Ekstraliga rugby. Czy Ogniwo Sopot zagra w finale, czy zostanie… zdegradowane?

Inne
Ekstraliga rugby. Czy Ogniwo Sopot zagra w finale, czy zostanie… zdegradowane?
Fot. PAP
Władysław Grabowski urodził się na Ukrainie, przez lata reprezentował ten kraj na arenie międzynarodowej. Od lat gra jednak w polskiej lidze. Od niedawna ma też polski paszport. Są jednak duże wątpliwości, czy można go uznać za tzw. "zawodnika krajowego".

Do zakończenia sezonu zasadniczego jeszcze trzy kolejki, ale jest już niemal pewne, że w wielkim finale ekstraligi rugby zagra broniące tytułu Ogniwo Sopot. Drugie miejsce, premiujące grą o złoto zajmuje obecnie Orkan Sochaczew i też jest bardzo blisko finału. No chyba, że do akcji wkroczy Komisja Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Rugby, ewentualnie Rugby Europe, a może World Rugby. I wszystkie rozstrzygnięcia są możliwe, łącznie… z degradacją mistrzów Polski.

W weekend Ogniwo Sopot pokonało w derbach Trójmiasta Lechię Gdańsk 38:23 i ma w tej chwili aż 12 punktów przewagi w tabeli nad trzecią ekipą, a jest nią zespół Edach Budowlanych Lublin.


Drugi w klasyfikacji generalnej Orkan Sochaczew (59 pkt) ma do Ogniwa sześć punktów straty i sześć punktów przewagi nad lublinianami (53). Teoretycznie wciąż więc może jeszcze wyprzedzić mistrzów Polski i zorganizować finał u siebie, ale też wciąż może wypaść z gry o złoto. Wszyscy obserwatorzy polskiego rugby podkreślają, że to jednak mało prawdopodobne.


W weekend ekipa Macieja Brażuka stoczyła zacięty bój w Wielkich Derbach Mazowsza z warszawską Up Fitness Skrą. Skończyło się remisem 12:12, który nie zadawalał żadnej ze stron, ale wobec przebiegu spotkania na pewno był korzystny dla Orkana. Także w kontekście umocnienia się na pozycji wicelidera. 


Sochaczew ma jeszcze w programie wyjazd do Gdańska na mecz z Lechią i dwa mecze u siebie – z Pogonią Awenta Siedlce oraz Juvenią Kraków. Patrząc na to, jak radzą sobie te trzy ekipy w tym sezonie, mało realne jest, by Orkan stracił przewagę i wypadł z gry o złoto.


Małe są też szanse, by aktualny wicelider tabeli prześcignął Ogniwo. Sopocianie grają jeszcze u siebie z Juvenią, jadą do Lublina, który rozgromił w sobotę 71:14 mocno poturbowaną kontuzjami Posnanię Poznań i to na pewno będzie najtrudniejszy dla nich mecz przed końcem sezonu zasadniczego, oraz podejmą w derbach Trójmiasta Arkę Gdynia, która w ten weekend poległa w Krakowie 28:52.


Obie ekipy typowane do finału mają więc po jednym trudnym spotkaniu, ale w obu przypadkach, choć zagrają na wyjazdach, będą faworytami. W pozostałych starciach będą faworytami nawet nie do kwadratu, ale do sześcianu. Zachowanie status quo na szczycie tabeli wydaje się więc być bardzo prawdopodobne.

 

Chmura gradowa nad Ogniwem


Chyba, że do akcji, kolejny raz w tym sezonie, wkroczy Komisja Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Rugby. Nad Ogniwem, jak wielka chmura gradowa wisi – no właśnie co? W skrajnej wersji nawet degradacja. Działacze sopockiego klubu twierdzą, że nic im nie grozi i że nie ma żadnych powodów do niepokoju, ale to nieprawda. Sprawa jest i trzeba ją wreszcie rozstrzygnąć. Dla dobra wszystkich!


Chodzi o przypadek Władysława Grabowskiego, zawodnika pochodzącego z Ukrainy, ale mającego polskie korzenie, a od pewnego czasu także polskie obywatelstwo. Działacze Ogniwa uważają go więc za zawodnika polskiego, ba wręcz Polaka, czy też "zawodnika krajowego" w rozumieniu przepisów Polskiego Związku Rugby. Taki status przyznała mu Komisja Licencyjna PZR.


Ten status jest bardzo ważny, bo w ekstralidze rugby obowiązują limity obcokrajowców. W tym sezonie może ich być pięciu w protokole meczowym. Bywa, że Ogniwo ma ich nawet ośmiu. Część z nich ma jednak wspomniany status zawodnika krajowego, dzięki występom w reprezentacji naszego kraju, lub dzięki uzyskaniu prawa do gry w tej reprezentacji, co powoduje, że do limitu obcokrajowców nie są wliczani. Jak to możliwe? Skomplikowane? Trochę tak. Wyjaśnijmy więc.

 

Kto może grać w reprezentacji

 

Od lat przepisy federacji światowej (World Rugby) są dość liberalne pod tym względem. Nie ma znaczenia obywatelstwo i paszport kraju. Liczy się tylko chęć gry dla „nowego kraju” i spełnienie ściśle określonych warunków.


Ten pierwszy - trzeba mieć przodków (matka, ojciec, dziadek lub babcia) z kraju, którego barwy chce się reprezentować. Drugi przypadek, w którym można nabyć status „zawodnika krajowego”, a co za tym idzie uprawnienia do gry w reprezentacji, ma miejsce, gdy zawodnik przebywa w kraju, który chce reprezentować, nieprzerwanie przez co najmniej 36 miesięcy.


W naszej reprezentacji od lat mamy wielu takich zawodników. Kiedy jej trenerem był mieszkający na co dzień we Francji Tomasz Putra, byli to głównie zawodnicy znad Sekwany. Od kilku lat trend się zmienił – najpierw Irlandczyk Duaine Lindsay, a teraz Walijczyk Chris Hitt penetrują, co oczywiste, rynek Wysp Brytyjskich i stamtąd zapraszają graczy.


By dostać status „zawodnika krajowego” w obu przypadkach ważne jest, a raczej było, by nie mieć ani jednego występu w pierwszej lub drugiej reprezentacji kraju urodzenia. Władysław Grabowski przez lata grał dla Ukrainy. To teoretycznie zamykało mu drogę do polskiej kadry i nabycia statusu zawodnika krajowego.

 

Grabowski wciąż bez zgody World Rugby


Ale to też się zmieniało. Od 2022 roku jest bowiem jeszcze jedna opcja – federacja światowa dopuszcza zmianę reprezentacji raz w całej karierze. By to mogło się stać, należy jednak spełnić więcej warunków. Po pierwsze trzeba mieć 36 miesięcy przerwy w występach w „starej reprezentacji”. Po drugie trzeba spełnić jedno z dwóch „pierwotnych” wymagań – a więc albo mieć rodzica lub dziadka lub babcię z kraju „nowej federacji”, albo przebywać w tym kraju co najmniej 36 miesięcy. Na koniec trzeba dostać zgodę od World Rugby na zmianę reprezentacji. Władysław Grabowski spełnia dwa pierwsze punkty, ale wciąż nie spełnia tego trzeciego. Odpowiedni wniosek został złożony, ale odpowiedzi z World Rugby wciąż brak. Wszystkie trzy warunki trzeba spełnić jednocześnie!


Tymczasem Grabowski nie tylko występuje w ekstralidze ze statusem „zawodnika krajowego”, ale został już nawet powołany do reprezentacji Polski. Ba zagrał w jednym meczu! Na szczęście tylko towarzyskim. Piszemy „na szczęście” bo światowa federacja bardzo serio traktuje sprawy uprawnień do gry w reprezentacji. Wiąże się to z coraz większą liczbą nieporozumień na tle zmiany „barw narodowych”. Obecnie nawet największe światowe potęgi korzystają z zawodników, którzy nie urodzili się w kraju, który aktualnie reprezentują. Im niżej w rankingu światowym, tym takich przypadków więcej i więcej wątpliwości. Głównie chodzi o zawodników z Półkuli Południowej, którzy tysiącami szukają szczęścia w Europie.

 

Srogie kary światowej federacji


Przed Pucharem Świata 2019 wyrzucono z kwalifikacji Rumunię i Hiszpanię za korzystanie właśnie z zawodników z Południowej Półkuli, którzy nie mieli do tego prawa. Wcześniej podobne kłopoty miała choćby Rosja. Ledwie miesiąc temu – Hiszpania, która zapewniła sobie już awans do Pucharu Świata 2023 we Francji, znów została zdyskwalifikowana. Tym razem, bo miała w składzie gracza z RPA, który wprawdzie grał w Hiszpanii przez 36, wymaganych do nabycia praw reprezentanta tego kraju, miesięcy, ale w tym czasie wracał do ojczyzny na dłużej niż dwa miesiące na rok – co jest zabronione.


Dziś hiszpańskie rugby płacze, prezes związku chce się podawać do dymisji, wszyscy oskarżają wszystkich o zaniedbania, ale litości nie będzie. Hiszpania nie wstąpi do rugbowego nieba drugi raz z rzędu. A Polacy też przecież mogą pochwalić się awansem. Wprawdzie nie Pucharu Świata, ale do Rugby Europe Championship, czyli na poziom, na którym gra m.in. Hiszpania i z którego można bezpośrednio awansować do imprezy czterolecia. Dyskwalifikacja raczej nam nie grozi, ale kto wie?


Pełnomocnik Edach Budowlanych Lublin Norbert Tomaszewski właśnie złożył skargę do Rugby Europe na działania Polskiego Związku Rugby. Składał też skargi do Ministerstwa Sportu.

 

Walkower był, ale już go nie ma


Wcześniej połowa klubów Ekstraligi – Edach Budowlani Lublin, Orkan Sochaczew, Master Pharm Rugby Łódź, Pogoń Awenta Siedlce oraz Juvenia Kraków podpisały się pod wnioskiem do KGiD, by zbadać sprawę Grabowskiego. Nie chodzi tu o reprezentację, a występy ligowe. Bo jeśli Władysław Grabowski nie ma prawa do bycia „zawodnikiem krajowym”, to mistrzom Polski grozi kilka walkowerów. A przepisy są takie, że po trzech klub jest…. relegowany z rozgrywek. Brzmi groźnie? Pewnie. Działacze Ogniwa twardo twierdzą, że te wszystkie problemy ich nie dotyczą, bo Grabowski ma polski paszport, jest więc Polakiem, a nie żadnym "zawodnikiem krajowym", ale to wcale nie jest oczywiste.


Ba związkowa komisja dyscyplinarna orzekła już walkower wobec Ogniwa za grę Grabowskiego. W styczniu KGiD, kierowana wówczas przez Huberta Wiśniewskiego, na wniosek Budowlanych Lubin, ukarała zespół z Sopotu walkowerem za występ Grabowskiego w meczu z tą drużyną. W uzasadnieniu wskazano, że posiadanie paszportu nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia. Liczą się pozostałe warunki, które opisaliśmy powyżej. Takie są bowiem przepisy Word Rugby. 


Wyrok był ostateczny i niezaskarżalny, tak przynajmniej napisała komisja. Na oficjalnej stronie Polskiego Związku Rugby pojawiła się nowa tabela, uwzględniająca wyrok. Aż do… 1 kwietnia. Wtedy to Komisja Odwoławcza PZR, choć postępowanie w sprawie walkowera było jednoinstancyjne i niezaskarżalne… uchyliła wyrok KGiD.


Komisja Odwoławcza nie zajęła stanowiska w sprawie statusu Władysława Grabowskiego. Stwierdziła tylko, że protest Edach Budowlanych Lublin wpłynął po terminie (co było prawdą). Prawdą jest jednak także to, że KO nie miała prawa… w ogóle zająć się tą sprawą.

 

Kto jest w komisji?


Warto dodać, że wcześniej zarząd PZR odwołał z funkcji przewodniczącego KGiD Huberta Wiśniewskiego. Kto go zastąpił? Oficjalnie nie wiadomo. Nie było komunikatu w tej sprawie. Na stronie Polskiego Związku Rugby w zakładce Komisja Gier i Dyscypliny można znaleźć tylko napis „Błąd! Podstrona nie istnieje”. Zresztą do KGiD środowisko rugby nie ma w ostatnich latach „szczęścia”. Skład komisji zmieniał się wielokrotnie. Jej przewodniczący byli odwoływani lub sami odchodzili. Chętnych do pracy (społecznej) za wielu nie ma.


Galimatias? To mało powiedziane. Co dalej? Nikt nie wie. Czy KGiD wkroczy? Na razie nie wiadomo, choć ostatnio zbierała od klubów, które złożyły skargę w sprawie Ogniwa, dodatkowe wyjaśnienia. Kiedy zapadnie wyrok? Też nie wiadomo. Bez względu na to jaki on będzie, może choć na chwilę rozładuje napięcia, jakie powstały. A przynajmniej wygasi wątpliwości kto ma prawo, a kto nie występu w finale i meczu o brązowy medal. Finały zaplanowano na weekend 26-27 czerwca.

Robert Małolepszy/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie