Zieliński: Nie trzeba odrzutowca dla Świderskiego, Buksa sobie poradzi

Piłka nożna
Zieliński: Nie trzeba odrzutowca dla Świderskiego, Buksa sobie poradzi
Fot. Cyfrasport
Świderski, który jest jednym z najlepiej opłacanych i najdroższych piłkarzy Charlotte (PAOK Saloniki zainkasował za niego 5 mln euro), tzw designated players (zawodnicy bez limitu zarobków), wreszcie zagrał na miarę oczekiwań. Strzelił dwa przepiękne gole lewą nogą, wypracował znakomitym podaniem trzeciego, świetnie rozgrywał, podawał, zastawiał piłkę.

Miał być kontuzjowany, a nagle wyszedł w pierwszym składzie Charlotte FC i walnął dwa piękne gole. Karol Świderski wywołał wśród polskich mediów i kibiców burzę. Jak to było możliwe? Po pierwsze, lekarze na początku trochę źle ocenili, jak długo będzie musiał pauzować. Dwa - przeszkodziła odległość z USA do Polski i wizja długiego lotu. Trzy – Amerykanie zaryzykowali, wystawili w sobotę Polaka bez żadnego treningu. Nie róbmy jednak tragedii.

Świderski robi postępy, jest przydatny, ale to nie Robert Lewandowski. Mamy Adama Buksę i on jest w stanie razem z „Lewym” wygrać nam baraż o mundial ze Szwecją.

 

Komentowałem w Polsacie Sport wszystkie mecze Świderskiego po przeprowadzce z Grecji do Stanów Zjednoczonych. Pierwsze dwa miał średnie, starał się, biegał, walczył, ale miał mało sytuacji (jego zespół Charlotte FC to debiutant w MLS, piłkarze potrzebowali czasu na zgranie), nie strzelił gola.

 

Przed tygodniem miał być w MLS wielki polski mecz, pojedynek dwóch reprezentacyjnych napastników: Adam Buksa (New England Revolution) kontra Karol Świderski (Charlotte FC). Do tego starcia jednak nie doszło, a los napisał niespodziewane scenariusze.

 

ZOBACZ TAKŻE: Krzysztof Piątek walczy z czasem. Ma mu pomóc specjalna terapia

 

Biorąc pod uwagę fakt, że podróż z USA do Europy trwa długo i że trudno dotrzeć do Polski tak szybko, jak zawodnicy z Włoch, czy Niemiec, Buksa poprosił legendarnego trenera Revs Bruce’a Arenę o zwolnienie z meczu z Charlotte, aby być od początku zgrupowania kadry Michniewicza i dostał na to zgodę.

 

Był to więc wieczór tylko jednego Polaka, ale to był rzeczywiście Świderski show. Polak, który jest jednym z najlepiej opłacanych i najdroższych piłkarzy Charlotte (PAOK Saloniki zainkasował za niego 5 mln euro), tzw designated players (zawodnicy bez limitu zarobków), wreszcie zagrał na miarę oczekiwań. Strzelił dwa przepiękne gole lewą nogą, wypracował znakomitym podaniem trzeciego, świetnie rozgrywał, podawał, zastawiał piłkę.

 

Prawdziwy lider zespołu. Man of the match. Charlotte FC odnieśli dzięki Świderskiemu pierwsze, historyczne zwycięstwo w MLS (3:1) i to nad mistrzem rundy zasadniczej poprzedniego sezonu (trofeum Supporters Shield).

 

Wszystko byłoby ekstra, gdyby nie fakt, że około 85 minuty Polak po raz kolejny został sfaulowany i przez jakiś czas leżał na murawie, następnie został zmieniony. Trzymał się za udo z tyłu nogi. Początkowo wydawało się, ze naciągnął mięsień dwugłowy. Później pojawiła się informacja, że to może być uraz prawego ścięgna podkolanowego.

 

Wyjazd na zgrupowanie reprezentacji Polski stanął pod znakiem zapytania. Świderski i tak miał raczej nie grać ze Szkocją, bo nie był w stanie zdążyć z USA na pierwsze treningi kadry Michniewicza, ale był poważnym kandydatem do gry w finale barażu o mistrzostwa świata w Katarze.

 

W poprzednią niedzielę trwała gorąca linia pomiędzy lekarzami Charlotte FC i reprezentacji Polski. Po badaniach i konsultacjach ustalono, że Świderski na zgrupowanie nie przyleci, ponieważ musi pauzować minimum tydzień. Zapewne, gdyby grał w Europie, decyzja byłaby inna. Po krótkiej podróży zawodnik dotarłby na zgrupowanie, gdzie przeszedłby badania i lekarze kadry podjęliby decyzję, co dalej.

 

Podróż przez Ocean jest jednak znacznie dłuższa, mniej wygodna i w zasadzie przez dobę zawodnik nie mógłby przechodzić rehabilitacji. W momencie, gdy na pewno nie mógł zagrać ze Szkocją, a jego występ w barażu też był mocno wątpliwy, bo nawet jakby na wtorek był już zdrowy, to wcześniej praktycznie przez tydzień by nie trenował. Lekarz naszej kadry uznał więc, że nie ma co w tej sytuacji ciągnąć go z USA do Polski.

 

Wtedy nikt nie robił z tego większego problemu, bo wydawało się, że Polska ma w ataku kłopoty bogactwa. Michniewicz powołał oczywiście Lewandowskiego, plus Milika, Piątka i Buksę, a było możliwe, że w barażu zagramy tylko jednym napastnikiem, więc 1-2 mogło nawet nie powąchać murawy jako rezerwowi.

 

ZOBACZ TAKŻE: Polska - Szwecja: Kłopoty Czesława Michniewicza. Kilku piłkarzy nie trenowało

 

Sytuacja diametralnie zmieniła się po meczu ze Szkocją, w którym Arkadiusz Milik opuścił boisko w 25 minucie z powodu kontuzji (wiadomo już na pewno, że nie może zagrać ze Szwecją, ma naderwany mięsień dwugłowy uda), a po meczu okazało się, że urazu doznał również Krzysztof Piątek, strzelec gola na 1:1 z rzutu karnego. Napastnik Fiorentiny ma zranione ścięgno Achillesa, na które założono mu szwy, ale jeszcze walczy, by we wtorek zagrać na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

 

Na domiar złego okazało się, że Robert Lewandowski nie tylko musiał odpuścić sparing ze Szkotami, ale nie trenował w ostatnich dniach w pełnym wymiarze z powodu lekkiego urazu pobocznych więzadeł kolanowych. Jedynym w pełni zdrowym napastnikiem kadry przed arcyważnym meczem o mundial i 100 milionów złotych profitów z tym związanych, został Adam Buksa.

 

Skoro Świderski wcześniej złapał kontuzję to pomóc w tej trudnej sytuacji nie mógł. Nagle jednak wybuchła bomba. Ni stąd, ni zowąd Świderski wyszedł nagle w sobotę wieczorem w pierwszym składzie Charlotte na mecz z FC Cincinnati. Wyszedł, grał i biegał jak młody Bóg. Już w 7 minucie swoją gorszą prawą nogą wpakował piłkę pod poprzeczkę. W drugiej połowie kapitalnie huknął lewą nogą z rzutu wolnego w okienko i gospodarze wygrali 2:0.

 

Świderski znów był bohaterem, a zszedł dopiero w doliczonym czasie gry, minutę przed zakończeniem spotkania. Już w trakcie meczu, po pierwszym golu Twitter w Polsce rozgrzał się do czerwoności, większość osób z niedowierzaniem i oburzeniem pisała o cudownym ozdrowieniu napastnika Charlotte i pytała jak to możliwe, że jest kontuzjowany na kadrę, a strzela gole w MLS.

 

Sytuacja podejrzana i kontrowersyjna, wywołująca emocje, ale tak naprawdę banalnie prosta w wytłumaczeniu. Po początkowej diagnozie lekarze Charlotte oceniali, że Świderski będzie musiał pauzować od tygodnia do dwóch, więc założono, że jego lot do Polski nie ma sensu, bo i tak nie byłby w pełni gotowy do meczu ze Szwecją. W trakcie tygodnia okazało się jednak, że uraz jest mniej groźny niż pierwotnie sądzono.

 

Świderski przez cały tydzień nie trenował, pracował z fizjoterapeutą. W piątek wieczorem trochę pokopał piłkę i nie czuł bólu. W sobotę trener i lekarze Charlotte zdecydowali, że Polak – mimo tej przerwy w treningach - zagra przeciwko Cincinnati. I zagrał jak z nut.

 

W kontekście reprezentacji Polski to sytuacja drażliwa i niekomfortowa, ale trudno tu posądzać zwłaszcza Świderskiego, ale też i trenera oraz lekarzy Charlotte o złą wolę i zaplanowanie tego, żeby nie leciał do Polski, a zagrał z Cincinnati. Sytuacja tak się po prostu ułożyła. Oczywiście, woleliby w każdej sytuacji nie ryzykować poważną kontuzją i zostawić Świderskiego w domu, ale gdyby oceniono tydzień temu wspólnie z lekarzem polskiej kadry, że jest spora szansa na występ Karola ze Szwecją, to piłkarz przyleciałby na zgrupowanie kadry. Stało się inaczej, takie życie.

 

Głos w sprawie zabrał selekcjoner Czesław Michniewicz: - Dostaliśmy w poniedziałek pismo od klubu, że Karol będzie pauzował od tygodnia do dwóch tygodni i to była decyzja na poziomie medycznym. Nie dotycząca bezpośrednio sztabu szkoleniowego. My uznaliśmy, że skoro nabawił się urazu, nie ma sensu go tu ściągać, bo 20-godzinna podróż na pewno nie wpłynęłaby dobrze na jego zdrowie - powiedział Michniewicz na łamach Sport.pl.

 

Lekarz naszej kadry Jacek Jaroszewski tak tłumaczył sytuację w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”: – Nie jestem zdziwiony, że Świderski zagrał w meczu ligowym. Rozmawiałem z nim przed tygodniem, w sobotę. Miał naciągnięty mięsień uda, wiedzieliśmy, że wróci do gry za mniej więcej tydzień. Jego przerwa w treningach miała potrwać od czterech do siedmiu dni, na początku nie da się tego tak precyzyjnie określić. Potwierdziło się, po tygodniu zagrał, ale nie oznacza to, że przyjeżdżając na zgrupowanie kadry, też tak szybko wróciłby do zdrowia. Miałby jeden dzień mniej na rehabilitację. W klubie jest inaczej, czeka cię ważny mecz, leczysz się pięć dni i wychodzisz na mecz, jeśli jesteś czołowym napastnikiem. Tutaj sytuacja wyglądała inaczej. Kiedy usłyszeliśmy o jego urazie, był jednym z pięciu powołanych zawodników do ataku. Zadecydowaliśmy, że po czterech-pięciu dniach bez treningów i tak miałby małe szanse, by zagrać. Teraz sytuacja się zmieniła, bo pojawiły się kontuzje, ale wtedy nie dało się tego przewidzieć – powiedział Jaroszewski

 

Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby teraz – w obliczu kontuzji Milika i Piątka oraz wysokiej formy napastnika Charlotte – ściągnąć Świderskiego szybko i awaryjnie do Polski. Samoloty przecież latają, pewnie i jakiś odrzutowiec dla reprezentanta Polski by się znalazł. Tak czy inaczej w poniedziałek Świderski mógłby się zameldować w Katowicach, we wtorek potrenować i w środę ewentualnie pomóc drużynie w drugiej połowie meczu ze Szwecją.

 

Przecież Zbigniew Boniek ratował nam awans na mundial w jeszcze bardziej dramatycznych okolicznościach. Dzień po tragicznym finale Pucharu Europy Juventus – Liverpool w 1985 roku, gdy na stadionie Heysel w Brukseli zginęło kilkadziesiąt osób, Polska grała w Tiranie arcyważny mecz z Albanią o awans na mundial Mexico 1986. Boniek zagrał w finale, rano wsiadł w awionetkę, poleciał do Tirany, a o 17.30 grał mecz eliminacyjny MŚ, w którym strzelił gola, dzięki któremu Polska wygrała 1:0.

 

Świderski to oczywiście nie Boniek, takiego wpływu na grę reprezentacji Polski, jak wówczas Zibi, na pewno nie ma, ale będąc w tak wysokiej formie (4 gole w dwóch meczach) przydałby się na mecz ze Szwecją, choćby w roli jokera. Jeśli jednak odrzutowiec, ani nawet jambo jet nie wystartuje, nie ma co załamywać rąk.

 

Gdyby sytuacja była dramatyczna, zapewne trener Michniewicz i prezes PZPN Cezary Kulesza – który świetnie zna Świderskiego, bo ten grał u niego w Jagiellonii Białystok – pewnie ściągnęliby już dziś napastnika Charlotte zza Oceanu do Polski.

 

Wygląda jednak na to, że mimo dolegliwości pobocznego więzadła kolanowego, Lewandowski powinien być we wtorek zdrowy i gotowy do gry, co sprawia, że nie ma co panikować i rozpaczać nad naszą sytuacją w ataku. Obok niego lub w drugiej połowie może zagrać będący w wysokiej formie i świetnie grający głową Adam Buksa. W zasadzie wszystko jest w tym momencie pod kontrolą.

Robert Zieliński

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie