Zieliński: Lech skazany na mistrzostwo na 100-lecie

Piłka nożna
Zieliński: Lech skazany na mistrzostwo na 100-lecie
Fot. Cyfrasport
Zieliński: Przez lata obowiązywało słynne powiedzenie Gary’ego Linekera o tym, że futbol to taka prosta gra: 22 facetów biega za jedną piłką, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy. Trochę właśnie na tej zasadzie mam w tym sezonie – tylko lekko irracjonalne - wrażenie, że Ekstraklasa to takie proste rozgrywki, 18 drużyn walczy o mistrzostwo, a na końcu i tak musi wygrać Lech Poznań.

Od początku sezonu mam przekonanie, graniczące z pewnością, że bez względu na to, co się wydarzy, to i tak na końcu rozgrywek mistrzem Polski, na 100-lecie klubu będzie Lech Poznań. I nie zmieniał tego przekonania nawet fakt, że do niedawna liderem, tuż przed końcem sezonu, był Raków.

Klub z Częstochowy wygrał już Puchar Polski, nie jest tak głodny trofeum. Kibice Kolejorza czekają już od 2015 roku na tytuł. Kiedy jak nie teraz? I znów z Maciejem Skorżą. Wydaje się, że w zasadzie nie mogą nie wygrać dwóch ostatnich meczów, zwłaszcza najbliższego z Wartą. Mogą świętować tytuł już w sobotę. Zwycięstwo nad Lechią nie musi być nawet koniecznością, gdyby Raków nie wygrał teraz w Lubinie z broniącym się przed spadkiem Zagłębiem.

 

Przez lata obowiązywało słynne powiedzenie Gary’ego Linekera o tym, że futbol to taka prosta gra: 22 facetów biega za jedną piłką, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy. Trochę właśnie na tej zasadzie mam w tym sezonie – tylko lekko irracjonalne - wrażenie, że Ekstraklasa to takie proste rozgrywki, 18 drużyn walczy o mistrzostwo, a na końcu i tak musi wygrać Lech Poznań.

 

Tylko lekko irracjonalne, bo racjonalnych argumentów za tym jest sporo. Po pierwsze – słabość rywali, na czele z Legią, która już na początku sezonu walkowerem oddała mistrzostwo Polski, seryjnie przegrywając mecze i dzięki czemu zdymisjonowany w Warszawie Czesław Michniewicz został selekcjonerem i pojedzie z reprezentacją Polski na mundial do Kataru.

 

Ogromna presja kibiców

 

Po drugie – straszliwa mobilizacja sportowa i organizacyjna w Poznaniu, by Lech na 100-lecie klubu zdobył mistrzostwo Polski. Presja ze strony kibiców Kolejorza jest ogromna. Ich pragnienia także. Mam dwóch znajomych, którzy kibicują Lechowi – poważni, dorośli, na stanowiskach, a co jakiś czas niemal obsesyjnie pytają jaki będzie wynik Lecha i czy na pewno będzie mistrzem Polski. Za to mistrzostwo to chyba nawet oddaliby Warszawie, albo Częstochowie… Targi Poznańskie.

 

Trzeci argument, chyba najważniejszy. Mimo że trener Marek Papszun przez lata wykonał znakomitą robotę szkoleniową w Rakowie, choć zespół - nawet gdy zaszedł wysoko - nadal robi systematyczne postępy, a to nie jest łatwe, choć bardzo dobra jest polityka transferowa klubu, personalnie drużyna jest coraz mocniejsza – to jednak oceniałbym to tak, że minimalnie silniejszy piłkarsko i personalnie jest jednak w tym sezonie Lech. Mimo swoich upadków i wzlotów, zmian, kłopotów z kontuzjami.

 

Po latach znów docenili Skorżę

 

Czwarty argument, stricte personalny – Lech ma Macieja Skorżę. To trener przez lata – mimo dużych sukcesów – trochę niedoceniany. Uważany za miękkiego w szatni i w prowadzeniu zespołu, długo w cieniu Pawła Janasa. To jednak trener, który – w zasadzie gdzie nie pracował – robił dobrą robotę i niezłe wyniki (dwa tytuły mistrza Polski z Wisłą Kraków, jeden z Lechem, Puchar Polski z Dyskobolią, dwa z Legią).

 

Nie jest przypadkiem, że to on zdobył ten ostatni tytuł mistrzowski z Lechem w 2015 roku. I jest takim symbolem i znakiem charakterystycznym głupoty polskich właścicieli klubów i działaczy, bo kilka miesięcy po tym sukcesie Skorża został z Lecha zwolniony. Musiało minąć sześć lat, aby na Bułgarskiej zrozumieli, jaki błąd popełnili i zatrudnili Skorżę ponownie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Paulo Dybala blisko wielkiego transferu! To byłby hit

 

Generalnie irytujący jest ten brak cierpliwości i mądrości właścicieli i prezesów klubów w kwestii zatrudniania trenerów. Brak tego, by – jeśli wybiorą fachowca, którego uważają za najlepszą opcję – zaufali mu, pozwolili spokojnie pracować, dali czas, z przekonaniem, że sukcesy wcześniej czy później przyjdą. To jest podstawa, by kluby się rozwijały na lata, rosły w siłę – z trenerami, którzy mają koncepcję i czas na jej zrealizowanie.

 

Papszun jak Ferguson

 

Tym sztandarowym przykładem, że warto dać czas i zaufać był przez lata Alex Ferguson, któremu mocno nie szło w początkowej fazie pracy z Manchesterem United, a jednak działacze byli cierpliwi, dali mu czas, zaufali i Sir Alex stworzył na lata potęgę Czerwonych Diabłów. A takich przykładów w futbolu było znacznie więcej.

 

O tym najbliższym nam geograficznie i czasowo opowiadał w ostatnim „Cafe Futbol” ekspert Polsatu Sport Tomasz Łapiński. Gdy – nomen omen – właśnie walczący teraz o mistrzostwo Polski Raków Częstochowa występował jeszcze w drugiej lidze, Marek Papszun był dwa razy w ciągu jednego sezonu bliski zwolnienia z klubu. Gdy pojawiały się słabsze wyniki, niektóre osoby wywierały presję na właścicielu, by zmienił szkoleniowca.

 

Świerczewski zachował zimną krew

 

Michał Świerczewski tę presję dwukrotnie wytrzymał, nie zwolnił Papszuna, mimo braku awansu dał mu szansę w kolejnym sezonie i w końcu ten awans przyszedł. Gdyby Świerczewski był w gorącej wodzie kąpany i reagował jak większość działaczy, dziś zapewne nie byłoby i legendy Papszuna i Rakowa, zarówno trener jak i klub mogliby się pałętać po niższych ligach. A tak – walczą teraz z Lechem o mistrzostwo Polski. Z Lechem, w którym ponownie – i miejmy nadzieję, że na dłużej – zaufano Skorży, naprawiając błąd.

 

Tak naprawdę to być może właśnie ta presja na mistrzostwo dla Kolejorza sprawiła, że to Michniewicz, a nie Skorża jest obecnie selekcjonerem reprezentacji Polski. Dochodziły słuchy od osób związanych z Cezary Kuleszą, że prezes PZPN wysoko ceni Skorżę i był on jednym z faworytów do przejęcia kadry, ale na przeszkodzie stanął fakt, że Lech na 100-lecie klubu bardzo chciał odzyskać tytuł, jesienią Skorży szło bardzo dobrze i w zasadzie był „nie do wyjęcia” z Poznania.

 

Jezu, Jezu, jak Cię błaga lud

 

O Lechu można powiedzieć, że to jest taka… mała Legia pod względem oczekiwań i presji kibiców. Klub z Łazienkowskiej zawsze, bez względu na sytuację finansową i sportową, „musi” walczyć o mistrzostwo Polski. Podobne podejście jest przed każdym sezonem w Poznaniu i Wielkopolsce. A fani Kolejorza czekają już siedem lat na tytuł, od 2015 roku.

 

To znacznie krócej niż przed laty Legia, gdy jej kibice przez dekady jeździli po Polsce i śpiewali słynną pieśń „Jezu, Jezu, jak Cię błaga lud. Jezu, Jezu mistrza z Legii zrób. My czekamy już 20 lat. Jezu, Jezu, chyba nadszedł czas”. W miejsce 20 pojawiały się co roku coraz dłuższe lata, przez które kibice Legii czekali na to wyśnione mistrzostwo Polski. Skończyło się na 24 latach, bo po triumfie w 1970 roku, jeszcze za czasów Deyny, Legia odzyskała tytuł w 1994 roku. Wiara Lecha czeka od „tylko” siedmiu lat i chyba ten tytuł teraz wybłaga.

 

Legii udało się to mistrzostwo odzyskać niby rok wcześniej, w sezonie 1992/1993, ale wtedy właśnie była słynna ostatnia kolejka cudów, gdy w ustawionych meczach Legia nastrzelała goli Wiśle w Krakowie, a ŁKS Olimpii Poznań. PZPN odebrał wtedy Legii tytuł mistrzowski i przypadł on… Lechowi.

 

Rozmowa z Wójcikiem bez słów

 

Z tym odebraniem Legii tytułu wiążą się moje osobiste wspomnienia z początków pracy dziennikarskiej, bo poniekąd przyczyniłem się do tego, że PZPN zdecydował się drużynie z Warszawy ten tytuł odebrać, a przyznać Lechowi.

 

Czerwiec 1993 roku. Moja pierwsza rozmowa z Januszem Wójcikiem. Odbyła się bez słów. Byłem młodym 20-letnim dziennikarzem „Sztandaru Młodych”. Cała Polska wrzała z oburzenia po farsie w ostatniej kolejce ekstraklasy, gdy Legia Wójcika wygrała w Krakowie z Wisłą 6:0, a ŁKS z Olimpią 7:1. Warszawa świętowała upragniony, pierwszy od 1970 r. tytuł mistrza Polski, który wkrótce PZPN miał jej odebrać.

 

„Cała Polska to widziała”

 

Wszyscy niby wiedzieli, że mecze były ustawione, ale dowodów nie było. Cudotwórca Wójcik odzyskał tytuł po 23 latach. Dostałem cynk (co ciekawe, od jednej z legendarnych postaci z Łazienkowskiej), że ówczesny lider Legii razem z piłkarzem, który wcześniej grał w Krakowie, nie byli na ostatnim treningu zespołu Wójcika w stolicy, ale pojechali wcześniej toyotą celiką pod Wawel. Zapewne zwiedzać zabytki.

 

Dzwonię do „Wuja”. Na stacjonarny, komórek wtedy nie było. Pytam, czy piłkarze P. i J. opuścili ostatni trening Legii i czy pojechali wcześniej do Krakowa? Kilkanaście sekund ciszy i trzask odkładanej słuchawki. Opisaliśmy historię na łamach „SM”. Kilkanaście dni później, podczas nadzwyczajnego zjazdu PZPN, wiceprezes Ryszard Kulesza wypowiedział słynne słowa „Cała Polska to widziała”, wymachując na mównicy „Sztandarem” z tym artykułem, który był jednym z „dowodów”. PZPN odebrał Legii mistrzostwo Polski.

 

Ważna jest kolejność dziobania

 

Walka Lecha z Rakowem w ostatnich tygodniach rozgrzewa kibiców, podnosi adrenalinę, emocje. Jakoś nie potrafię się jednak tym za bardzo emocjonować, bo – tak jak na wstępie – założyłem przed sezonem, że mistrzem Polski na 100-lecie i tak będzie Kolejorz, więc czym się tu podniecać?

 

Funkcjonuje takie powiedzenie i zasada: „kolejność dziobania”. I bez podtekstów i insynuacji, wygląda na to, że Raków już wydziobał sobie w tym sezonie z tego piłkarskiego tortu Puchar Polski, jest już nasycony, a teraz głodny do wściekłości Lech musi sobie wydziobać mistrzowski tytuł.

 

Manchester zadziobał Sroki

 

Trochę podobnie jest w Anglii po tym, jak Manchester City na własne życzenie odpadł w półfinale w Madrycie z Ligi Mistrzów, a Liverpool awansował do finału tych rozgrywek. Drużyna Juergena Kloppa wydziobała ten finał Champions League w Paryżu i już nie była na tyle głodna, by w ostatni weekend wygrać z – nomen omen – Kogutami. Zremisowała z Tottenhamem 1:1.

 

Podrażniony odpadnięciem z LM zespół Pepa Guardioli, z burczącym z głodu brzuchem, rozdziobał za to Sroki z Newcastle aż 5:0. Na dwie kolejki przed końcem ma trzy punkty przewagi nad Liverpoolem i pewnie już tego mistrzostwa z rąk nie wypuści.

 

Raków wypuścił wodze z rąk

 

W naszym kraju Raków pokonał Lecha w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym 3:1, co uznano za lekką niespodziankę. Ale mam wrażenie, że determinacja ekipy Papszuna w tych rozgrywkach była większa, a trochę rozkojarzeni piłkarze z Poznania gdzieś z tyłu głowy podczas tego finału ciągle mieli myśli o mistrzostwie na 100-lecie klubu.

 

Tę kolejność dziobania, skupienie się na odpowiednich celach, kopię sytuacji z City i Liverpoolem, w dużej mierze potwierdziła rozegrana w miniony weekend 32. kolejka Ekstraklasy. Raków niby wszystko miał w swoich rękach, bo prowadził w tabeli, a jednak te wodze wypuścił. Tylko zremisował u siebie z nie walczącą o nic Cracovią 1:1, choć do 62. minuty prowadził 1:0. Z kolei Kolejorz był już w odczepionym wagonie w Gliwicach, ale rzutem na taśmę Mikael Ishak strzelił w 87. minucie gola na 2:1 w meczu z Piastem.

 

Cuda zdarzają się rzadko

 

Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek wygląda na to, że karty są już w zasadzie rozdane. Lech ma dwa punkty przewagi nad Rakowem i teraz już od niego wszystko zależy. Oczywiście to jest sport, to jest piłka, wszystko się może zdarzyć, nie takie dramaty i zwroty akcji futbol widział, łącznie z finiszami polskiej ligi. Przypomnijmy sobie choćby słynny mecz Legii z Widzewem na Łazienkowskiej, gdy gospodarze prowadzili 2:0 i w kilka ostatnich minut przegrali go 2:3 i mistrzostwo Polski.

 

Wbrew pozorom, cuda w futbolu nie zdarzają się jednak tak często. Pojawiają się różne kontrowersyjne doniesienia przed tym spotkaniem, w tym głosy, że Raków miałby ufundować specjalną premię dla piłkarzy Warty za odebranie punktów Lechowi w przedostatniej kolejce (osobiście nie widzę w tym nic złego). W derbach Poznania Warta zagra z Kolejorzem u siebie, ale nic jej już nie grozi, ani spadek, ani awans do pucharów.

 

Dodatkowa premia to „głupota”

 

Właściciel Warty Bartłomiej Farjaszewski określił doniesienia o dodatkowym motywowaniu finansowym z zewnątrz jego piłkarzy w meczu z Lechem, krótko i dosadnie: głupota. Zapewnił, że jego zespół podejdzie – i bez dodatkowych pieniędzy – do tego spotkania zgodnie z duchem sportu, jak do każdego innego.

 

Doświadczenie– zarówno z finiszów polskiej ligi, jak i wielu zagranicznych - uczy jednak, że w takich sytuacjach, w przeważającej liczbie wypadków, wygrywają te drużyny, które mają wygrać i o co walczyć. Zespoły w sytuacji Warty, gdy już nie walczą o konkretny cel, tracą motywację, koncentrację, myślami są gdzieś indziej, niektórzy zmieniają kluby. Do tego w tym przypadku dochodzi jeszcze podstawowa kwestia, że Lech ma mocniejszy zespół. I nawet fakt, że to są prestiżowe derby Poznania, w mojej ocenie nie sprawi, że Warta zabierze Lechowi tytuł.

 

Tytuł dla Lecha już w sobotę?

 

Raków w przedostatniej kolejce ma natomiast arcytrudny mecz w Lubinie z Zagłębiem. Miedziowi co prawda są niżej w tabeli niż Warta i mają cztery punkty mniej, ale to właśnie sprawia, że ciągle nie są pewni utrzymania w lidze, mają tylko cztery punkty przewagi nad Wisłą Kraków i Niecieczą, które są w strefie spadkowej. Zagrają z nożem na gardle, maksymalnie skoncentrowani, łatwo tam Rakowowi nie będzie. Na pewno znacznie trudniej niż Lechowi z Wartą.

 

Przy ewentualnym zwycięstwie Lecha nad Wartą, jeśli Raków przegra lub zremisuje w Lubinie, to już w sobotę w Poznaniu będzie wielka feta z okazji mistrzostwa Polski na 100-lecie. Wtedy mecze w ostatniej kolejce Lecha z Zagłębiem Lubin (jeśli wygra z Rakowem, będzie już wtedy pewne utrzymania) i Rakowa z Lechią Gdańsk (ciągle walczy o europejskie puchary) nie będą już miały znaczenia w kontekście tytułu mistrza Polski.

 

Dwa miliony złotych za mistrzostwo

 

Mecz Zagłębie – Raków rozpocznie się w sobotę 14 maja o godzinie 17.30, czyli około pół godziny po zakończeniu spotkania w Poznaniu. Można mieć pewność, że oglądalność tego meczu w Wielkopolsce będzie rekordowa. Tytuł dla Lecha już w sobotę to wielce prawdopodobny scenariusz, ale nie przesądzajmy, by może z fetowaniem mistrza trzeba będzie jeszcze tydzień poczekać.

 

Zarówno piłkarze Lecha jak i Rakowa mają o co grać. Premie dla zawodników za mistrzostwo Polski w obu klubach zostały wyznaczone na około dwa miliony złotych do podziału. Jak na polskie warunki, to znacząca kwota. Można mieć jednak pewność, że nawet gdyby grali za darmo, to w tych meczach dadzą z siebie wszystko. Lechici, bo na 100-lecie Kolejorza tytuł musi być w Poznaniu, zawodnicy Rakowa, bo jeszcze nigdy mistrza Polski nie mieliśmy pod Jasną Górą.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie