Kowalski: Anglia w finale, ale czy przypadkiem nie pomagają jej ściany?
Anglicy zasłużyli na zwycięstwo, bo byli lepsi od Duńczyków – tak mniej więcej brzmi poprawna politycznie wersja oceny drugiego półfinału Euro 2020 na Wembley. W ten sposób ukrywany jest ewidentny błąd sędziów, którzy mimo weryfikacji VAR, uznali, że Raheem Sterling był faulowany w polu karnym w pierwszej połowie dogrywki (karnego wykorzystał Harry Kane). W opinii wielu kibiców i przede wszystkim ekspertów-sędziów na podstawie powtórek z kilku kamer, faulu nie było.
To wydarzenie kładzie się cieniem na zaskakująco udanym pod względem sportowym turnieju. Może i Anglicy byli lepsi, ale niesmak pozostaje. I nie trafia do mnie słowo wytrych: „zasłużyli”. Jednak rzecz to na coś zasługiwać, a inna osiągnąć to. A czy fakt, że Duńczycy na coś nie zasługiwali, z automatu usprawiedliwia błąd sędziego i można przeciwko nim śmiało dyktować karnego, choć faulu nie było?
Jedna z ciekawych i zupełnie realnych wersji jest też taka, że sędziowie zrehabilitowali się za wcześniejszą sytuację, w której nie dostrzegli z kolei ewidentnego faulu na Kane'ie. Czekali na możliwość wynagrodzenia krzywdy gospodarzom i zrobili to przy pierwszej okazji. Kto grał zawodowo w piłkę na jakimkolwiek poziomie, wie, że takie rzeczy się zdarzają. Tylko czy o to chodzi w futbolu i czy dobrze pojmowana jest sprawiedliwość w piłce nożnej?
Zbigniew Boniek przed kilku laty, kiedy UEFA wprowadzała VAR do światowej piłki, w pierwszej chwili był przeciwny, tłumaczył, że to zabije romantyczny futbol, a kontrowersje i błędy sędziowskie są integralną częścią tej zabawy. „Gdyby była możliwa wideo weryfikacji w 1966 roku Franz Beckenbauer i Bobby Charlton nie mieliby się o co spierać przy każdym spotkaniu w następnych kilkudziesięciu latach” – sensownie argumentował obecny wiceprezydent UEFA, który dziś z oczywistych względów systemu VAR nie podważa.
ZOBACZ TAKŻE: Czy Anglikom w półfinale z Danią należał się rzut karny? "Sędziowie niepotrzebnie pomogli gospodarzom"
Przypomnijmy, że chodziło o finał mistrzostw świata w 1966 na Wembley właśnie, gdzie Anglicy mierzyli się z RFN, a Geoff Hurst strzelił gola na 3:2 dla Anglików w 101 minucie dogrywki i do dziś nie ma pewności czy piłka przekroczyła linię bramkową. Po to jednak wymyślono VAR, aby przede wszystkim w tak prestiżowych meczach było sprawiedliwie. A jak widać, bywa, że wciąż nie jest.
Oczywiście, żaden system nie jest doskonały, w większości wypadków przy pomocy technologii ustala się dość szybko jaka była prawda i generalnie VAR działa, nie ma od tego odwrotu. Tyle że to narzędzie, ostateczna decyzja wciąż należy do ludzi. Trudno wytłumaczyć, dlaczego holenderski sędzia Danny Makkelie nie chciał obejrzeć całej sytuacji osobiście, choć przecież ma taką możliwość. Dlatego rodzą się teorie mniej poprawne politycznie i pytania, czy przypadkiem Anglii w tym turnieju nie pomagają ściany?
Tak się bowiem złożyło, że Anglicy wszystkie mecze poza ćwierćfinałem z Ukrainą rozegrają na terenie Wielkiej Brytanii (jeden w Glasgow i pięć w Londynie). A przecież są tylko współgospodarzami turnieju razem z wieloma innymi państwami, które takiego przywileju nie mają. Zasadne jest też pytanie, dlaczego ogłoszono, że na kluczowe mecze mogą wejść tylko mieszkańcy Wysp Brytyjskich, a tłumaczenie rosnącym zagrożeniem korona wirusem nie wytrzymuje w zderzeniu z inną decyzją rządu WB i UEFA. Otóż na mecze pierwszej fazy turnieju, kiedy przypadków zakażeń tzw. wariantem Delta na Wyspach było niewiele, wpuszczano na Wembley 22 tysiące widzów (obiekt mieści 90 tysięcy). Później limit zwiększono do 45 tysięcy, a gdy stało się pewne, że Anglicy grają o medal, czyli na półfinały i finał do 60 tysięcy. I to w momencie, kiedy liczba dziennych zakażeń przekroczyła 30 tysięcy.
Dodajmy do tego, że w lutym, UEFA była w stałym kontakcie z premierem Borisem Johnsonem i bardzo poważnie rozważano przeniesienie całego turnieju do Wielkiej Brytanii…
Nazwanie całej sytuacji ordynarnym ciągnięciem Anglików za uszy byłoby przesadą. To jest bez wątpienia świetna drużyna i sama potrafi wygrywać, mając wiele czysto sportowych atutów. Jeśli w ogóle wymienione wyżej zdarzenia nie są tylko zbiegiem okoliczności, to ewentualnie można doszukiwać się jakiegoś delikatnego wsparcia, dyskretnego ukłonu „rodziny UEFA” wobec gospodarzy finału. Tyle że te małe rzeczy są ważne, może nawet decydujące. Bo jak mówi klasyk, we współczesnej piłce, kiedy poziom najlepszych jest aż tak wyrównany, liczą się detale…
Przejdź na Polsatsport.pl