, musiałoby najpierw dobrze sprzedać. Na wypożyczeniach jest trzech ciekawych piłkarzy: Algierczyk Nabil Bentaleb w Newcastle, Mark Uth w Kolonii, Sebastian Rudy w Hoffenheim. Istniała opcja, że zostaną oni wykupieni przez te kluby. Ale czy teraz jest to możliwe? I ile mogłaby kosztować cała trójka? 20-30 milionów euro? Koszty pozyskania Milika byłyby pewnie wyższe.

 

CZYTAJ TEŻ: Iwanow: Dograjmy ten najdziwniejszy sezon w powojennej historii piłki. „Zielony stolik” to ostateczność


Dlaczego zatem pojawił się w ogóle ten temat?


Pewnie dlatego, że Schalke potrzebuje napastnika. Zresztą już w styczniu – choć głównie przez polskie media- przewinął się temat Krzysztofa Piątka. Ale tak jak w przypadku Milika można było to włożyć między bajki. Ktoś z Milanu nie mógł trafić do Gelsenkirchen. Finansowo Schalke nie może konkurować z Herthą. Tam jest bogaty inwestor, który chce zbudować „Big City Club”. Ale na razie głównie zmienia trenerów, pracę właśnie zaczął tam czwarty szkoleniowiec. Oczywiście, szczególnie dla mnie, fajnie byłoby mieć kolejnego po Tomkach – Hajto i Wałdochu – Polaka w Zagłębiu Ruhry, ale powtarzam – jest to niemożliwe. Milik to marzenie, którego nie da się spełnić.


Schalke odczuwa obecny kryzys tak mocno także dlatego, że wiadomo, jak duże są tu wpływ z dnia meczowego?


Też. Tu każdy mecz to 60 tysięcy ludzi na stadionie. W Dortmundzie to 80 tysięcy. W Paderborn, gdzie przyjdzie 15, tak tego nie odczują. Ale oczywiście największym problemem jest ostatnia transza telewizyjna. To 750 milionów euro na 36 klubów 1-wszej i 2-iej Bundesligi. Musimy dokończyć sezon, choć wiadomo, że przy pustych trybunach. Ministerstwo Zdrowia w Niemczech ogłosiło w środę, że do końca sierpnia obowiązuje zakaz imprez masowych. Myślano nawet o starcie 2 maja, ale do 3 maja ciągle nie wolno spotykać się w większych grupach, więc ten termin jest nierealny. Pozostaje 9 maja albo bardziej realnie - 16 maja.


Piłkarze Schalke zgodzili się na obniżenie swoich wynagrodzeń?


Każdy. O 15 procent. To w ramach solidarności dla innych pracowników klubu, którzy zarabiają nieporównywalnie mniej, a mogliby stracić posady. W tak dużym klubie, jak Schalke tych stanowisk jest mnóstwo - przez służby ochroniarskie, kucharzy po marketing. W sumie to aż 600 osób! I nikt nie został zwolniony. Każdy może liczyć na zachowanie pracy i te same pieniądze, co wcześniej.

 

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie