Gwiazda kadry Antoniego Piechniczka nie chce dłużej oglądać tak grających Polaków

Piłka nożna
Gwiazda kadry Antoniego Piechniczka nie chce dłużej oglądać tak grających Polaków
fot. Cyfrasport
"Polacy unikają gry w piłkę. Cieszę się oczywiście z awansu i chciałbym, żeby ograli Francję i poszli dalej, ale uczciwe trzeba powiedzieć, że szanse są zerowe".

- Polacy unikają gry w piłkę. Cieszę się oczywiście z awansu i chciałbym, żeby ograli Francję i poszli dalej, ale uczciwe trzeba powiedzieć, że szanse są zerowe - powiedział nam Andrzej Buncol, gwiazda kadry Antoniego Piechniczka lat 80-tych, srebrny medalista mundialu 1982, zawodnik Bundesligi, a od wielu lat trener młodzieży Bayeru Leverkusen, w tym sprzedanego za 100 milionów euro do Chelsea Kaia Havertza.

Dariusz Ostafiński: Jak pan ocenia szanse naszej reprezentacji w meczu jednej ósmej z Francją?


Andrzej Buncol: Bez szans.


Krótko i na temat.

 

Mówię na podstawie tego, co wciąż mam w głowie, a mam przede wszystkim mecz z Argentyną.

 

Jest on określany jako zwycięska porażka.

 

Tak, ale my unikaliśmy grania w piłkę i tylko się broniliśmy. Nic do przodu. To była bardzo słaba piłka nożna.

 

Pan jest w gronie tych, co uważają, że lepiej by było, jakby Argentyna zlała nas mocniej i wysłała nas do domu.

 

Aż tak krytyczny nie jestem. Zwłaszcza gdy widzę, jakie drużyny jadą do domu. Niemcy jadą do domu. Kto by pomyślał, że tak się to skończy. Dlatego ja się bardzo cieszę z tego, że Polacy wyszli z grupy, że zagrają jeden mecz więcej, ale cieniutko to wygląda.

 

I naprawdę nie ma w tych trzech meczach niczego, co można by zaliczyć na plus? Niczego, co pozwoliłoby nam marzyć o wygranej z Francuzami?

 

Z Meksykiem był rzut karny i nic ponadto, ale i też rywal nam specjalnie nie zagroził. Z Arabią Saudyjską, to było takie spotkanie na zasadzie: my albo oni. Tam było trochę życia, coś się działo i bazie tego spotkania można być ostrożnym optymistą. O Argentynie lepiej zapomnieć.

 

Czyli pozostała nam tylko modlitwa?

 

Każdy mecz jest inny i zaczyna się od 0:0. Może oni będą mieli słaby dzień, a my zagramy najlepszy mecz na tym mundialu. Realna ocena naszych szans wynosi zero, ale piłka lubi płatać figle. Znów podam przykład Niemców. Kto by pomyślał, że pojadą do domu.

 

A czy my musimy grać tak brzydko? Nie stać nas na to, żeby było odważniej, ładniej dla oka?

 

Moja ocena jest taka, że my musimy grać tak, jak gramy. Lepiej nie jesteśmy w stanie. Jesteśmy skazani na to, żeby bronić. Eksperci w Niemczech mówią zresztą, że Polakom ciężko jest bramkę strzelić i to już jest coś. Ta obrona plus Lewandowski to nasze atuty. Jasne, że ja bym chciał czegoś innego. Jak oglądam mecz, to chcę widzieć, jak drużyna gra w piłkę. Poza tym w piłkę gra się po to, żeby strzelać bramki. Nasza reprezentacja zaprzecza temu wszystkiemu, co ja myślę o piłce.

 

Pan nie chce, ale i też nie widzie dla nas innej drogi, więc z Francją znowu będą "lagi" Szczęsnego na Lewandowskiego.

 

Tak pewnie będzie. Plus ośmiu naszych na swojej połowie i obrona przez 90, a jak się uda, to 120 minut, a potem karne. I jak wygramy, to nasi będą się cieszyć, jak po meczu z Argentyną, gdzie przegrali 0:2, gdzie nie istnieli na boisku. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Oni się cieszyli, jakby zostali mistrzami świata.

 

Jesteśmy najbrzydziej grającą drużyną na tym mundialu?

 

Nie, aż tak to nie. Katar jest gorszy. Żeby jednak nie było, że narzekam. Zdaję sobie sprawę z tego, że drużyna jest słabsza, ma tego świadomość i dobrała taktykę tak, żeby coś ugrać. Jak się Lewy urwie, to jakąś niespodziankę możemy zrobić. Brakuje nam jakości, żeby grać pięknie dla oka. To rozumiem, aczkolwiek raz jeszcze powtórzę, że ciężko się to ogląda. Zwłaszcza jak człowiek siada przed telewizorem z pewnymi oczekiwaniami, a tak było przed meczem z Argentyną. Proszę powiedzieć, ile myśmy strzałów oddali?

 

Trzy.

 

To chyba mam prawo być zawiedziony? Może i trudno nam gola strzelić, choć Argentyna nie miała z tym problemu, ale na dwóch, trzech okazjach, a to nie były setki, trudno na coś liczyć.

 

W Polsce jednak jest radość, bo po raz pierwszy od 36 lat wyszliśmy z grupy.

 

Byłem na tamtym mundialu z Meksykiem. Wtedy też wyszliśmy z grupy z dużym szczęściem, bo Anglicy pokonali nas w ostatnim meczu 3:0, a potem wpadliśmy na Brazylię i dostaliśmy 4:0. Wyszliśmy z grupy, ale to nie był dobry mundial. Hiszpania była udana, bo tam tworzyliśmy akcje, strzelaliśmy bramki. 5:1 z Peru, 3:0 z Belgią, 3:2 z Francją, to można było nazwać graniem. Teraz jesteśmy za słabi, żeby tak grać. Lewandowski jest sam, nikt nie jest w stanie mu pomóc. Ja bym się chciał pochwalić, że mamy dobrze grającą reprezentację, ale nie mogę.

 

Paradoks polega na tym, że przywołani przez pana Niemcy grali dobrze, ale już ich nie ma, a Polacy grają dobrze.

 

Niemcy byli krytykowani za grę w obronie i przez to odpali. Wszystko sobie zawalili pierwszym meczem z Japonią. A co do naszych, to coś panu powiem. Jak widzę, że w reprezentacji z dziesiątką gra Krychowiak, to już o czymś to świadczy. Nic do chłopaka nie mam, bo on trochę biega, raz gra w lewo, raz w prawo, potrafi się zastawić, wymusić faul, ale to wszystko. Proszę zobaczyć kto gra z dziesiątką w innych drużynach. A kiedyś ta dycha na plecach oznaczała najlepszego z najlepszych. U nas to jest Krychowiak.

 

Rozumiem jednak, że w niedzielę trzyma pan kciuki?

 

Tak, bo, nawet gdy Francja będzie mieć 80 procent przy piłce, a my dwadzieścia, to może nam się poszczęści? Może wyjdzie jakaś kontra. Szanse są małe, ale teraz sobie przypomniałem, że jak w czwartek wyjeżdżałem z pracy, to Hiszpania i Niemcy miały swoje mecze pod kontrolą. Wracam do domu, a tu Niemcy i Hiszpania poza mundialem. Ostatecznie Hiszpanie wyratowali się dzięki Niemcom. Taka jest piłka.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie