Polska - Estonia. Potrzebujemy wygranej z przytupem, a nie słownych wygibasów

Piłka nożna
Polska - Estonia. Potrzebujemy wygranej z przytupem, a nie słownych wygibasów
fot. PAP
Michał Probierz i Robert Lewandowski.

Jeśli ktoś w środowisku parę lat temu powiedziałby, że nie zdołamy zająć nawet drugiego miejsca w grupie Czechami, Albanią, Mołdawią oraz Wyspami Owczymi i będziemy drżeć przed barażem z Estonią na Stadionie Narodowym, uznalibyśmy, że nie ma pojęcia o rozkładzie sił w futbolowej Europie.

A jednak. Mimo, że w rankingu FIFA nie wyglądamy najgorzej (30. miejsce), do dyspozycji są autentyczne gwiazdy największych lig, a drużynę prowadził trener z najlepszym w historii polskiej kadry CV na stanowisku selekcjonera, a obecnie jeden z najlepszych polskich szkoleniowców, szorujemy po dnie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Tę klęskę wypominają Lewandowskiemu i spółce do dzisiaj. Wielki wstyd

 

Naprawdę trudno uwierzyć w aż tak spektakularny zjazd i nie odnosić wrażenia, że to jakiś zły sen, prawdziwy koszmar, który po prostu musi skończyć się szczęśliwym wybudzeniem. Wydaje się, że to jest właśnie ten moment. Do tej smutnej atmosfery wokół kadry już trochę przywykliśmy. Piłkarze też chyba mają poczucie pełnego „obciachu” i już nie robą dobrej miny do swojej beznadziejnej gry. Słuchając ich nawet podczas konferencji prasowych można odnieść wrażenie, że mają świadomość tego co narobili i powagi sytuacji.

 

Tu już nie ma marginesu na żarty, jakieś słowne wygibasy, tłumaczenia bliskością okresu wakacyjnego czy zasłanianie się klasą rywala, bo przecież „wszystkich rywali trzeba szanować i nie ma już słabych drużyn”. Przyjechali w większości przypadków w bardzo dobrej formie prezentowanej w swoich mocnych klubach, trener sensownie dobrał skład, potrenowali trochę wspólnie. Teraz mają wyjść i zagrać tak, jak potrafią - nic więcej.

 

Sama gra na ich zwykłym poziomie powinna wystarczyć śmiało na 3:0, a może i na wyższe zwycięstwo. Estonia jest sklasyfikowana na 123. miejscu w rankingu FIFA, nigdy nie zagrała na żadnym turnieju, nie ma żadnego liczącego się w Europie zawodnika, do strefy barażowej dostała się dzięki Lidze Narodów, gdzie w najsłabszej Dywizji D w drugiej grupie ograła Maltę i San Marino.

 

Fakt - w fazie grupowej przegraliśmy z Mołdawią, która była jeszcze niżej, ale taki blamaż może się przecież wydarzyć raz na sto lat.

 

Wygrana jest obowiązkiem, a najlepiej zrobić to z przytupem, żeby trochę udobruchać kibiców, którzy naprawdę stracili powody, dla których tę drużynę wielbili. I nawet nie chodzi o słabe wyniki, ale podejście, brak charakteru wojowników, jakąś mentalną miałkość.

 

Jest doskonała okazja, aby odwrócić tendencje, pokazać klasę, dać ludziom trochę radości i nadziei, że za kilka dni w Walii lub Finlandii zobaczymy drużynę, która będzie gotowa ten awans na mistrzostwa wyrwać rywalom z gardła.

 

I nie powinno mieć znaczenia w starciu z dzielnymi Estończykami, w jakiej wyjdziemy konfiguracji, czy zagramy z trójką obrońców, czy czwórką i jakie zmiany, i w której minucie przeprowadzi Probierz.

 

Bo może nie jesteśmy europejską potęgą, ale na pewno nie taką piłkarską trupą komediową, na jaką wskazywały ostatnie wyniki.

 

Do boju Polsko!

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie