Polak był jedną nogą w Barcelonie przed Lewandowskim! Oto co stanęło na przeszkodzie

Piłka nożna
Polak był jedną nogą w Barcelonie przed Lewandowskim! Oto co stanęło na przeszkodzie
fot. PAP/EPA
Marcin Bułka (w kółku) mógł być w Barcelonie przed Robertem Lewandowskim

- Gdy byłem z Marcinem Bułką w Barcelonie, bo Bułka mógł być tam przed Robertem Lewandowskim, miał prawo wyboru, to po tygodniu powiedziano mi tak: „Sportowo bardzo dobrze, jesteśmy bardzo zadowoleni, ale musi jeszcze raz przyjechać do nas i to na trzy tygodnie” – powiedział nam prezes i właściciel Escoli Varsovia Wiesław Wilczyński w drugiej części wywiadu o problemach w polskim szkoleniu.

Michał Białoński, Polsat Sport: W ramach uzdrawiania piłkarskiego szkolenia w Polsce podnosi pan argument o konieczności przekierowywania większych środków finansowych do tych klubów i akademii, które pracują najbardziej efektywnie. O co dokładnie chodzi?

 

ZOBACZ TAKŻE: Strategia Legii bije na głowę tę Lecha? "Trzeba stawiać wysokie cele i promować młodych”

 

Wiesław Wilczyński, prezes i właściciel Escoli Varsovia: Do ostatniego konkursu w samorządzie Warszawy, na wykorzystanie środków publicznych, zgłosiły się 104 kuby piłkarskie.

 

Jakie są kryteria przy podziale tych środków?

 

Bierze się pod uwagę wyniki, namacalne efekty jakości szkolenia. Przelicza się miejsce drużyny na punkty. Np. w kategorii U-18 pierwszy klub dostaje 20 pkt, drugi – 18, a ostatni 1 pkt. Proszę sobie wyobrazić, że Escola w tamtym sezonie wypracowała 380 pkt, Legia – 280 pkt, Polonia  - 212 pkt. Później duża przerwa i Syrenka, Drukarz, tego typu kluby, później znowu długa przerwa, kilka klubów z drugiej dziesiątki, które robią od 40 do 60 pkt, w trzeciej dziesiątce kluby mają po kilkanaście, bądź kilka punktów, a zespoły z czwartej dziesiątki nie mogą uzyskać ani jednego punktu ze współzawodnictwa sportowego. Gdyby tak porównać pięć ostatnich lat – jak kluby pracują? Brylują ciągle te same i zdobywają podobną liczbę punktów. 70 procent klubów nie może zdobyć ani jednego punktu we współzawodnictwie.

 

Ale pracę szkoleniową one również wykonują, z czegoś muszą żyć.

 

Ja nie mówię, że im się nie należy dotacja, tyle że w ramach sportu powszechnego, aktywności fizycznej. Trzeba ich wspierać. Nie powinny natomiast startować z wnioskami w zakresie sportu wyczynowego.

 

W jaki sposób osiągacie takie efekty szkolenia? Do zawodowej piłki przebili się, bądź przebijają wasi wychowankowie, m.in.: Marcin Bułka, Titas Milaszius i Artemijus Tutyskinas, którzy grają w reprezentacji Litwy, Miłosz Lewandowski z Miedzi Legnica, Dawid Drachal i Tomasz Walczak z Rakowa Częstochowa, Eryk Grzywacz z WfL Wofsburg, Fryderk Gerbowski, Patryk Pytlewski, Franciszek Polowiec ze Stali Rzeszów, Balthazar Pierret, który rozegrał już 29 meczów w Ligue 2, Bartosz Farbiszewski i Kacper Karasek z Bruk-Betu, Kelechukwu Ibe-Torti z ŁKS-u.

 

Trochę inaczej podchodzimy do szkolenia. Sporo czasu poświęcamy zawodnikom indywidualnie. Gramy przeciw zespołom, w których dobór jest prosty: wysocy, silni, podobnie, jak taktyka – wykop piłki do przodu, na szybkiego napastnika, generalnie gra defensywna. U nas jest gigantyczna różnica w podejściu do szkolenia. My chcemy grać piłką. Nasze zespoły rozpoczynają akcje poprzez rozgrywanie od bramkarza, później budują akcje. Każdy zawodnik ma wiele razy kontrakt z piłką podczas meczu. Przy grze defensywnej nie da się osiągnąć nic, poza pogonią za piłką. Owszem, taki klub czasem osiągnie wynik sportowy, ale nie nauczy gry w piłkę.

 

Ostatnio graliśmy z Legią, w kategorii U-14. Na wyjeździe wygraliśmy wysoko, a u siebie przyszła porażka. Większość naszych zawodników sięgała do pasa rywalom. Świetnie radzili sobie z piłką, ale większość starć bark w bark przegrywali, piłka jest grą kontaktową. Ok, przegraliśmy ten jeden mecz, a tym samym także rywalizację o pierwsze miejsce w lidze. Ten mecz zdecydował o tabeli na koniec sezonu, ale nie o przyszłości tych zawodników. Był tylko małym kroczkiem w procesie szkolenia. Później się wszystko zmienia, a ważne są cierpliwość i wychowanie młodych ludzi. Ja i nasi trenerzy zwracamy uwagę na cechy osobowości. Na to, jak młody piłkarz się uczy, jak się zachowuje.

 

Czyli często zapominamy o pięknej maksymie Ignacego Balińskiego: „Chcesz być czymś w życiu, to się ucz, Abyś nie zginął w tłumie; Nauka - to potęgi klucz, w tym moc, co więcej umie”?

 

Dokładnie tak. Wspomniał pan Marcina Bułkę. Ubiegły sezon Marcin miał bardzo dobry, bronił karne, ale później borykał się z kontuzją barku. Teraz jest w pełni sił. Warto podkreślić, że Bułka zna pięć języków.

 

Naszym wychowankiem jest też bramkarz Bartosz Żelazowski z 2005 r., który trafił z drugiej do pierwszej drużyny Nicei. W U-17 Nicei mamy bramkarza Szymczyka. Luberecki i Drachal to wzorowi uczniowie. Zmierzam do tego, że chłopcy, którzy zaniedbują naukę, mają z nią problemy, gubią się później w życiu. Mogą być bardzo utalentowani piłkarsko, ale żeby osiągnąć sukces w życiu, w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu, trzeba mieć jeszcze pewne cechy osobowości, które są niezbędne, aby być wielkim sportowcem. Trzeba mieć wiedzę, umiejętności, żeby podejmować w życiu dobre decyzje. My zwracamy na to bardzo szczególną uwagę. Wszyscy nasi zawodnicy, którzy na tym etapie rozwoju osiągają dobre wyniki sportowe, są jednocześnie bardzo dobrymi uczniami.

 

Ale nie wszyscy piłkarze są na tyle uzdolnieni intelektualnie, by godzić naukę z profesjonalnym uprawianiem sportu. Wielu narzeka, że nie mają na nic siły i czasu po treningach.

 

Większości naszych wychowanków to się jednak udaje. Mamy np. świetnego bramkarza Antoniego Jesienia, który dostał stypendium w Dolinie Krzemowej w USA. Jakże to odmienna postawa od znanego nam „pana piłkarza”, który gra w rezerwach dużego klubu, jest powoływany do młodzieżowych reprezentacji Polski, lekceważy naukę, a później się okazuje, że za dwa-trzy lata pana piłkarza nie ma. Z różnych powodów.

 

Proszę zauważyć, że młodzi ludzie, którzy umiejętnie łączą sport z nauką, to jest model amerykański, gdzie sport olimpijski w USA wyrasta na uniwersytetach. Mistrzowie olimpijscy reprezentują kluby uniwersyteckie. Zbyt wielu trenerów w Polsce nie zwraca na to uwagi. Zawodnik liczy się dla nich tylko w meczu, podczas treningu, a co on robi poza, to jest mało istotne.

 

To jest również clue problemu. Pamiętam, gdy Wisła sprowadziła do siebie połowę reprezentacji Polski do lat 16, to od strony wychowawczej wszystko dobrze działało, dopóki nad tą młodzieżą pieczę sportową sprawował ówczesny dyrektor sportowy Adam Nawałka. Po jego odejściu zaczęły się wyskoki alkoholowe, po jednym z nich doszło do wypadku, w którym nogi połamano Hubertowi Skrzekowskiemu. Ten utalentowany obrońca nie wrócił już do zawodowej piłki.

 

Gdy byłem z Marcinem Bułką w Barcelonie, bo Bułka mógł być tam przed Robertem Lewandowskim, miał prawo wyboru, to po tygodniu powiedziano mi tak: „Sportowo bardzo dobrze, jesteśmy bardzo zadowoleni, ale musi jeszcze raz przyjechać do nas i to na trzy tygodnie”.

 

O co chodziło?

 

Ja też się zdziwiłem, przecież już wszystko przeanalizowali. Usłyszałem: „Proszę pana, my musimy obserwować, jak on się zachowuje, co to jest za człowiek, jaką ma osobowość. Jak się zachowuje na stołówce, w hotelu”. Czy w Polsce ktoś tak wnikliwie analizuje? Zaprasza się 30-40 chłopaków na jakiś dzień, wstawia się ich do gry, niezależnie czy na ich pozycji, a później robi się selekcję: „Ty możesz zostać, ty i ty jedziesz do domu”. Jeśli dochodzi do rozmowy, to do bardzo krótkiej, na zasadzie oceny tego, co się działo na boisku. To jest chore!

 

Trudno kogoś wnikliwie prześwietlić podczas jednego meczu.

 

Dlatego później kluby nic nie wiedzą o tych ludziach, jaką mają osobowość, jaki charakter, problemy. Ja cały czas uczulam trenerów: „Rozmawiajcie więcej, dowiedzcie się o rodzinach piłkarzy, czy tam nie ma kłopotów, bo one się przenoszą na boisko, do szkoły, musicie wiedzieć jak najwięcej”. Jeżeli dzieciak jest zadowolony, uśmiechnięty, wszystko jest ok, to i wyniki sportowe są lepsze. Praca wychowawcza z młodzieżą wymaga szerokich kompetencji, zaangażowania wielu fachowców, jeżeli chce się wyszkolić bardzo dobrego piłkarza. Licząc z nagrodą w wysokości około 100 tys. z, jako najlepsza akademia w Warszawie i na Mazowsze, dostaliśmy dopłaty niecałe 460 tys. zł. 

 

Na cały rok?

 

Tak. To jest dokładnie 6,8 procenta naszego budżetu. Ja za tę dotację jestem wdzięczny, ale nie widzę systemu finansowania promującego lepszych, którzy efektywnie szkolą od lat. Wystarczy zrobić przegląd pięciu lat w szkoleniu. Przecież ci, którzy efektywnie szkolą, pewnie efektywnie też wydają pieniądze, bo to jest logiczne. Ale ci, którzy w ogóle nie mają efektów i to żadnych, od lat dostają pieniądze i ja się pytam: „Dlaczego?”. Jeżeli 75 procent klubów nie może zdobyć punktu w systemie współzawodnictwa sportowego, to ja się pytam: ”Co oni robią?”. Boisko dostają za darmo, na ogół ze szkoły i jeszcze otrzymują dofinansowanie ze środków publicznych. I każdego roku jest to samo: zero wyników. Oczywiście, we wstępnym etapie szkolenia nie chodzi o wyniki, tylko że te kluby w ogóle ich nie osiągają! W ogóle nie przygotowują właściwie swoich wychowanków do sportu wyczynowego. I to jest spory problem – jakość szkolenia w 75 procentach klubów jest na niskim poziomie.

 

W ten sposób nie dość, że środki publiczne na szkolenie są znikome, to jeszcze są dystrybuowane w sposób niewłaściwy.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie