Co dalej z Papszunem? "Gorąco się zrobiło"
W ostatnim programie "Kosa na Kosę" Jakub Kosecki wraz ze swoim tatą Romanem Koseckim dyskutowali o przeróżnych wydarzeniach, które mają miejsce w ostatnim czasie w polskiej i światowej piłce. Jednym z wątków były zaległe mecze Ekstraklasy drużyn, które będą reprezentować Polskę w pucharach. Nie zabrakło też kwestii zagrożonej pozycji Marka Papszuna.

Mecz Rakowa z Lechem zakończył się remisem 2:2 i obfitował w wiele sytuacji oraz emocji. Choć w starciu padło osiem bramek, tylko cztery zostały uznane. Po spotkaniu pojawiło się wiele kontrowersji wokół arbitra Szymona Marciniaka. A wszystko przez rzut karny podyktowany dla "Medalików", po którym częstochowianie doprowadzili do wyrównania.
ZOBACZ TAKŻE: Hiszpańskie media naprawdę piszą to o Lewandowskim. Co za słowa!
Mimo zdobytego punktu, Raków znajduje się tuż nad strefą spadkową w tabeli, mając na koncie zaledwie osiem punktów.
- Gorąco się zrobiło wokół stanowiska Marka Papszuna. Dużo było głosów, że mu pomógł Szymon Marciniak. Niemożliwe, myślę, że tak się ten mecz po prostu ułożył. Lech się może cieszyć, że nie przegrał, bo mocno Raków naciskał - miał dużo sytuacji. Papszun jest bardzo dobrym trenerem, natomiast są w pracy trenerskiej wzloty i upadki, ale uważam, że on sobie poradzi. To jest człowiek który zna zespół, miasto, on budował potęgę tego klubu. Władze zespołu powinny wytrzymać. Jak to się mówi, jeśli chodzi o to stanowisko - "gorące krzesło". Szkoleniowiec Lecha sam powiedział, że cieszy się z remisu, bo mecz był ciężki - powiedział Roman Kosecki.
W drugim spotkaniu - pomiędzy Legią a Jagiellonią - padł bezbramkowy remis. Wbrew pozorom w tym meczu również wiele się działo. Więcej bramkowych sytuacji miała Legia, ale dobrze w bramce spisywał się Sławomir Abramowicz. Zaś Jagiellonia dwukrotnie trafiała do siatki - lecz obie bramki nie zostały uznane, gdyż były zdobyte z pozycji spalonej.
- Statystyka oczekiwanych goli były po stronie Legii Warszawa, aczkolwiek oglądając to spotkanie doszedłem do wniosku, iż Jagiellonia Białystok jest lepiej ułożonym zespołem. Dla mnie Taras Romańczuk przy Juergenie Elitimie wyglądał jak pan piłkarz. Afimico Pululu oraz Jesus Imaz są zawodnikami, którzy wiedzą, co chcą zrobić w danym momencie z piłką. Chwaliliśmy Pawła Wszołka, ale w meczu z Jagiellonią dostawał piłkę, biegł do końcowej linii i nie wiedział co dalej zrobić. Brakuje mi w Legii kogoś takiego, kto podniósłby kibiców z siedzeń i indywidualną akcją sprawił, że obrona rywala cofnie się i ułatwi grę. Nie widzę nikogo takiego w zespole Legii na ten moment, ale dostrzegam duży przeskok jakościowy w porównaniu do tego, co było miesiąc temu - stwierdził Jakub Kosecki.
W ostatnim okienku transferowym drużyna ze stolicy ściągnęła do siebie 10 nowych zawodników, by walczyć o jak najwyższe cele zarówno w lidze, jak i pucharach. Dołączyli m.in Kamil Piątkowski, Kacper Urbański, Mileta Rajović i Damian Szymanski. Przed trenerem Edward Iordanescu zadanie, by stworzyć z nich zgraną i silną drużynę.
- Legia ma zdecydowanie lepszą kadrę. Ma ogromny potencjał. Trener musi zbudować zespół zarówno na Ekstraklasę, jak i na pucharowe rozgrywki. Ma w czym wybierać i to jest bardzo ważne. Teraz tylko trzeba to poukładać. Ciężko jest prowadzić drużynę, w której są same gwiazdy - wyjaśnił Roman Kosecki.
W pierwszym składzie Jagielloni, w przeciwieństwie do Legii, mogliśmy zobaczyć młodych Polaków, takich jak wspomniany wcześniej Sławomir Abramowicz, Dawid Drachal oraz Oskar Pietuszewski.
- Jagiellonia, jeśli chodzi o pierwszą jedenastkę, jest bardzo mocna i zgrana. Trener Adrian Siemieniec daje grać młodym chłopakom, wprowadza ich. Widać tych nastolatków, którzy są pewni siebie. Do Legii przyszli kadrowicze, łatwiej jest ich wprowadzić, bo oni chcą się odbudować, znowu stanowić część reprezentacji Polski i być osobami decydującymi o losach drużyny - przyznał Roman Kosecki.



