Bartosz Kurek: Mam nadzieję, że szczęście w Tokio przyniesie mi tych jedenastu gości, z którymi tam poleciałem

Inne
Bartosz Kurek: Mam nadzieję, że szczęście w Tokio przyniesie mi tych jedenastu gości, z którymi tam poleciałem
fot. Cyfrasport
Bartosz Kurek do Tokio nie zabrał żadnego przedmiotu, który miałby przynieść mu szczęście.

Bartosz Kurek do Tokio nie zabrał do Tokio żadnego przedmiotu, który miałby przynieść mu szczęście. - Mam nadzieję, że przyniesie mi je tych jedenastu gości, z którymi tam lecimy. Na nich będę polegać w trudniejszych momentach - powiedział.

Marta Ćwiertniewicz: Nareszcie nadszedł czas na to, na co czekamy od dawna, czyli igrzyska olimpijskie. Dla Pana to już trzeci taki turniej w karierze. Ja wspomina Pan poprzednie edycje w Londynie i Rio De Janeiro?

 

Bartosz Kurek: Na pewno te turnieje znacznie się od siebie różniły, bo do Londynu pojechałem nie do końca, zdając sobie sprawę z tego, czym są igrzyska olimpijskie, z czym to się je i jak to będzie wyglądało. Do tej pory byliśmy przygotowani, że na turniejach to my jesteśmy w centrum uwagi i organizatorzy starają się ułożyć wszystko pod nas, a tam byliśmy jednymi z wielu. To na pewno było dla mnie nowe doświadczenie. Do Rio jechałem, wiedząc już, czego się spodziewać. Miałem też większe oczekiwania co do mojego i naszego występu. Czysto teoretycznie w Londynie może mieliśmy większe szanse na medal, ale ja więcej obiecywałem sobie po naszym występie w Rio.

 

Co wspomina Pan najlepiej z tych turniejów?

 

Niestety są to nasze spotkania po ostatnich meczach, bo wiem, że w takim momencie w drużynie wychodzi wszystko to, co złe i trudne. Często można się spodziewać, że za zamkniętymi drzwiami będziemy chcieli sobie wszystko wyjaśnić, wyrzucić złość czy frustrację, ale zawsze były to fajne, wspierające spotkania, które pomagały nam poradzić sobie z poniesioną porażką.

 

Igrzyska olimpijskie w tym roku odbywają się w Japonii, a Pan zna znakomicie realia tego kraju. Czego spodziewa się Pan po organizacji w tych trudnych czasach koronawirusa?

 

Myślę, że musimy się spodziewać restrykcji, które będą przestrzegane. Musimy być przygotowani na to, że nie będziemy mogli czuć się swobodnie w wiosce, czy opuszczając ją w drodze na mecze. Z drugiej strony wiem, że będziemy bezpieczni, organizacyjnie wszystko będzie dopięte na ostatni guzik i niczego nie będzie nam brakować.

 

Jak już wspomniałam, będą to Pana trzecie igrzyska, ale w naszej reprezentacji będą również debiutanci. Co poradziłby im Pan przed tym turniejem? Jak sobie poradzić psychicznie?

 

Myślę, że nie będą mieli z tym najmniejszego problemu, bo na co dzień grają na najwyższym poziomie i wiedzą, jak sobie z tym radzić. Jedyną radę, jaką bym im dał, to żeby czerpali jak najwięcej z tej chwili, bo nie każdemu jest dany powrót na arenę igrzysk, nie każdy ma drugą szansę. Czasem kwalifikacje potrafią być ciężkie, brutalne i niektórych znakomitych zespołów brakuje na igrzyskach. My mamy to szczęście, że ostatnimi czasy cały czas się tam pojawiamy. Poleciłbym im, żeby czerpali pełnymi garściami z tego doświadczenia i zostawili serce na parkiecie. Mam nadzieję, że tym razem wynik będzie lepszy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Vital Heynen: Złoto? Nie obiecuję, ale medal tak!

 

Wielu sportowców mówi, że spotkanie znanych sportowców w wiosce olimpijskiej robi na nich ogromne wrażenie. Na Panu w Londynie też zrobiło?

 

I tak i nie. Oczywiście interesuję się sportem, ale wiadomo, że największe wrażenie robią na mnie sportowcy z dyscyplin, które mocniej śledzę. To potrafi rozbudzić wyobraźnię, kiedy mówi się "tak, właśnie znaleźliśmy się w jednym miejscu i czasie z gwiazdami NBA, Michaelem Phelpsem czy Usainem Boltem". Trzeba mieć w tym wszystkim umiar i zachować spokój, bo jedziemy tam wykonać swoją pracę, a nie zbierać autografy czy robić sobie zdjęcia, chociaż na to też na pewno będzie czas.

 

Przejdźmy do kwestii sportowych. Wasza grupa jest grupą łatwiejszą. Czy taka sytuacja Wam odpowiada, czy wolelibyście mieć w niej więcej topowych zespołów, żeby w ćwierćfinale było nieco łatwiej?

 

To znowu w ćwierćfinale presja byłaby jeszcze większa. Żaden układ nie jest idealny. Trzeba po prostu wyjść na boisko i udowodnić, że zasługujemy na grę o medale. Jaka droga będzie do tego prowadziła? Możemy tylko teoretyzować. Ze wszystkimi problemami na boisku i poza nim będziemy musieli zmierzyć się na miejscu. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego obronną ręką.

 

Która z drużyn będzie najtrudniejszym rywalem grupowym?

 

Każdy zespół będzie miał coś do udowodnienia, będzie chciał pokazać, tak jak Irańczycy, że po Lidze Narodów są na dobrej ścieżce i będą liczyć się w tym turnieju. Japończycy u siebie też będą groźni. Na pewno Włosi na papierze wyglądają na zespół, z którym przyjdzie nam rywalizować najmocniej, ale na miejscu wszystko się okaże. Każdy mecz będzie miał osobną historię.

 

Włosi przygotowywali się do tego turnieju zupełnie inaczej. W Rimini nie zobaczyliśmy największych gwiazd. Macie jakieś przeczucia lub informacje, jak może wyglądać ich gra?

 

Włosi mają w swoim zespole i sztabie szkoleniowym to doświadczenie, że wiedzą, jak przygotować się do tak ważnej imprezy. Nie spodziewam się, żeby mieli większe problemy. Będzie to starcie dwóch topowych zespołów na wysokim poziomie. Wierzę, że wygramy, ale to będzie kolejny krok, a nie mecz o być albo nie być w turnieju.

 

ZOBACZ TAKŻE: Wilfredo Leon przed pierwszymi igrzyskami olimpijskimi w karierze: Interesuje mnie tylko...

 

W ćwierćfinale czeka Was jedna z potęg. Brazylia, Stany Zjednoczone, Rosja, Francja - która z tych drużyn byłaby najtrudniejszą przeszkodą w drodze do strefy medalowej?

 

Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że Brazylia. W Lidze Narodów prezentowali się najsolidniej, bezdyskusyjnie wygrali całe rozgrywki. Patrząc historycznie, droga do złotego medalu zawsze wiedzie przez Brazylię, więc trzeba ich pokonać. W ćwierćfinale byłoby to jednak nieco za wcześnie. Mówię to, nie ujmując niczego pozostałym drużynom, bo wiemy, że potrafią grać solidną siatkówkę. Wiele razy toczyliśmy z nimi zacięte pojedynki. Na pewno będzie ciekawie.

 

A co jeśli chodzi o Francję, która w Lidze Narodów chciała Was sprowokować poza sportowo? Przychodzi mi na myśl oczywiście głównie Earvin N'Gapeth. To zmieniło Pana postrzeganie tego zespołu?

 

Nie, nie wpłynęło to na postrzeganie tej drużyny. Mam tam wielu znajomych i kolegów, z którymi grałem w jednym zespole, lub rywalizowałem. Są to naprawdę fantastyczni ludzie. Ogromna szkoda, że w czasach, w jakich żyjemy, gdzie trwa walka o równouprawnienie, takie oskarżenia mogą być rzucane tak bezpodstawnie lekką ręką w świat. Myślę, że nie była to jego najmądrzejsza decyzja.

 

W Tokio zagracie przy pustych trybunach, a podczas Memoriału Wagnera w Krakowie pojawili się kibice. Nie rozochociło Was to trochę?

 

Nie mamy na to wpływu. Wiadomo, że chcielibyśmy grać przy pełnych trybunach i czuć ten doping, czy to dla nas, czy dla przeciwnika. Zawsze jest wtedy przyjemniej. Ta energia, którą pożytkujemy na boisku, łatwiej wtedy przychodzi. Jest to poza naszą kontrolą, więc zrobimy to, co umiemy najlepiej w jakichkolwiek warunkach.

 

A kto Panu przynosi najwięcej tej energii na trybunach?

 

Oczywiście, że najlepsze mecze rozgrywam wtedy, kiedy moja żona jest przy mnie. Mieliśmy taki mały plan, żeby pojawiła się na trybunach w Japonii, ale teraz niestety musimy go porzucić.

 

ZOBACZ TAKŻE: Fabian Drzyzga: Gdybyśmy zdobywając brąz lub srebro powiedzieli, że turniej był nieudany, bylibyśmy idiotami

 

Ma Pan coś, co zabiera Pan do Tokio, co przynosi szczęście?

 

Nie, nie mam takiej rzeczy. Mam nadzieję, że szczęście przyniesie mi tych jedenastu gości, z którymi tam poleciałem. Na nich będę polegać w trudniejszych momentach.

 

Po rozłące podczas Ligi Narodów znowu wyjeżdżacie na dłużej. Jak Pan sobie z tym radzi?

 

Cel uświęca środki. Jest większy niż małe trudności, które musimy pokonać. Mam nadzieję, że po tym miesiącu będę mógł poświętować z żoną i rodziną fajny sukces.

 

A jaki to będzie fajny sukces?

 

Dla mnie celem jest ćwierćfinał. Jeżeli go przejdziemy, to w ostatnich sezonach udowodniliśmy, że potrafimy grać o medale, w półfinale czy finale nie pękamy. Wygrajmy ćwierćfinał, a później na pewno sobie poradzimy.

 

Ma Pan na koncie złoto mistrzostw świata, mistrzostw Europy, Ligi Światowej. Czy medal igrzysk olimpijskich byłby dopełnieniem Pana kariery?

 

Myślę, że przez tyle lat zasłużyłem na to, żebym to ja mógł zdecydować, kiedy nadejdzie koniec reprezentacyjnej kariery.

 

Cała rozmowa z Bartoszem Kurkiem w załączonym materiale wideo.

 

Marta Ćwiertniewicz, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie