Wielka noc przed Wielkanocą. Mocna "psycha" poparta rozwagą i szczęściem

Piłka nożna
Wielka noc przed Wielkanocą. Mocna "psycha" poparta rozwagą i szczęściem
fot> Cyfrasport
Wielka noc przed Wielkanocą. Mocna "psycha" poparta rozwagą i szczęściem

Sztuką jest wygrać mecz, w którym de facto nie oddaje się celnego strzału. Dwa zaliczone w statystykach "on target" to niedokładne centry Przemysława Frankowskiego. Trzeba nie lada – jak to dziś mówi młodzież – "psychy", aby grając na wyjeździe po kilkunastu miesiącach podważania "mentalu" tak pewnie wykonać komplet rzutów karnych.

Potrzeba także mądrości i rozwagi w grze, w której trudno jest stworzyć okazje napastnikom, mimo że jest ich dwójka, a jeden z nich nazywa się Robert Lewandowski z fantastycznym początkiem roku w Barcelonie, gdzie wpada mu niemal wszystko, czego się dotknie. O Wojciecha Szczęsnego się nie obawiałem. Zmiana bramkarza byłaby szaleństwem. Choć wiem, że sporo było takich, którzy się tego domagali.

 

ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski skomentował awans na mistrzostwa Europy. Zdjęcie warte więcej niż 1000 słów


Konsekwencja i dyscyplina. Taktyka, elastyczność w ataku, która dotyczyła zresztą i Walijczyków. Czekanie na indywidualny błąd, który mógł zadecydować o wszystkim. Porządek i pewność siebie w pierwszym kwadransie, w którym zdarzało się nam już przegrywać mecze. Przekazanie informacji rywalowi: "halo, to mu chcemy tu zagrać jak u siebie". Jasne, że zdarzyło się klika wpadek i pod koniec pierwszej połowy i na początku drugiej zostaliśmy zepchnięci. Najważniejsze jednak, że trudne momenty przetrwaliśmy. Michał Probierz przy ławce nie wprowadzał nerwowej atmosfery. Nerwy są złym doradcą. Selekcjoner bardzo umiejętnie zarządzał tym meczem.


Co mi zaimponowało? Dominacja w drugiej połowie dogrywki, szukanie rozstrzygającego gola, a nie cofnięcie "czterema literami" na własną połowę i oczekiwanie na karne. Świetne zmiany, nawet te nieoczywiste jak wprowadzenie Tarasa Romanczuka. Siedem lat po debiucie – w meczu towarzyskim - wrócił do reprezentacji na spotkanie, która miało wyznaczyć nasz los na lata. Dał jakość i spokój. Bartosz Salamon wprowadził porządek i odpowiednią, nieprzesadzoną agresję. Krzysztof Piątek dał pracowitość i nie zadrżała mu noga w najważniejszym momencie przy ostatniej dla nas "jedenastce". A przecież w kadencji Michała Probierza był to jego pierwszy występ. Fantastyczna harówka poparta inteligencją Przemysława Frankowskiego i finezja Nikoli Zalewskiego, który jeśli tylko poprawi jeszcze skuteczność dośrodkowań i uderzeń będzie wielką wartością na lata po lewej stronie boiska. Dziś już nie trzeba zastanawiać się: grać na wahadła, czy powtarzać jak mantrę, że naszym DNA jest jednak czwórka w obronie.


I teraz puenta, która z pewnością nieco stonuje nastroje. To wszystko napisane zostało po awansie uzyskanym z takim trudem na imprezę, na której grę powinniśmy mieć zapewnioną najpóźniej w listopadzie. Gdybyśmy przegrali karne, tonacja naszych tekstów byłaby taka, że nie potrafimy wciąż kreować i byliśmy apatyczni w ataku, bo liczba strzałów na 120 minut wołała o pomstę do nieba. Wynik, szczególnie z takim morałem na koniec, zmienia kompletnie optykę. Na razie więc cieszmy się, dziękując Bogu, Szczęsnemu i wszystkim tym, którym nie zadrżały nogi w tak trudnym momencie. Na wnioski przyjdzie czas. Na chłodno. Na razie świętujmy. Wielkanoc symbolizuje początek nowego życia, ma nieść nadzieję i wiarę w odrodzenie. Jeżeli poparte zostanie to właściwą pracą i przygotowaniem, w Niemczech wcale nie musi być tragicznie. Póki co cieszmy się, że tam pojedziemy.

 

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie