Zjeść ciastko i mieć ciastko. Czwartek gigantycznego znaczenia

Nie było cudu na belgradzkiej 'Maracanie". Bo być nie mogło. Kluby o takim ekonomicznym i kadrowym potencjale jak Crvena Zvezda wciąż są i pewnie jeszcze długo będą, poza zasięgiem mistrza Polski. Bez względu na to, jak będzie się on nazywał.

Cztery portrety mężczyzn w różnym wieku, prawdopodobnie trenerów piłkarskich, w strojach sportowych.
fot. Cyfrasport
Bożydar Iwanow: Zjeść ciastko i mieć ciastko. Czwartek gigantycznego znaczenia

Lech Poznań wraca z Serbii co prawda z podniesionym czołem, ale też z doświadczeniem. Na tym poziomie trzeba grać jeszcze szybciej, z jeszcze większą intensywnością, w mocniejszym tempie i większym zdecydowaniem w stykowych sytuacjach. Z pewnością siebie nikt się jednak nie rodzi. Trzeba ją wypracowywać.

 

ZOBACZ TAKŻE: Bomba transferowa w PKO BP Ekstraklasie! Reprezentant Polski wraca do byłego klubu

 

W czwartek w szranki kwalifikacji Ligi Europy i Konferencji staną trzy pozostałe polskie kluby będące w odmiennych nastrojach. W najbardziej komfortowej sytuacji znajduje się Jagiellonia Białystok, bo z Silkeborga wróciła z wynikiem 1:0. Brak "króla Conference League" Afimico Pululu? Nie spędza aż tak bardzo snu z powiek Adriana Siemieńca. Szukając pozytywów i szklanki do połowy pełnej, można pokusić się o stwierdzenie, że może to dobrze, że "wyczyścił" swą kartotekę, by z odświeżoną głową i ciałem wziąć w ręce kierownicę i nękać w ostatniej rundzie obrońców (prawdopodobnie) Hajduka. W piłce niczego nie można być pewnym w stu procentach, ale "Jaga" jest zbyt rozsądna, by w czwartek nie awansować.

 

Wiara w odrobienie strat z Częstochowy przeciw Maccabi w narodzie jest dość duża. O dziwo, bo mimo katastrofalnego startu Rakowa w Ekstraklasie. Porażki z Wisłą Płock u siebie i Radomiakiem na wyjeździe to nie jest jak na standardy "Medalików", normalna sytuacja. Gdyby zespół Marka Papszuna pożegnał się z Europą już w czwartek, mając w roli potencjalnej kolejnej przeszkody bułgarskiego albo litewskiego słabeusza, byłaby to dla całego projektu gigantyczna klęska. Nie tylko wizerunkowa. Raków miałby na ostatniej prostej zdecydowanie najłatwiejszego przeciwnika. Wiemy, co może wydarzyć się w przypadku niepowodzenia. Pojawi się mowa o największym kryzysie pod Jasną Górą od czasu powrotu do elity Rakowa. Zresztą już dziś pojawiają się głosy, że pewna formuła się wyczerpała. W Debreczynie test prawdy. Być może ważniejszy nawet niż przed dwoma laty FC Kopenhaga.

 

Legia tylko w teorii ma spokój, bo jeśli nie odrobi strat z Cypru i tak pozostanie w pucharach. Jednak kolejnym krokiem ćwierćfinalisty Conference League miała być przecież Liga Europy. I to od razu, najchętniej od zaraz. Nie chciałbym znaleźć się w skórze ani Dariusza, Mioduskiego ani Michała Żewłakowa, gdyby międzynarodowa misja nie została zrealizowana podczas dwóch ostatnich czwartków sierpnia. Tym bardziej że finansowo zabudżetowano już awans. Jedyne, co może być balsamem na zranione serca kibiców, jest ekstraklasowa tabela. Tu Legia mimo zaległego meczu zajmuje pozycję wicelidera. To wszystko jednak mało. Zjeść ciastko i mieć ciastko? To w naszej klubowej rzeczywistości jeszcze plan chyba nie do zrealizowania.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie