Kity polskiej piłki w 2023 roku

Piłka nożna
Kity polskiej piłki w 2023 roku
fot. Cyfrasport
Kity polskiej piłki w 2023 roku

Subiektywny przegląd najważniejszych wydarzeń w polskiej piłce w minionych dwunastu miesiącach. Teraz te, które kładły się cieniem na naszym futbolu, a niedługo hity. Ich mimo wszystko również nie brakowało.

1. 2:3 z Mołdawią


Porażka reprezentacji Polski z Mołdawią, która zajmowała wówczas 173. miejsce w rankingu FIFA, to wstyd i hańba. Nasza drużyna narodowa nigdy nie uległa w meczu o punkty tak nisko notowanemu rywalowi. Biorąc pod uwagę, że mecz miał ogromną stawkę, a nie toczył się o pietruszkę, wypada nazwać wydarzenie w Kiszyniowie po imieniu: największy blamaż w historii polskiej piłki.


2. Fernando Santos


Nigdy wcześniej za sterami kadry nie stał trener z tak bogatym CV i nigdy żaden selekcjoner nie poniósł tak spektakularnej klapy, jak on. Najgorsze nie było jednak to, że przegrywał, co jest przecież częścią sportu, ale fakt, z czego te porażki wynikały. Otóż pan Ferdynand nie przygotowywał się należycie do swoich obowiązków. Nie znał zawodników, nie wiedział, na jakich pozycjach grają i jak ich można wykorzystać. Wbrew zapowiedziom, w Polsce bywał sporadycznie. A jego wypowiedź z prezentacji, w której oświadczył, że czuje się Polakiem, ciężko będzie przebić w kategorii: Himalaje hipokryzji.


3. Odpadnięcie Lecha Poznań z Ligi Konferencji


Zespół, który w poprzednim sezonie dotarł aż do ćwierćfinału europejskich rozgrywek trzeciej kategorii i toczył znakomite boje z takimi rywalami jak Austria Wiedeń, Villarreal czy Fiorentina, został solidnie wzmocniony z myślą o kolejnej edycji i… wyłożył się na pierwszej niewysokiej przeszkodzie. Słowacki Spartak Trnava wybił polskiemu potentatowi europejskie plany z głowy.


4. John van den Brom


Trener Lecha miał być kolejnym Holendrem, który spróbuje wyprowadzić polski futbol z drewnianych chatek. Szkoleniowiec z naprawdę solidną niedawną przeszłością (m.in. mistrz i wicemistrz Belgii z Anderlechtem i Genk), wcale nie żaden trenerski emeryt, ale człowiek będący na fali zawodowej z bogatym doświadczeniem zagranicznym, wychwalany przez swoje środowisko na polskim podwórku nie zrobił dosłownie nic. Gdyby nie Liga Konferencji, zostałby zapewne zwolniony wcześniej. Trzecie miejsce z Lechem w poprzednim sezonie i trzecie w obecnym w połowie rozgrywek to dla drużyny z Poznania porażka. Bardziej dołujący jest jednak fakt, że Holender nie był w stanie stworzyć drużyny mającej swój styl mimo obecności w składzie wielu bardzo dobrych znakomicie opłacanych graczy. Do tego jego pretensjonalny sposób bycia, który sprawił, że na jedną z jego ostatnich konferencji prasowych przyszło… dwóch dziennikarzy.


5. Spadek formy Roberta Lewandowskiego


Na pudła naszego przez lata najlepszego strzelca jesienią 2023 roku nie dało się patrzeć. Zarówno w reprezentacji narodowej, jak i Barcelonie. Często piłka odbijała się od nóg "Lewego" niczym od drewna, nie wykorzystywał okazji, które wcześniej kończył szczęśliwie niemal z zamkniętymi oczami. Jego język ciała wskazywał, że coś jest z napastnikiem nie tak. Robert od jakiegoś czasu nie jest sobą, ewidentnie nie jest skoncentrowany jedynie na grze, bo nie da się chyba aż takiego regresu wytłumaczyć jedynie przebytą kontuzją czy trzydziestymi piątymi urodzinami. Czymś, co oddawało stan ducha naszego asa, było fetowanie bramki wbitej Wyspom Owczym na Stadionie Narodowym. Z rzutu karnego w 75. minucie… Jakieś pretensjonalne gesty, symboliczne uciszanie krytyków itp. W starciu z amatorami, którzy zaraz po zgrupowaniu kadry udali się do swoich codziennych zawodowych obowiązków w biurze na poczcie czy kutrze rybackim.


6. Wywiad kapitana


Robert Lewandowski udzielił słynnego wywiadu stacji "Eleven". Odnosząc się do meczu z Mołdawią, mówił, że brakowało osobowości i charakterów na boisku, które by mogły w trudnym momencie podnieść drużynę. Na łamach Polsatsport.pl odniósł się do tego Maciej Żurawski: "Mówiąc takie rzeczy publicznie, osłabiał nas przed kolejnym przeciwnikiem. Lewandowskiego słuchają, wywiady są tłumaczone. Oni patrzą na to i mówią: patrzcie, co oni nam mogą zrobić, przecież to mięczaki bez charakterów, żadna drużyna… To daje pożywkę rywalowi. Robert robi takie wrażenie, jakby stał z boku i patrzył na tę drużynę. Uderza w nią, ale nie w siebie. A przecież też grał w tym meczu w Kiszyniowie. Chciałbym się dowiedzieć, czy mówi także o sobie i przyznaje, że brakuje mu charakteru, czy może uważa, że on wszystko dobrze robi, a inni są be, nie mam nikogo do pomocy, a sam temu nie podołam…".


7. Atmosfera wokół PZPN


W pewnym momencie liczba negatywnych informacji ukazujących się w mediach na temat działalności federacji była tak duża (okres przedświąteczny), że przeciętnemu kibicowi trudno było oddzielić te prawdziwe od wyssanych z palca. Według jednej z nich na podstawie doniesień anonimowego informatora były selekcjoner Paulo Sousa uciekł w Polski wcale nie dlatego, że dostał ofertę życia z Brazylii, ale po prostu nie mógł znieść odoru alkoholu unoszącego się nad PZPN.


8. Bezdomny Raków


Mistrz Polski w piłce nożnej, który nie może grać w europejskich pucharach w swoim dużym mieście w centrum Unii Europejskiej, w kraju gdzie już ponad dekadę temu odbyły się mistrzostwa Europy, bo… nie ma odpowiedniego stadionu to wstyd przede wszystkim dla władz Częstochowy. Ale także w związku z tym dla całej społeczności piłkarskiej w Polsce.


9. Sonny Kittel


Miał przerosnąć ligę i być wartością dodaną dla Rakowa Częstochowa. Były piłkarz HSV ściągnięty do Rakowa był hitem transferowym minionego lata. Miał pomóc Rakowowi w walce o Ligę Mistrzów i być może trafić także do reprezentacji Polski, bo ma polski paszport. W eliminacyjnym meczu Karabachem Agdam jeszcze w lipcu strzelił fenomenalnego gola na 3:2 w ostatniej minucie doliczonego czasu i… praktycznie zniknął. Tylko siedem razy wychodził w podstawowym składzie (zdobył trzy gole w lidze) i śmiało można go już nazwać najlepiej opłacanym rezerwowym w historii polskiej piłki. Kittel za rok gry inkasuje bowiem pół miliona euro netto.


10. Mentalność reprezentantów Polski


Na podstawie nielicznych wywiadów i pomeczowych wypowiedzi naszych asów (m.in. słynnego: "w drugiej połowie myślami byliśmy już na wczasach" Jana Bednarka po blamażu w Kiszyniowie) jawi się obraz grupy, która nie ma poczucia wspólnoty celów. Brak tu solidarności, ducha słynnego "brothers i arms". Nie ma "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", nie ma takiej możliwości, aby jeden skoczył za drugiego w ogień. Jeden z byłych asystentów pierwszego selekcjonera mówił, jak zaskoczył go fakt, że przed śniadaniem, kiedy zawodnicy schodzą do restauracji, nawet nie przybijają sobie piątki na przywitanie. Ot, przybywają na posiłek i siadają do stołu jak na wczasach "last minute". To niby drobiazg, ale jakże znaczący. Czy z takim podejściem można w wielkiej piłce przenosić góry?

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie