Marek Magiera: Drzwi do medalowych marzeń zamknięte z hukiem

Siatkówka
Marek Magiera: Drzwi do medalowych marzeń zamknięte z hukiem
fot. PAP/EPA
Polki musiały uznać wyższość Turczynek

Reprezentacja Polski siatkarek zakończyła udział w mistrzostwach Europy w fazie ćwierćfinałowej turnieju. Apetyty i oczekiwania były większe, zarówno wśród kibiców jak i samych zawodniczek. Drzwi do strefy medalowej zamknęły nam Turczynki i to zamknęły z hukiem. Wyniki dwóch pierwszych setów przegranych odpowiednio do 23 i 22 są trochę mylące. Turcja praktycznie cały czas miała mecz pod kontrolą. I grała odważniej od nas.

Polki miały swoje szanse, ale za mało było konkretów. Głównie w ataku i na kontrze, gdzie zabrakło zdecydowania i zwykłej pazerności na punkty, którą z kolei miały rywalki. W pierwszym secie Polki prowadziły 16:12 i od tego momentu przegrały punktową sekwencję w stosunku 1:9. Na tym poziomie w meczu o wysoką stawkę to niewytłumaczalne, nieakceptowalne i niewybaczalne zarazem. To samo zresztą można powiedzieć o drugim secie, kiedy od stanu 21:19 nasz zespół w jednym ustawieniu nie zdobył punktu, a rywalki wywalczyły ich aż pięć.

 

ZOBACZ TAKŻE: Czemu Polki przegrały w ćwierćfinale mistrzostw Europy? Selekcjoner wskazał powód


Różnicę w grze tureckiej drużyny zrobiła Melissa Vargas, której ręka nie zadrżała praktycznie ani razu. Niestety nie można tego powiedzieć o jej odpowiedniczce w naszym zespole Magdalenie Stysiak, która nie czuła się tak pewnie jak chociażby w czasie najlepszych spotkań naszej reprezentacji w tegorocznej edycji rozgrywek VNL. Wracamy często do tej imprezy, bo to ona stanowiła wyznacznik możliwości i poziomu naszej reprezentacji przed Eurovolleyem.


- Turcja to silny zespół, nie martwcie się, bo nie jest łatwo z nim wygrać - rzucił w naszą stronę były trener reprezentacji Turcji, obecnie trener reprezentacji Serbii Giovanni Guidetti. - A z Vargss jest jeszcze silniejszy, niż za mojej kadencji.


Guidetti doskonale wie co mówi, bo tureckie siatkarki zna na wylot, zresztą wspólnie z nimi wielokrotnie zamykał nam drzwi do marzeń o medalach - tak było dwa lata temu, tak było cztery lata temu tak było w czasie kwalifikacji olimpijskich i jeszcze kilka razy przy innych okazjach.


W czasie całego turnieju sporo słów krytyki wylało się na Joannę Wołosz. To chyba jednak nie do końca sprawiedliwe, bo tutaj w Belgii, swoim sposobem gry wcale się nie różniła od tego, co od lat prezentuje w klubie. Różnica polega na tym, że tam ma wokół siebie zawodniczki, które potrafią grać na szybkiej piłce oraz odpowiednio skorygować niedokładności i ewentualny brak precyzji w wystawie. W naszej reprezentacji takiego komfortu nie ma. Nie ma też przyjęcia na takim poziomie jak w klubie, a jak wszyscy wiemy jest to system naczyń połączonych.


Z kolei z opiniami, że zbyt mało szans na grę otrzymała Katarzyna Wenerska, bo z nią wygralibyśmy na mistrzostwach więcej, chyba nie ma co dyskutować, bo to jest w żaden sposób w tej chwili ani nieweryfikowalne, ani nie do sprawdzenia.


Jedyny zarzut jaki można mieć do Wołosz za mecz z Turcją jest taki, że w niektórych momentach nie uprościła gry i nie poszła drogą swojej vis-à-vis Cansu Özbay, która nie siliła się na żadne kombinacje, tylko wystawiała piłkę do Vargas i Ebrar Karakurt tak wysoko, że na powtórkach prezentowanych przez realizatora transmisji nie było jej widać, bo wypadała poza prezentowany kadr i znikała z linii wzroku.


Na głębszą analizę tego turnieju i w ogóle całego sezonu przyjdzie jeszcze czas i to jest zadanie dla sztabu naszej reprezentacji. Trzeba też się zastanowić co zrobić, żeby tę drużynę rozwijać i nie ograniczać się do wąskiej grupy zawodniczek. Ale to melodia przyszłości. Teraz najważniejsze będę kwalifikacje olimpijskie.

Marek Magiera/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie